niedziela, 30 marca 2014

Zwierzakowo

Ostatnio brak mi czasu na pisanie a wieczorami szybko zmęczenie kładzie mnie spać. Sezon zaczął się pełną parą, ogród zaczyna swoje życie a drzewa zielenieją. Od dwóch dni kwitną dzikie śliwy w sadzie, już ładnie czuć wiosną. Obsiałam już ogród marchewką wczesną, burakami, pietruszką i bobem. Od poniedziałku szykowanie kolejnych grządek bo z tego co widzę maj będzie już w kwietniu. Sok z brzozy w ilości 25 litrów chłodzi się w studni, będzie można oczyszczać swój organizm przez dłuższy czas niż rok temu. Powietrze pachnie kwiatami , czystą i soczystą zielenią. Wiosna to piękny czas ale i czas pracy porządkowej nie zawsze dającej nam radość z jej wykonywania :-) Sobota minęła pracowicie, wysprzątana została cała stajnia z materaca zimowego. Dezynfekcja i czysta ściółka. Już mnie nie denerwuje ten dywan :-) Kozy całymi dniami na pastwisku wyjadają soczysta trawkę która już puszcza.

 Maluchy :)





 
 
 Tola już jest postawną jałówką, ostatnio odwiedziła nas Inspekcja Weterynaryjna by podać jej szczepionkę przeciw gruźlicy i pobrać krew do badania. Sprawdzić w jakich warunkach żyje. W lipcu przejdzie pierwszą inseminację i wtedy będziemy już tylko czekać na narodziny :)
 

Kilka dni temu odjechała Gwiazdka do nowych właścicieli, dołączy do Mani krewniaczki :)
Pozdrawiam!

piątek, 21 marca 2014

Maluchem być :)

Dziś zaskoczenie , radość ogromna z pierwszego wykotu i do tego dziewczynka! Kurcze ale się cieszę :)))) Będzie do dalszej hodowli kolejna łowieczka kuleczka :D


Od dwóch dni mamy takie słoneczko i rozpieszczającą nas pogodę, że nawet szczenięta z zaciekawieniem wyłoniły się ze swojej "dziupli" :)




Cóż za pozytywizm :-D Pozdrawiam

poniedziałek, 17 marca 2014

Sianem po plecach!

