wtorek, 20 grudnia 2016

Warto czekać

Czasem warto czekać. Intensywnie myśleć,kochać niezmiennie od okoliczności i cierpliwie czekać. Walczyłam kilka dobrych miesięcy i przyniosło to swoje plony. Te Święta nie będą smutne i samotne, będą szczęśliwe i radosne. Nie umiem na głos nawet się cieszyć od środka czuję jakby to uczucie miało eksplodować a na zewnątrz jakby blokował je lity kamień.Wreszcie razem! Nareszcie kończy się ten smutek, tęsknota i życie w pustce. Wszystkim co nam dobrze życzyli , co byli sercem ze mną w tym oczekiwaniu życzę Wesołych Świąt, radosnych i rodzinnych! A tym co byli nam przeciwni, wrogo nastawieni życzącym nam wszystkiego co najgorsze składam jeszcze mocniej Wesołych Świąt może te dni otworzą Wasze serca i zmienią spojrzenie na świat. Oby każdy w te dni nie czuł się samotny i nieszczęśliwy bo to chyba najgorsza kara na którą chyba nikt nie zasłużył, nawet krzywdząc innych. Pozdrawiam świątecznie.



wtorek, 13 grudnia 2016

Przedświąteczne przemyślenia

Czy święta są równo dla wszystkich szczęśliwe ?
Ostatnio w ramach ćwiczeń córki w czytaniu zaczęła czytać książkę o tradycjach Świąt Bożego Narodzenia w różnych rejonach Polski. Ciągłym powracającym zdaniem w książce jest o radości i rodzinnej atmosferze. Czy rzeczywiście tak jest ? Niestety nie. W sumie to chyba pierwszy rok w moim życiu kiedy zaczęłam o tym myśleć głębiej. Oczywiście zawsze człowiek pomyślał o biednych i chorych którzy nie mają szansy na przebywanie z rodziną w Święta, dokładanie produktów do paczki świątecznej w sklepie czy wrzucanie kilku złotych do puszki  dla potrzebujących ale czy kiedykolwiek głębiej o tym myślałam ? Nie i przyznam się absolutnie bez bicia, że byłam tak pochłonięta przygotowaniami że przez myśl mi to głębiej nie przeszło. Pierwszy raz w życiu stanęłam w Ich miejscu, w miejscu w którym nie wiem jak będą wyglądać moje święta. Bez planu, bez wizji i bez wszechogarniającej mnie radości, że ten piękny czas nadchodzi. Od dziecka kocham święta, dosłownie kocham. Pochodzę z rodziny dla której tradycja była bardzo ważna i co roku skrupulatnie przestrzegana. Było tak rzecz jasna wiele lat. Z przykrością jednak stwierdzam, że moja rodzina stała się wyjątkowo współczesna, po prostu rozbita co doprowadziło że tak naprawdę każdy z nas teraz jest w święta samotny. Każdy osobno spędza święta, zatarły się tradycje rozbiły się uczucia i chęć bycia razem w tych dniach. Wyjątkowo smutne zakończenie. Każdy z domowego ogniska rozszedł się w swoją stronę jakby chciał zapomnieć, że tyle lat mieszkało się razem, było się rodziną i w naszych żyłach płynie ta sama krew. Czy czas Świąt jest naprawdę takim bodźcem by udawać że jest wszystko w porządku ? Myślę że tym bardziej w te dni powinniśmy być szczerzy wobec bliskich i siebie. Czasem po prostu nie warto walczyć z wiatrem. Wracając do tematu.... Ile osób samotnie spędza święta, ilu po prostu nie stać by kupić choć karpia i zjeść kawałek sernika. Ile osób cierpi w szpitalu nie mogąc być z rodziną. Święta - tak pięknie pokazane w telewizji tak kolorowe a tak w rzeczywistości smutne i samotne. Czy my spędzimy je radośnie ? Czy będziemy uśmiechnięci i szczęśliwi? Czy razem usiądziemy przy stole wigilijnym ? Okaże się na dniach więc na razie nawet nie potrafię myśleć o świętach. Na razie jestem sama, dzieci tęsknią - ja też i czekamy gdy wróci byśmy mogli poczuć że zbliżają się Święta i wraca wszystko do normy. Uczucie samotności jest okropne, a prawdziwej samotności nie da się znieść. Nie wypełnisz tej luki pięknymi ozdobami, obfitym posiłkiem czy też prezentami - nie wypełnisz tej luki niczym. 

