czwartek, 24 maja 2018

Zapach sera

Całymi dniami obracam się w zapachu mleka, śmietany i sera. Wciąż przerabiam mleko na różnorakie przysmaki. Sery pleśniowe już tuż tuż będą gotowe choć dwa tygodnie przed czasem skusiłam się i jeden rozkroiłam. Widać że jeszcze mu troszkę brakuje ale jakże ładnie już wygląda  i smakuje a co będzie za dwa tygodnie ? :)

Nie jestem fotografem więc proszę wybaczyć to kiepskie zbliżenie , koloru sera też nie oddaje. Ser jest biały a w środku delikatnie kremowy. Smak powala nie mogę się doczekać do  finalnego smaku. Kolejne sery obsychają w lodówce i czekają na parafinowanie.
A później do dojrzewalni i będą dojrzewać kilka miesięcy. Ciekawa jestem efektu. Sery gouda zabarwiam naturalnie by efektownie wyglądały i ciekawiły smakiem. Jednak zabarwienie mleka zielonym pesto mnie rozczarowało. W sklepach te sery są tak wyraziście zielone mój jest lekko zielonkawy jak widać na zdjęciu. No cóż wydaje mi się że są barwione barwnikami bo efekt naturalnie jest całkiem inny. Różowy ser za to zabarwiony sokiem z buraka i jabłka. Ciekawa jestem jaki będzie jego smak. Eksperymentuję , szukam nowych smaków. Jednym z najbardziej ciekawym smakiem jakie napotkałam przy produkcji jest ser Brunost. Jest to ser norweski produkowany z mleka koziego lub krowiego a dokładnie z serwatki, mleka i śmietany. Podgrzewany i karmelizowany przez wiele godzin. Jest wyborny, słodki  z nutką kwasowości i słoności.Pachnie i smakiem przypomina karmel. Idealny na kanapki z dżemem truskawkowym.
Pierwsza porcja fety dojrzała więc było wielkie próbowanie :) Wyszła powiem nieskromnie rewelacyjnie.

Kolejne dojrzewają spokojnie w piwnicy.


Tak i dojrzewają sery Gouda,Ementalery, Caciatta oraz sery pleśniowe.

Wędzimy serki raz w tygodniu


I tak pracowicie mijają mi dni, cały czas jest coś do zrobienia. Jeszcze nie zapomnijmy o ogródku ale to w następnym poście. Pozdrawiam gorąco. 

środa, 2 maja 2018

Zakasać rękawy

Co ranek podwijam rękawy i do pracy. Kończę po 22 wychodząc z ostatniego karmienia.Maluchy mają już prawie dwa miesiące.









 Wiosna pełną parą choć już czasem temperatury jak w lato, jednak ja trochę narzekam. Niestety od dawna nie było deszczu , ziemia sucha jak popiół. Trawa wolno wzrasta, brak ziemi wody. Jeśli takie czeka nas lato suche będę musiała wrzucić pompę do studni i lać na pastwiska. Szczerze mi się to nie widzi. Burze straszyły tylko piorunami a przechodziły bokiem. Od dawna nie popadało... Jednak ma to też swoje zalety bo nic mi w pracy nie przeszkadza, nic mnie nie ogranicza. Mogę działać codziennie ładnie się opalając przy pracy :) Ziemia skopana w warzywniaku, warzywa posiane. Rozsady wkopane. Jeszcze mały kawałek został na skopanie pod dynie i kabaczki.
Na drugim warzywniaku  mam posiane buraki i wkopane sadzeniaki ziemniaków. Nie dużo, pół metra ale dla nas na okres letni wystarczy w sam raz by nacieszyć się młodymi ziemniaczkami.

Podzieliłam sobie pomidorki na wczesne i późniejsze. Teraz już kwitną duże krzaki a za dwa tygodnie wsadzę późniejsze rozsady. Tak będę miała całe lato pomidory, bez nadmiernych rzutów. Na przetwory będę robić sobie stopniowo, nie chcę ugrzęznąć w wekach na kilka dni bo między czasie trzeba wiele innych rzeczy robić.

Sery z białą pleśnią dojrzewają w piwnicy tak jak i feta w słojach. Nie będę chwalić się przed osiągnięciem końcowego rezultatu. Sery oscypkowe (a'la) gotowe do wędzenia, w piątek odpalamy wędzarnię i tym końcowym rezultatem się pochwalimy.
U nas już udój idzie szybciutko i zwinnie, dziewczyny nie tylko przyzwyczaiły się do ręcznego dojenia jak i do dojarki. O tak! Mam od jakiegoś czasu takie udogodnienie :) Rączki już nie bolą, kozy dojone dojarką to uwierzcie mi luksus na całego.


Oczywiście doszły dodatkowe obowiązki mycia i czyszczenia dojarki ale do tego posiadam specjalne preparaty a raz w tygodniu szczota w łapkę i myjemy przewody :) Za parę dni czeka nas podróż do Jaśkowic do Rancha Milagros :) Gdzie odbieramy dwie piękne kózki 100% Anglonubijskie :) RM Frezja i RM Azalia będą nowymi członkiniami stada :)


I tak biegnie ten nasz czas, te nasze dni pełne pracy. A prócz pracy ? Ależ oczywiście i na chwile przyjemności czas się znajdzie. Były wycieczki choć tylko na chwilkę bo trzeba było wracać na karmienie.





A dziś najcięższa praca, znienawidzona praca wśród hodowców jakichkolwiek zwierząt gospodarskich. Obornik! Wywieziono od nas w ostatnim miesiącu już 2 duże przyczepy obornika, 4 przyczepy małe samochodowe i jeszcze z 20 worków pojedynczych chętnych co chcieli nawozić sobie ogródek. Zostało jeszcze dużooooo
(Na datę nie zwracajcie uwagę bo zapomniałam ustawić jak się zorientowałam już zmieniłam)
 Jednak dziś zaparłam się i postanowiłam z tym bajzlem zrobić porządek. Zbudowałam z palet "kontener" bo nie wiem nawet jak to nazwać ze zmęczenia. Obornik najpierw musiałam odgarnąć , później wrzucałam i ugniatałam i wrzucałam i ugniatałam aż powstał porządek i ład a ja ledwie żyje. O to efekt, aż lepiej nieprawdaż ?
Prócz ciężkich prac robię córce domek, rok temu na życzenie na szybko jej sklepałam ale całą zimę stał pod plandeką. Teraz zaczyna powoli wyglądać. Tylko czasu za mało na wszystko.

 I cóż mogę więcej opowiedzieć? Chyba już nic więcej się nie działo, ogrody kwiatowe zrobione ale nie będę się chwalić teraz bo nie kwitnie i co tu podziwiać. Jednak w naszym ogrodzie będzie  w tym roku burza kolorów :) Pozdrawiam wszystkich i za każdy komentarz dziękuję. Pa :)