Można powiedzieć, że nic się nie dzieje bez przyczyny. Zawsze jest działanie jest skutek i są konsekwencje. Z takimi konsekwencjami zmierzam się nie raz w swoim życiu ale przecież na tym polega życie. Nadeszły chłodne dni, wieje i pada - skutkiem jest moknięcie na deszczu, wywiewanie mnie z podwórka :) Dobrze! - deszcz jest potrzebny, trawa szybciej ruszy jednak przy pracach zwykłych codziennych taki wiatr nie jest czymś oczekiwanym. Nie powiem- łeb chce urwać! Znów pokazało się błotko które przecież tak kocham, no normalnie tęsknię za nim w suche dni!
W sobotę przyjechało siano i słoma- nowa dostawa gdyż moje panice pochłaniają go w niezmierzonych ilościach. Mogę ograniczyć zboże bo przecież nie jestem ukierunkowana na eksploatację maksymalną na mleko ale siana zabraniać im nie mogę, trzeba było zamówić. Przyjechało- ja w tym momencie byłam w mieście gdzie córka pierwszy raz upajała się będąc w centrum uwagi fryzjerki. Nie powiem ładnie ją ostrzygła i spędziła przy niej całą godzinę rozpieszczając zachwyconą księżniczkę. Ja za to w tym czasie rozmawiałam z babcią przy kawie o smutkach jakie ją trapią bo oczywiście z wnuczką u fryzjera był dziadek jako sponsor na Dzień Kobiet. Gdy wróciłam siano już czekało i na pech trochę zmokło, szybko przebrałam się by ulokować je w stodole. I tu zaczął się koszmar, nie pamiętam kiedy byłabym tak zmęczona jak wtedy. Siano w bali i słoma też, z tych dużych ważących po pół tony. Dość spory kawałek trzeba było je po prostu turlać do stodoły pokonując lekkie ale przy takiej wadze dość spore górki z kamieni jakimi są wyścielane podejścia do stodoły. Jestem silna ale to już dla mnie było ekstremalny wysiłek. Co udało mi się taką bal rozhuśtać i popchnąć ona wracała zdwojoną siłą na mnie, zaparłam się i całą złością jaką miałam w sobie przeturlałam je do stodoły. Podpierałam bal na udzie drugą nogą zaś parłam do przodu. Na pech było błoto więc jazda bez trzymanki. Stałam tak i zastanawiałam się jak ja je teraz położę ale wpierw przecięłam linki by zdjąć wierzchnią ubłoconą warstwę później oparłam się tyłkiem  na belkach i nogami pchałam ile miałam sił w nogach. Tak więc udało mi się wykonać tę pracę która powiem szczerze była dla mnie absolutnym wyzwaniem fizycznym, później odpady na taczkę i wywoziłam żmudnie w  inne miejsce by w suche dni móc spalić. Na obornik siano się po prostu nie nadaje. Tak prace zaczęłam około 16 skończyłam o 22 miedzy czasie dojąc kozy , karmiąc maluchy itd. Zadowolona ale strasznie zmęczona wieczorem siedziałam z obolałym barkiem. Myślałam że minie ale niestety okazało się że zwichnęłam bark i ból na drugi dzień już był silniejszy. Teraz okłady i męczenie się z tym obciążeniem bo praca nie niknie na takiej gospodarce jak jestem chora czy obolała. Swoje trzeba po prostu zrobić , czy boli czy nie boli.
Siano ze słomą dało mi w kość.
Maluchy rosną, jak na razie padł mi aparat więc zdjęcia w kolejnym poście. Powiem szczerze że jeszcze takich koźląt u siebie nie miałam, tyle z nich radości co nie miara. Przytulaśne, cieszą się jak mnie widzą- ogonki zapierdzielają jak u rozbawionego psa :) I jeszcze każde trzeba wygłaskać, wymiziać, wyprzytulać, wycałować bo przecież by inaczej się nie dało :) Szczerze powiem, że jak już odjadą do nowych właścicieli uronię łzę oj uronię, nigdy się tak jeszcze mocno nie przyzwyczaiłam do koźląt. Jednak złapały geny po Bogusiu, bo ta rasa właśnie tak mocno pragnie kontaktu z ludźmi. One nie są wstanie żyć bez kontaktu z człowiekiem - takie już są i może dlatego ta rasa tak rośnie na popularności. Bo przecież takie kozy w swojej zagrodzie to skarb, gdy nie uciekają, nie boją się ludzi i chcą być nas blisko. Chyba ich "płacz" gdy wychodzę jest najtrudniejszy do przeżycia. Płaczą tak głośno że nie raz aż wracam się po kilka razy do nich :) Małe spryciary :)
Czarnulka już całkiem zdrowa gdyby nie patrząc na przepuklinę. Bardzo dobrze sobie radę daje, nawet ustawiać kozy na nowo jej się zachciewa. Jednak ja pilnuję ją i lokuję tylko z łagodnymi kozami bo przecież mimo wszystko przepuklina to przepuklina. Jej słaby punkt. Prawdopodobnie mam dla niej dom, okaże się za parę dni. I może jesienią będzie w spokojnym i pewnym zaciszu wśród dobrych ludzi którzy na pewno o nią zadbają. Okaże się, będzie pewne -dam znać :) I tak znów uciekam do pracy na ten wiatr i deszcz i jakoś mi tak raźno znów wyprzytulać moje maluszki :) Pozdrawiam i witam nowych obserwatorów bardzo serdecznie!

poniedziałek, 10 marca 2014

W podziękowaniu dla Gabrysi !!!!