piątek, 28 października 2016

Żyję :)

Witajcie

Żyję , żyje moi drodzy. Wybaczcie że się nie odzywałam. Bombardujecie mnie wiadomościami na poczcie a ja codziennie zastanawiałam się co napisać na blogu. Zrozumcie nie mogę tu podzielić się z Wami moją historią.  W moim życiu kilka planów się posypało, co było dla mnie ogromnym wstrząsem. Przez chwilę byłam w takiej depresji, że ciężko było żyć.Jednak nie poddałam się i zawalczyłam o wszystko co mi drogie. Plany które mieliśmy musiały na jakiś czas odejść w zapomnienie. Wybaczcie że nie napiszę co się stało w moim życiu tak tragicznego, nie jestem gotowa ani nie potrafię się tak otworzyć na forum publicznym. Jednak powiem Wam co zyskałam. A zyskałam wiele. Poznałam prawdę a to bardzo ważna rzecz w życiu by żyć w prawdzie nawet tej okrutnej. Życie nawet w gorzkiej prawdzie potrafi być cudowne. Poznajemy wtedy tą prawdę i ludzi z nią związanych. Kłamstwo było w naszym życiu od początku a brak wyjawienia prawdy było oblegane strachem. Kłamstwo wyszło na jaw, nastąpiła burza- żal i rozpacz a po burzy przyszedł spokój. Żyje tak tutaj dalej , dzieci się uczą i czekam na człowieka którego kocham. Czekam i czekać będę do skutku. Dla wielu osób jest to może niezrozumiałe, że czekam. Miłość. Czym byłaby miłość bez wybaczenia. Nie była by miłością. Na dobre i na złe. Zbliżyłam się do Boga do chęci walki ze złem. Nie jestem nikim wyjątkowym, jestem kobietą która walczy z przeciwnościami. Ta walka musi być wygrana. Innego wyjścia nie ma.
Plany będą zrealizowane ale nie dziś. Choć walka się dopiero zaczęła. Pytanie dlaczego jest dla mnie tak ważna ta miłość do niego. Bo jest tą prawdziwą, poznałam tę prawdziwą dopiero po wszystkim co przeszłam. Kiedyś myślałam- kocham- i byłam tego pewna jednak strasznie dziecina była ta "miłość"bo była tylko poświęceniem. Miłość to słowo które kryje za sobą wiele znaczenia. To uczucie gdy czujesz cierpienie bliskiej ci osoby, gdy budzisz się w nocy czując że on nie śpi. Patrząc na niego codziennie tak samo jak pierwszego dnia. Dziwnie czuję się wiedząc że w momencie tak trudnym dla nas ja wiem że jesteśmy jednością i nic nas nie jest wstanie rozdzielić tylko śmierć. Czytałam wiele książek , oglądałam wiele filmów o miłości gdzie trudności stawały kochankom na drodze lub oni sami sobie zaprzeczali i rozdzielała ich pycha lub głupota. Teraz będąc po trzydziestce wiem wreszcie co znaczy kochać tak mocno, że każdy dzień rozłąki jest jak sztylet wbity w serce. Nie mogę się podzielić z Wami moją historią  która wydarzyła się w ostatnich 3 miesiącach ale mogę podzielić się z Wami moimi uczuciami i oczekiwaniami. Mój świat runął by znów powstać. I po tym wszystkim wiem, że mój świat to życie z Kamilem i dzieciakami. Nie ważne gdzie nie ważne w jakim domu byle by razem.

sobota, 18 czerwca 2016

Odwiedziny w Winnicy Hople Paczków i obiecująca współpraca

Wybraliśmy się do Wałbrzycha na wycieczkę, przede wszystkim po rowery dzieci do dziadków. Po drodze jednak zahaczyliśmy o Szczawno-Zdrój i Zamek Książ. W drodze powrotnej odebralismy telefon od kierownika Winnicy Hople Paczków. Miłe było zaskoczenie że zostaliśmy zaproszeni na degustację wina.Poproszono nas byśmy przyjechali z naszymi serami które idealnie mogłyby się z tak wspaniałym winem komponować. Nie myliliśmy się, idealnie pasowały. Rozpoczyna się dla nas bardzo ważna współpraca :) Cieszymy się ogromnie, że nasze sery są tak zachwalane i doceniane. Myślę że współpraca może być bardzo owocna.




