niedziela, 18 lutego 2018

Urodzinowy Luty

Miesiąc miodowy prawie już za nami. W naszym życiu nic się nie zmieniło od czasu podpisania aktu małżeńskiego. Jesteśmy tak samo szczęśliwi jak było przed. Do pewnych spraw człowiek musi po prostu dorosnąć. Dojrzeć. Jak z owocami, zanim staną się dojrzałe są po prostu kwaśne.
Luty to miesiąc urodzin w naszej rodzinie, zaczyna się od mojego chrześniaka później Kamila urodziny następnie Walentynki i siup urodziny mojej bratanicy i moje. Tak więc moje 35 urodziny już za mną. Ehhhh stara d.... ze mnie ale cóż może i mam 35 lat ale we łbie dalej mam 20 :D I tak dziś w dniu moich urodzin zaczęłam przeglądać stare fotografie z całego mojego życia. Kupę przygód przeżyłam , w tylu miejscach byłam i naprawdę dużo zrobiłam. I jestem naprawdę szczęściarą, że jestem tu gdzie jestem z dziećmi które kocham ponad wszystko z Kamilem który wypełnia moje serce. Świat mimo swojej niesprawiedliwości daje nam tak dużo wystarczy sięgnąć i cieszyć się tym co możemy mieć. Dzieci od rana działały w kuchni, same upiekły mi taki o to piękny i przepyszny torcik!

Byłam w szoku, że same ogarnęły przepis i upiekły tak dobre ciasto. Jestem z nich dumna! Ciasto mocno czekoladowe z kremem karpatkowym. Kamil im przepis wydrukował a one założyły fartuszki i działały. Trzeba było tylko przypilnować było żeby się nie opatrzyły. Tak wszystko zrobiły same.

Mieliśmy ostatnio spore problemy z naszymi kózkami, bo w życiu niestety nie zawsze jest pięknie. Załapały ( i nie mam pojęcia jak!) wirusa zapalenia płuc. Skurczybyk był tak zażarty, że ledwie wyratowaliśmy maluchy. Niestety jedno odeszło, i to na moich rękach. Powiem Wam, że jak długo hoduję zwierzaki jeszcze się z takim dziadostwem nie spotkałam. Weterynarz zabiegany bo wiele zwierząt w rejonie chorowały na to samo- zapalenie płuc. Kozy dostały takiej gorączki, że myślałam że mi się ugotują. Zgięło je w ciągu może kilku godzin. Od razu antybiotyki wszystkim w zastrzykach przez 5 dni ponieważ obawialiśmy się że przejdzie to w bakteryjne zapalenie, maluchom dodatkowo witaminy z selenem. Do tego koty- to samo. Jeden maluszek to aż się dusił. Gorączka - wysoka! Myślałam że zwariuję, wszystko kaszlało smarkało i gotowało się od gorączek. Tu kozy wyczerpane po wykotach tu inne jeszcze kotne. Po nocach aż mi się śniły. Co rano otwierałam z drżącym sercem czy żyją czy leki działają, czy może nie. Jednak dziewczynki dały radę, już jest poprawa . Dalej podaję im leki. Kociak żyje i ma się też już dobrze, choć wet patrzył na mnie jakby chciał powiedzieć: "nie da rady chyba go wyleczyć". Jednak ja zawsze staram się myśleć pozytywnie. I tam razem mnie nie zawiodło myślenie. Szkoda mi koziołka, siedziałam z nim w stajni, trzymałam na rękach głaskałam i patrzyłam jak odchodzi. Nie ma nic gorszego..... Gdy się hoduje zwierzęta trzeba być na takie sytuacje przygotowanym, jednak ja zawsze to przeżywam. Najważniejsze że już jest dobrze, że to dziadostwo przezwyciężyliśmy.

I takie właśnie jest życie, przeplata się radość ze smutkiem.... Inaczej być nie może. Pozdrawiam Was serdecznie. I tak na koniec filmik przestrzegający przed wirusami !