Są tacy ludzie których prosić nie trzeba, wiedzą kiedy pomóc i czy dana osoba tego potrzebuje choć słowem się nie odezwie. Rzecz jasna piszę tutaj o Gabrysi z bloga Archanioły i Ludzie która nawet nie pytając czy potrzebna mi jest jej pomoc dokładnie wypytała się mnie jak powinien wyglądać ten gorset. Po trzech dniach doszła paczka od niej w której znajdował się własnoręcznie przez nią uszyty gorset ściągający dla Czarnulki. Nie wyobrażacie sobie jak jestem jej wdzięczna, poświęciła weekend by ulżyć mi w pracy a także domyśliła się jak ciężko mi jechać do miasta choć na dwie -trzy godziny by poszukać odpowiedniego materiału a później szyć w domu po nocach. Oczywiście kozula jest bardziej wdzięczna niż ja ponieważ widzę jaką daje ten gorset jej ulgę. Ochrona dla delikatnej naciągniętej skóry i brak obciążenia po jednej stronie daje jej komfort. Tak więc Gabrysiu kochana bardzo Ci dziękujemy za ten twój wspaniały gest i za poświęcony czas !!!!!!
O to nasza modelka :)

 Pas wiązany jest bandażem elastycznym zapewnia to komfort elastyczności gorsetu jak i nie ma ryzyka obstarć na kręgosłupie. Czarnulka jak widać dobrzeje i wraca do formy :) Pozdrawiam

sobota, 8 marca 2014

Słoneczny dzień- niestracony dzień

Dziś po kilku dniach pochmurnych i zimnych nadszedł dzień w którym słoneczko i ciepło nas rozpieściło. Pięknie było, prawdziwie wiosennie i przyjemnie :) Aż z "sercem na dłoni" szłam rano do pracy, pracy na ogrodzie, okólniku i przy zwierzętach. Po całodniowych pracach przyszedł czas na godzinkę odpoczynku więc pisze post recenzjalny :) Dziś zrobiłam porządek przy oborniku by było miejsce na wywóz zimowego materaca ze stajni, miedzy czasie Tomek zrobił mi inspekt na nowalijki. Jak widać na zdjęciu foliowiec czeka na nową folię choć nie jest to pewne czy nie zostanie rozebrany, gdyż jest spora szansa że powstanie nowy 12 metrowy na polu - na pomidory, długie zielone ogórki i paprykę. W tym miejscu gdzie jest stary mam zamiar w tym roku posadzić ziemniaki. Tak by były młode na okres letni dla nas bo zbyt dużo miejsca nie ma. Kiedyś połowę ogrodu obsadziłam sadzeniakami ale ziemia jeszcze wtedy była zbita i bardzo ciężka i zamiast ziemniaków miałam kilka sadzeniaków.  Po 4 latach pracy nad glebą jest już o wiele lżejsza i przepuszczalna to i pod ziemniaka się nada. Oczywiście nie tylko uprawa i obornik ją wzbogaciły i zmieniły ale i stosowane EM-y które polecam z całego serca! Jak widzicie ziemia przykryta jest słomą, w tym roku nie będę szaleć z przyśpieszania gdyż obniży to wzrost chwastów a ja spokojnie będę grządka po grządce odkrywać ziemię i siać. W inspekcie posiałam sałatę i rzodkiewkę by szybciej cieszyć się ich smakiem :) Oczywiście wśród drzew wygrabiłam trawę i posprzątałam połamane gałęzie.


Między czasie odsłoniłam w ogrodzie kwiatowym ziemię  która była uścielana słomą , krzaki odkryłam od osłon a ziemie zruszyłam. Pierwsze kwiaty i paczki pięknie ruszyły :)  Największą frajdę dziś miałam ze zrobienia placu zabaw dla koźląt. Popytałam sąsiadów i okazało się że mój sąsiad ma kilka sporych opon mu nie potrzebnych co bardzo mnie ucieszyło i jego że może się ich pozbyć. Tomek podawał mi przez ogrodzenie a ja układałam je w oto taki stosik. Od największej do najmniejszej by mogły po nich skakać i figlować. Nie wiedziałam że im się to tak spodoba, zabawy miały po pas :)

 
 