Zamiłowanie właściciela do samochodów






 Pozdrawiam

wtorek, 7 czerwca 2016

Miłe uczucie docenienia



Dzięki zaangażowaniu Stowarzyszenia Polsko-Francuskiego i gminy gościliśmy u nas 31 maja uczestników pleneru malarskiego z Francji,Czech oraz Polski. Całość organizowała gmina, przyjechało kilka Pań które zajęły się przygotowaniami, w naszych obowiązkach było przygotowanie miejsca na ognisko.Pieczony dzik z kaszą przywiózł catering z Trzeboszowic gdzie wcześniej był pieczony w piecu chlebowym i powiem Wam kochani smakował wyśmienicie. My upiekliśmy dużą ilość chleba i przygotowaliśmy deskę serów na poczęstunek dla gości. Cieszyły się dużym powodzeniem co nas ogromnie ucieszyło.   Po kilku dniach tuż przed wyjazdem uczestnicy francuscy zawitali znów w naszych skromnych progach chcąc zakupić nasze sery. Jak powiedzieli: " Nie mogliśmy wyjechać bez tych pysznych serów". To wczoraj słuch o naszych serach przywiódł do nas Pana Roberta Makłowicza . Choć krótkie było to spotkanie jednak wyjątkowo miłe, oczywiście nie mogłam pozwolić by wyjechał bez serów w oliwie które mam nadzieje będą mu tak smakowały jak francuskiej stronie stowarzyszenia. Pozdrawiamy serdecznie i bardzo dziękujemy za tak miłą wizytę. Dla nas to ogromne wyróżnienie, że nasze sery tak smakują.Tylko ta moja choroba wciąż zabiera mi radość z życia.......Pozdrawiam





 

czwartek, 2 czerwca 2016

Sake

Dawno nie widziałam mojego przyjaciela. Za długo musiał na mnie czekać. Niestety został sam w Borownie kilka miesięcy temu gdy były mąż wyprowadził się do rodziców. Od tamtej pory cały czas o nim myślałam. I przy pierwszej możliwości wróciłam po Sake gdy byłam wczoraj w Częstochowie. Bałam się że mnie nie pozna, że nie da się złapać i będę musiała odjechać bez niego. Jednak myliłm się i kolejny raz intuicja mnie nie zawiodła. Sake od wczoraj jest już z nami a ja cieszę się ogromnie że mogłam odzyskać kolejne zwierzę które z takim bólem serca musiałam opuścić. Zawsze wierna jestem tym którzy są mi przyjaciółmi.Pozdrawiam Was bardziej pozytywnie.





wtorek, 24 maja 2016

A miało być kolorowo

Wokół mnie wszystko kwitnie, ptaki śpiewają, drzewa się zazieleniły, zapach roznosi się wokoło. Można powiedzieć żyjesz w bajce, otacza cię natura, znów zaczęłaś przygodę z wsią i jej urokami. Jednak życie nie jest takie kolorowe, czasem jedna decyzja może zaważyć na całym życiu. Podjęta decyzja kilka miesięcy temu o przeprowadzce do Ściborza była mimo wszystko dobrą decyzją. Wyrwałam się z miasta, przestałam się dusić. Nasz związek z Kamilem zacieśnił się mocniej, facet który spędził parę lat w małym pokoju przed komputerem ( bo zawód informatyka zamyka ich w czterech ścianach) otworzył go na świat i zaczął żyć naprawdę. Jego zdrowie jest coraz lepsze, samopoczucie i nie można powiedzieć pokochał życie na wsi. Poczuł smak swojskich smaków. Dlatego też nie mogę absolutnie żałować tej decyzji, pewnie w mieście wszystko by poszło w złą stronę. Tylko zawsze w takich decyzjach jest jakieś ALE. Zawsze! Bo nic nie może być w tym cholernym życiu normalne. Jak mam zdrowe dzieci, kochającego partnera który wspiera mnie psychicznie i fizycznie w moim sposobie życia, to musi coś wyjść na przekór. Wiele osób nie rozumie naszej tutaj współpracy z właścicielem posesji. Nazywają go moim pracodawcą. Jednak tak nie jest, umowa była prosta w zamian za prowadzenie Agroturystyki mieszkamy tu i dbamy o swoją cześć, my zarabiamy na zwierzętach i na gościach z wyżywienia a on za noclegi. Tylko niestety gości z noclegami jest więcej niż tych co też chcą posiłki. Doszli pracownicy od samego początku którzy pracują w Dolinie Ulgi wzmacniając wały. Mieli także jeść i tak było przez tydzień, następnie zrezygnowali. Podsumowując pracujemy za nic, musimy jeszcze się utrzymać płacić tu makabrycznie wysokie rachunki, płacić makabrycznie wysokie kwoty za ogrzanie ( ponieważ ponad 200m2 domu ogrzewa jedynie kominek z płaszczem wodnym tylko na drewno) a ogrzanie to kosztowało mnie od października do końca kwietnia prawie 6000 zł ! Niestety więcej inwestujemy tu niż zarabiamy, my tu praktycznie w ogóle nie zarabiamy. Doszedł od jakiegoś czasu problem z porozumieniem z właścicielem. Niestety wyobraził to on sobie kompletnie inaczej, na tyle inaczej że zaczynam czuć się jak jego sługa i czuję bat na plecach. Usiądź choć na chwilę przed domem , zrób sobie choć jeden dzień wolnego poczujesz od razu jakie to dla niego nie wygodne. Stres w jakim jestem od jakiegoś czasu i wilgoć w domu ( bo zanim go ogrzaliśmy minęło dużo czasu) doprowadziła do bardzo drastycznego powrotu choroby która tak dobrze spała sobie przez ostatnie  3-4 lata. Mimo, że na dawnej gospodarce pracowałam dwukrotnie więcej teraz praca wraz ze stresem doprowadziła, że mój organizm porostu nie wytrzymał. Nie tak miało to wszystko wyglądać, nie taka była umowa. Niestety sumy jakie daje ta agroturystyka jest tylko właściciela zarobkiem. Z czego więc tu żyć ? Zapachem kwiatów, szumem drzew i kolorem zieleni się żywić ? Kamil znów wrócił do ciągłej pracy przed komputerem bo co innego można robić gdy potrzebne są takie sumy na utrzymanie ? Tak więc skończyło się sielskie życie, moja radość też się skończyła dawno temu. Ja nie śpię nocami, chodzę ból momentami jest nie do wytrzymania, jestem teraz na 3 miesięcznej terapii Methotrexat-Ebewe. Niestety lek  jest z najsilniejszych na RZS, podaje się go też ludziom chorym na nowotwory złośliwe tylko w większej dawce. Biorę tylko 2 tabletki tygodniowo by mnie nie wykończył a pomógł na stawy. Badania krwi mam co 2 tygodnie bo niszczy leukocyty i wątrobę. Ciągle jestem u lekarzy, rezonanse za rezonansami. Jestem już zmęczona, wracam do domu chciałabym odpocząć psychicznie a czuje jak zawsze ktoś stoi za mną z batem i mnie pogania. To nie kwestia tylko tego, że trzeba czasem dla gości ugotować ( jak już przyjadą bo tłumów nie ma) ale przy zwierzętach zrobić, mleko przetworzyć  ( 40 litrów dziennie ) to jeszcze dbać o 3,.5 hektara parku, trawy, rabat kwiatowych i oczywiście remonty! Ciągłe remonty jak nie salon to pokój to zaraz wymyślą coś innego. Oczywiście naszymi rękoma i jakby po części z naszej kieszeni. Starałam się, długo się starałam to ogarnąć. tak! jest Łukasz jest ale on nie jest niewolnikiem nie będzie robił wszystkiego. To że ktoś stoi za mną z batem nie znaczy że ja będę nad nim tak stać. Starałam się to sobie tłumaczyć ale chyba mi się już wszystko przelało. Nie jestem leniem ale jak człowiek żyje cały czas w stresie to jaki ma to sens ? Inaczej się pracuje na swoim jak robisz coś wedle twojego uznania a co innego jak musisz dosłownie musisz o wszystko pytać, prosić i robić tak jak ktoś chce. Praca przy ziemi , kwiatach i reszcie zawsze dawała mi radość ale to było moje a nie robione pod okiem i nie daj Boże coś się popsuje zaraz jest problem i nerwy. Przecież nie tego chcieliśmy, prawda ? Czas chyba podjąć radykalne decyzje o zmianach. Tak by już cokolwiek się robiło to tylko pod własne dyktando i dla siebie. Czas chyba ruszyć do przodu. Czas by znów praca dawała zyski i radość a nie z bolączką oddawać komuś pieniądze które się samemu zarobiło.
Mam też prośbę do Was kochani, bo zawsze mogłam liczyć na Was i wspieraliście mnie tyle lat odkąd ten blog powstał.Nigdy się na Was nie zawiodłam i proszę Was roznieście wieści o moich serach, ich ilość mi rośnie w dojrzewalni. Klientów nie mam wielu bo przecież dopiero (znów) zaczynam a chciałabym choć na tym zarobić. Nie będę Wam słodzić jak to świetnie idzie biznes bo idzie ale bardzo wolno a nie oszukujmy się życie jest ciężkie i trzeba się utrzymać. Wierzę że moja prośba coś wskóra.
 Gorąco Was pozdrawiam.