Kozy ( matki) cały dzień pasły się na pastwisku a dzieci się bawiły beztrosko co chwile wołając mnie by butle przynieść :)) Poprawiłam dziś linki pastucha kilka wymieniłam na nowe i już ode chciało się kozicom i owcom wyłazić na posesje sąsiadów :))) A ja już spokojnie mogłam nakarmić moje dzieci domowe hehhe i męża rzecz jasna :) Teraz uciekam doić , karmić maleństwa i ich matki by wieczorem móc odpocząć i się zrelaksować obmyślając plan na kolejne dni :)) Pozdrawiam
 
Ps. Czarnulka dochodzi do siebie, dziś pasła się z innymi kozami więc jest to bardzo dobry znak :)

środa, 5 marca 2014

Z biegu :)

Ale miałam dzień!!!! W sumie połowy nie pamiętam bo po południu zaczęło się ganianie po podwórzu.Z całej akcji mycia kozy ( Czarnulki która dostała ostrej biegunki plus ta wydzielina z dróg rodnych) po karmienie maluchów co się tak darły jak mnie widziały jak by je mordowano. Z całej tej akcji o mało bym nie przegapiła odbioru antybiotyków. Gnałam przez wsie jak postrzelona samochodem. Po powrocie aplikacja leków do mięśniowo- kurczę ale to było gęste, jak się te kozy darły. Aż mnie przeszyło!!!! Czarnulka i Maja dostały to samo, Maja dziś miała niepokojącą wydzielinę podobną jak ma Czarnulka.  Tak więc obie dostały antybiotyk i oksytocynę. Córka Mai też dostała antybiotyk bo od dwóch dni pokasływała - chyba ją zawiało i nie mam zamiaru ryzykować. Kozy ogólnie mają się dobrze, Czarnulka po wczorajszym moim eliksirze stanęła na nogi. Chyba powinnam to opatentować hehhehehhe :) Dziś chodziła, była "kumata" i na pastwisku jadła sobie trawkę. Ok, cieszyłam się rano jak ją zobaczyłam, ulga to dobre słowo co czułam otwierając drzwi stajni. Mimo problemów ( a ich nigdy nie brakuje jak się hoduje zwierzęta) cieszy mnie każdy dzień z maluchami, nie powiem martwię się strasznie o koziołki. Nie wiem czy znajdę kupców na nie a na ubój takie koziołki no normalnie się nie nadają!! Szukam więc im domów, dobrych domów i mam nadzieje że je znajdę. Kózki sprzedane są zanim się urodzą koziołki jednak mają ciężki los. Tym razem mi ciężej bo te maluchy są po prostu tak kontaktowe że nie da się do nich nie przywiązać!!!! Obiegnę jednak od ciężkiego tematu i chce pochwalić się maluszkami od Luny. Mówię wam jakie to grubasy, ledwie to się rusza :) Śpią i jedzą , jedzą i śpią no i tyją !!! :)