piątek, 13 maja 2016

Smakowitości

Takie właśnie powstają u nas codziennie. Mała realizacja zamówienia. Oby smakowało :) I kwitnące za oknem bzy które powalają zapachem :)




Pozdrawiam

środa, 11 maja 2016

Piotruś

Ostatnie dni to było szaleństwo. W niedzielę rano odebrałam telefon od zainteresowanego kupnem naszej Basi z ogłoszenia. W sumie dałam to ogłoszenie dość szybko tylko dlatego, że wiedziałam iż sprzedać cieliczkę to nie jest łatwa sprawa i może długo to potrwać. Postanowiłam jednak że ją sprzedam, szkoda mi było nie powiem ale nie mogłam sobie pozwolić by czekać dwa lata jak  zaczęłaby dawać mleczko. Nie stać mnie teraz na takie inwestowanie. Tym bardziej że pozamawiałam koźlęta i pieniążki też były mi potrzebne. Oczywiście Basia mając miesiąc nie nadawała się do sprzedaży bo to za wcześnie dla niej by przeszła już tylko na paszowe i trawiaste jedzonko. Jednak ten telefon był na tyle rozsądny że podjęłam decyzję o sprzedaży. Basia ma teraz zastępczą mamę która ją karmi a po upewnieniu się wiem że szybko się zaakceptowała z nową mamą. Została sprzedana w niedzielę po 12 a po 14 byliśmy już w drodze do Muszyny po koziołka. Reszta kózek przyjedzie transportem ale za jakieś 2 tygodnie. My za to w niedzielę wyjeżdżając o 14 dojechaliśmy do Magdy Reszelskiej po 21. Wreszcie po sześciu latach przyjaźni przez internet i telefon mogłyśmy się spotkać oko w oko. Bardzo się ucieszyłyśmy że wreszcie nadszedł ten moment. Madzia ma u siebie pięknie, w domku przytulnie i z jakim smakiem a wokoło takie widoki. Koziołek zaś skradł nasze serducha, bo kontaktowy jest niebywale i jakże postawny :)




Rufi to pies którego mogłabym jej skraść :D


I tak moje ówczesne i przyszłe panny będą miały towarzysza :) Pozdrawiam 

czwartek, 5 maja 2016

Majówkowy gwar

Majówka Majówka i po Majówce. Pracy było w brut! Z 6 osób które u nas miały ten weekend zarezerwowane pokoje zrobiło się 19! Tak więc wraz z noclegiem doszły nam posiłki. I powiem Wam szczerze mimo że dużo było pracy jest to sprawa do ogarnięcia :) Długi weekend był pracowity. Nawet ognisko zorganizowaliśmy :) Naprawdę fajnych ludzi poznaliśmy, ten czas był mile spędzony.




Sporo hałasu narobiły harleye naszych gości ale wrażenie robią naprawdę niezwykłe.