Pozdrawiam pozytywniej :D

wtorek, 4 marca 2014

Kalejdoskop

Jak to w życiu, nie może być dobrze musi się zawsze coś sp.....ć. Już było dobrze, nawet dziś przyszła paczka od Gabrysi z bloga "Archanioły i ludzie", specjalnie przez nią uszyta szatka dla Czarnulki która miała spiąć ją w pasie. Za co jej bardzo dziękuję !!! Było dobrze do popołudniowych godzin gdy z minutę na minutę smutniała, chowała się w kątach, nie reagowała na nawołania jej córci- Malutkiej. Najeżona i markotna leżała i nie chciała wstać. Dałam jej owsa- ledwie co skubnęła, zmierzyłam więc gorączkę i tu był pies pogrzebany. Gorączka wysoka- dałam jej na zbicie i zadzwoniłam po weta- oczywiście dziś nie mógł przyjechać. Jutro mam jechać rano po antybiotyki do niego, podejrzewam że to stan zapalny macicy. Wydala z dróg rodnych biało-krwistą ciecz, normalnie powinna się oczyszczać ale to jest kremowe. Zapach niby nie ropny ale jednak sam kolor mówi za siebie. Podałam jej wapno i witaminy z domieszką magnezu, potasu, witaminy K i żelaza. I czekam do jutra. To czekanie mnie zaczyna strasznie irytować, nie wiem ale jeśli ja byłabym wetem po prostu bym przyjechała by pomóc natychmiastowo. Pewnie bym na tym nie zarabiała ale zdrowie zwierzęcia jest ważniejsze niż ilość banknotów w portfelu. Mój wet jest dobry w tym co robi ale złapać go to cud. Mam nadzieje że ją z tego wyciągnę bo nie wyobrażam sobie innego finału. A tak poza tym brakuje mi rąk do pracy, gonię za pracą jak pies za ogonem. Od rana na nogach do późnego wieczoru. Zjeść czasu nie ma a jak jestem już w domu to gotuję, sprzątam i piorę. Odczuwam brak haremowego karmidła do pojenia koźląt, jak jedno ssie butle drugie włazi mi na głowę, trzecie odganiam ręką by nie przeszkadzało temu co pije i między czasie czwarte ssie mi palce. Każde chce, każde woła a ja jedna :) Nie powiem moment karmienia maluchów jest dla mnie ulubionym , te machające ogonki mnie powalają :) Zabiera mi to sporo czasu a resztę nie da się nie zrobić. Na przykład pech spalenia się żarnika w oświetleniu w stajni , po ciemku to nie praca tylko wariacje co wynikiem było wbicie sobie ( jakim cudem? nie wiem!) wideł w udo. Oj bolało ale zmotywowało mnie wleźć na drabinę i przeciągnięcie kabla i zamontowanie lampy na żarówkę. No mam normalne światło!! :) Jak człowieka weźmie cholera to i zrobi coś na czym się nie zna hehhehe Nie powiem stracha to ja miałam, by nie spalić wszystkiego :) Ale udało się, dało radę ? Dało! Chyba powinnam zaopatrzyć sobie apteczkę w zastrzyk przeciw tężcowi,  jakiego ja mam pecha to głowa za mała :) Ze zmęczenia człowiek robi różne głupie rzeczy, a to coś walnie gdzie popadnie i szuka tego jak głupek później albo położy grabie na ziemi a później w nie wdepnie i niczym komediowy idiota zszokowany rozgląda się co go walnęło w głowę :D Takie durnoty to ja potrafię robić!!! Jednak cały dzień w pracy, jedzenie w biegu między czasie obwiązki domowe i odpoczynek dopiero przed 22 daje swoje znaki. Jednak chyba nic mnie tak nie zadawala jak dobrze wypełniony dzień pracą, brakuje mi tylko słońca i ciepła. Tego mi brak, łatwiej się pracuje w cieple i kwitnącej wiośnie niż w pejzażu jesiennym gdzie zimno mroczno i wilgotno.
Pozdrawiam

poniedziałek, 3 marca 2014

Pan "W" (wuuuu)

I dziś dołączył nowy członek stada, owczego stada. Będzie sprawował rolę zapładniacza :-D
Byle by odchować go teraz , doszła kolejną gębka do butelkowego karmienia, i jak dobrze określił to Jakub - pasibrzuch z niego okropny. Jadł by i jadł :)) Fajny z niego kudłacz, chodzi za mną jak przylepa i beczy gdy mnie nie widzi. Za to dzieci radość miały z niego ogromną. Tuliły, głaskały i podziwiały jego wyczyny jak się przedrzeć przez ogrodzenie by dostać się do butli pełnej mleka. Czuja to ma chłopak jak nic! Kozy ze zdziwieniem patrzyły na to czarne małe krzykliwe dziwo! Ciężko było mu zrobić zdjęcie bo wciąż wskakiwał mi na kolana :) Mały sprytny kurdupelek :)


 
Oczywiście nie tylko on lubi podgryzać :)
 


 
Oczywiście reszta stała się strasznie zazdrosna i wciskała się we mnie jakby mnie cały dzień nie widziały :)


Wieczorne karmienie musiało odbyć się w domu, córka by mi nie darowała :))))

I tak kolejne stadko się rozwija :)) Pozdrawiam

ps. Czy ja kiedyś przestanę ????? Chyba nie :))))

Cynamon stanie się mężczyzną :)