Dużo radości dał mi fakt że moje wyroby wszystkim smakowały a nasza kuchnia była zachwalana. Wysprzedałam cały zapas serów które zrobiłam a nie było ich mało :) Przyjemność i zarobek to para idealna.
Co do mojego zdrówka to niestety wynik badań tomografii kręgosłupa mnie podłamał, nie bym się miała zamiar poddać. Jednak wizja operacji i to nie jednej mnie lekko przeraża. Niestety mam dwie poważne przepukliny kręgowe w odcinkach między łopatkowych i wiele wiele zmian zwyrodnieniowych w tym też kręgosłup jest zaatakowany osteofitami czyli naroślami przez RZS. Czas chyba jednak iść pod nóż a konsultacja z lekarzem dziś nie dała mi złudzeń. Pytanie tylko kiedy ? Chyba dopiero na jesień gdy uspokoi się najazd turystów. Ja jednak jestem dobrej myśli i nawet nie mam zamiaru rezygnować z zamierzonych celów, mam w życiu człowieka który mnie wspiera i wiem że mogę na niego zawsze liczyć. I tym razem damy radę i zwalczymy te przeciwności losu. Bo co w życiu może być ważniejsze niż miłość, bezpieczeństwo i pasja ? Teraz trzeba tylko się cieszyć że jest jak jest bo zawsze może być gorzej :P
 Pozdrawiam i zapraszam !!!

piątek, 29 kwietnia 2016

Przygotowania

Czas biegnie nieubłaganie a weekend Majowy tuż tuż, dlatego też rozpoczęłam przygotowania na przyjazd gości. Na Majówkę mamy 6 osób, znów będzie wesoło znów poznamy nowych ludzi i ugościmy ich przy stole.Nie  może zabraknąć więc swojskiego jadła. Eksperymentować z mlekiem i śmietaną od krówki wręcz uwielbiam. Można dobrać zioła i wychodzi coś nowego co znów zaskakuje smakiem. Masło- dość dużo go wyrabiam ostatnio. Faktem jest że to budzi największe zainteresowanie u ludzi. Smak masła prawdziwego to smak zapomniany zastąpiony olejami roślinnymi. Wmawia nam się że cholesterol że tłuszcz że przytyjemy. Ja jem masełko do swojskiego chlebka i nie widzę bym przybierała na wadze choć mi jej i tak nie brakuje hehhe. Kiedyś jedzono tylko takie było mniej problemów z otyłością, nie wątpię że te wszystkie "tłuszczopodne" produkty są dla nas mniej zdrowe niż np. krowie masło. Wyrabiam więc swojskie masełko i dodaje zioła, czekolady i wiele innych dodatków by urozmaicić smak. Nie wiem czy pamiętacie ale w latach 90-tych w sklepie można było kupić małe kostki masła kakaowego. Pamiętam ten smak do dziś i takie wiec przygotowałam dla swoich dzieci i turystów. Wypiekę do tego bułeczki drożdżowe z rodzynkami i kruszonką do tego zupa mleczna i śniadanko jak marzenie :) Śmietany u mnie nie brakuje dlatego też dziś zrobię serek Mascarpone by na deser ugościć ich tiramisu. Po prostu kocham wyrabiać swoje własne, smak jest jednak absolutnie inny niż ze sklepu. Nie może zabraknąć sernika ze swojego twarogu, rolad serowych z ziołami i zsiadłego mleczka. Będzie uczta i ciekawa jest jaka będzie reakcja naszych gości.


Pozdrawiamy Was i wspaniałej słonecznej Majówki życzymy :)

poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Mimo wszystko warto

Cały wczorajszy dzień zbierałam się do napisania tego posta. Był to dzień pt: "Nie chce mi się...". Kompletnie nic mi się nie chciało, po tygodniu ciężkiej pracy taki dzień "Nie chce mi się" należy mi się jak psu buda heheheh. Jednakże chcę napisać co u mnie więc zmobilizowałam się przy kawie. Co u mnie ? Dużo pracy, bardzo dużo niekończącej się pracy. Szkoda tylko, że bardziej okupiona jest bólem niż radością. Niestety wiele złego do mnie wróciło. Znów ruszył RZS na co kompletnie nie mam wpływu jak i lekarze. Tak więc puchną mi stawy, ręce aż ból wykręca a ja muszę zagryźć wargi i robić swoje. Na dodatek coś uszkodziło mi się w kręgach szyjnych więc ból kręgosłupa promieniuje na ręce. Poranki najczęściej witam ze łzami bo rwą tak bardzo że dosłownie nie można wytrzymać. Nieustannie w tym moim życiu idzie ze mną za pan brat ból....Ale nie narzekam, pracuje zaciskam wargi i daje radę. Zaczęłam robić sery z mleczka krowiego, masełko i wiele wiele innych smakołyków. Jeżdżę po szkołach po sklepach i daje próbki moich serków na spróbowanie by podchwycić chętnych. Powoli się to rozwija, w Borownie było łatwiej. Wielu znajomych w Częstochowie tu nikogo nie znam więc idzie to trudniej. Może ktoś z czytających ma chęć na serki to zapraszam na priv. Sielskie zapachy i smaki. Sery z czosnkiem niedźwiedzim, kozieradką, czarnuszką, trawą cytrynową z różnymi ziołami i przyprawami. Sery dojrzewające w winie. Serki topione, jogurty i oczywiście smaczne masełko. Do tego wypiekany chleb w piecu i wszystko jest dopięte na ostatni guzik by poczuć co znaczy życie prawdziwe na wsi. Takie jak za dawnych lat, bo teraz komu cokolwiek się opłaca i chce? Oczywiście nam się chce i chcemy dalej się w tym rozwijać, wraz z tymi smakami przypomina nam się dzieciństwo

 Oczywiście nie narzekam na nadmiar serów bo sami bardzo lubimy a ja mogę robić z nadmiarów mleka sery dojrzewające które potrzebują czasu. Ostatnio zabrałam się za sery typu BRie dojrzewają sobie a na wierzchu pokrywa ich już lekka biała pleśń. Nie mogę się doczekać jaki będzie rezultat :) Część serów leżakuje w winie a część serów dojrzewa na Gouda. Zakupiłam ostatnio bakterie na jogurty i czekam na przesyłkę jogurtownicy by móc i w tym się spróbować. Bawi mnie takie eksperymentowanie z mlekiem ale jest to dość czasochłonne. Świetnie sprawuje się nowa wirówka która oddziela mi mleczko od śmietany, tyle litrów dziennie ile ja przerabiam to taki wynalazek to cud. Moja krówka jest wyjątkową mleczną krową że karmi swoją Basię to jeszcze ja zdajam około 8-10 litrów dziennie nadmiarów. Jak na pierwiastkę wynik ma cudowny ale cóż się dziwić jak jej matka ma prawie 6 tyś litrów laktacji udokumentowanej ponieważ pochodzi ze stada z kontrolą mleczności. Kózki też działają na tyle by móc robić sery. czekam na czas wolny by jechać po koziołka i dwie kózki AN by rozwinąć stado o te trzy sztuki. Mam też do odbioru wie kózki 50% An w Krośnie Odrzańskim. Kiedy ja się z tym wyrobię to nie mam pojęcia jednak licząc razem to około 1600 km !!A mnie ogranicza czas. Na Majówkę przyjeżdżają turyści trzy małżeństwa i jedno z maleńkim dzieckiem. Będzie więc sporo pracy na te dni. A tu miedzy czasie koszenie 2 hektarów trawy, rabaty kwiatowe, ogród warzywny, kurnik ( który na szczęście już zakończyliśmy budować i nie będę skromna bo dach wraz z Łukaszem kładliśmy sami !) jeszcze szklarnię musimy skończyć w tym tygodniu by móc posadzić pomidorki paprykę i wiele innych szklarniowych przysmaków. Dużo dużo pracy już za nami jak czyszczenie rynien. Praca na wsi przy tak dużym domu i obejściu to jednak nie lada trud dla jednej czy dwóch osób. Jednak ja bardzo się cieszę z tego co robię mimo bólu, robię to co kocham i nikt mi tego nie może zabrać. Wklejam więc kilka wiosennych zdjęć by odgonić te moje marudzenie :)






Pozdrawiam sielsko :)

sobota, 16 kwietnia 2016

Piękności smakowitości




Praca wrze, zapach roznosi się po całym domu. Nasza Sarna zwiastuje na wspaniałą mleczną krowę. Trzeba zdajać nadmiar mleczka który produkuje a które Basia nie jest wstanie wypić. Tak więc ruszyła nasza Wirówka , będzie serek i masełko :)
Mniam mniam



To nie siara gdyby ktoś chciał mi zarzucić, Sarna miała początki zapalenia wymienia przed porodem siarę zdoiłam i poje Basieńkę siarą z butelki a wymieniu jest już mleczko. Tak na przód bym nie musiała się później tłumaczyć :D
Basieńka - dlaczego takie imię ? Może ktoś z was zgadnie ??
Była już na pierwszym spencerku :) Baaardzooo jej się ten świat spodobał :)


Pozdrawiamy serdecznie!!