Cynamonek 25% alpejski 50 % Anglonubijski przystojniak pojechał dziś do Roberta. Robert mieszka wraz z żoną z synem i córką za Warszawą. Robert jako głowa rodziny pracuje w Dani między czasie remontując dom i hodując zwierzęta w raz z żoną na swoim gospodarstwie. Siedzieliśmy przy kawie i rozmawialiśmy ponad dwie godziny. Mimo iż Robert jest ode mnie starszy i ma już nastoletniego syna z którym był u mnie, mieliśmy wiele wspólnego. Identycznie jak my przeprowadzili się z miasta na wieś, zaczęli wszystko od początku idąc trudem hodowli i uprawy ziemi. Jestem pełna podziwu jego zaangażowania w swoją pracę i pasję, miło jest spotkać kogoś z kim można po prostu swobodnie porozmawiać i mieć o czym :) Pozdrawiam więc i jego i całą jego pracowitą rodzinę i życzę im by każdy ich cel był na wyciagnięcie ręki.
Cynamonek strasznie rozpaczał całą drogę, jego mamie otarłam łzy bo roniła je gdy odjeżdżał. Jeśli ktoś mi kiedykolwiek powie, że zwierzęta nie kochają powiem mu że jest "baranim łbem!" bez obrazy dla baranów :D Cynamonka do teraz rozpacza w stajni i pewnie minie kilka dni zanim się przyzwyczai, że jej synka już nie ma. Szkoda mi jej bardzo ale taka kolej rzeczy. Cieszy mnie najbardziej to że Cynamon dołączy do całej reszty (wcześniejszych) koźląt które trafiły w dobre ręce. Zdziwieniem jest dla chętnych gdy nie znając kogoś proszę o zdjęcia wnętrza stajni i kóz jakie owa osoba posiada. Tylko dlaczego mam tego nie wymagać? Jeśli ja dbam o kozy w ciąży, dbam o koźlęta, oddając je komuś do ręki chcę wiedzieć w jakie idzie warunki. Czy będzie mu dobrze, czy nie obejdą go  jakieś paskudztwa od brudu, że po prostu będzie miał godne życie. Wiem że może nie żyć do pełnej starości ale jeśli ma już spełniać się jako reproduktor chcę by warunki były właściwe. Nie sprzedam koźląt dla pieniędzy, oczywiście jest to rekompensata kosztów jakie poniosłam by wyrosły na ładne i dorodne kozy/kozły ale nie jest to moim celem by ich kosztem zarabiać. I tym razem jestem spokojna, choć nie powiem łezka zakręciła mi się w oku gdy odjeżdżali. Zawsze zostaje mi w sercu pustka którą wypełniam kolejną miłością do tych małych łobuzów :) Niech się chowa zdrowo i da piękne potomstwo! :) Pozdrawiam

sobota, 1 marca 2014

Pozytywnie

Kocham cię Mamusiu


 
Maleńka z mamą Czarnulką
Córki Basi


 

 
 

Maleńka


Mela
 



Czarnulka

Czarnulka, widać na brzuchu przepuklinę od tylnej nogi do przedniej.
Czarna dochodzi do siebie, wychodzi już na dwór i ma ładny apetyty. Zbiera siły. Po tych ostatnich dniach zmęczenie sięgnął zenitu, pewnie i emocje miały swoją rolę. Wczoraj dodając zdjęcia zasnęłam przy komputerze na krześle heheh po dwóch godzinach obudziłam się spadając na podłogę :) To się nazywa twardy sen hihihiih. Maluchy karmione co 4 godziny chodzą za mną jak za mamusią :) Lubię z nimi przebywać, pracy też nie mało. Ale dajemy radę i do przodu :)) Jakoś trzeba iść dalej otrząsnąć się i działać. Kontaktowałam się z dr. hab. Jarosławem Kabą w sprawie Czarnulki, zapewnił mnie że koza może spokojnie żyć z przepukliną i zna przypadki kiedy wielokrotnie rodziły. Ja jednak nie będę ryzykować. Teraz czas na jej rekonwalescencję. Słoneczko świeci, pierwsze przebiśniegi kwitną , nic tylko się uśmiechnąć do życia :) Pozdrawiam