sobota, 28 września 2013

Jesienne wiatry


Nadeszło zimno, wieje mroźnym wiatrem a nocą pada ulewnie. Jesień tego roku nie obdarzyła nas ciepłem i promieniami słonecznymi. To nie nasza Polska Jesień. Mimo tej pogody swoje prace trzeba wykonać. Zbliża się ubój gęsi, choć już dwie ubite na szybką sprzedać. Pieniążki potrzebne na teraz bo siano uciekło mi ze stodoły. Myślę, że w poniedziałek zostanie przetransportowane. Wracając do uboju gęsi, w tym roku zostałam z tym sama, już nie  może pomóc babcia bo słaba kobieta i swoje lata ma więc musiałam wymyślić coś by ułatwiło mi przy tym prace na tyle by nie stresować bardziej ptactwa i ja bym się nie namęczyła. Znajoma dała mi trochę do myślenia ale przy braku blachy wymyśliłam wraz z Tomkiem inne rozwiązanie. Miałam kosz z grubego plastiku bo dużej bańce na wino, Tomek wyciął mi na dnie otwór przez który miała przejść głowa gęsi .Tak więc podwiesilismy na linkach w garażu, dzięki temu delikatnie wkładałam gęś do góy nogami głowę przez otwór i ogłuszałam by nie stresowała się.

 Resztę wiecie, nic przyjemnego ale koniecznego. Pierzę zbieram piecząłowicie do specjalnego worka który wisi w garażu i czeka na zimowe chłodne dni gdy będzie darte na kołderkę i poduszkę dla córki.Resztę gesi ubijam w pażdzierniku mam tylko nadzieje ż enie będzie zimno bo darcie takiej tuszki z pierza trwa dość długo. Wczoraj był u nas weterynarz , kotka dostaje antybiotykui bo bez nich by nie dało rady, kury na antybiotyku bo okazało się że padały przez kokcydiozę.Boguś miał powiększone ślinianki więc także dostał antybiotyk, za to kozy zdrowe i kotne :) U mnie okres rui zakoncozny bez zbędnych cerygieli sprawnie i szybko :) Na szczęście trawa na polu sąsiadowym obdarzyła pięknie wiec mają się na czym paść jednak nie jest już na tyle bogata by kozy się nie zasuszały stopniowo.


 






 Trzeba więc dawać warzyw okopowych i zboża by cos tam udoić na przetwórstwo. Jak tylko obrobię się z zamówieniami których mam 3 tygodnie na przód mam nadzieje, że znajdzie się kilka dni wolnych i będę mogła zrobić kilka serów eksperymentalnych jak z czerwonym pieprzem, suszonymi pomidorami, oliwkami i orzechami. Myślę, że mogą zrobić furorę w przyszłym roku laktacyjnym. Obiecuje, że zdjęcia wstawię jak takie sery już powstaną :) Dziś wielkie gotowanie lecza, z pomidorami i papryką od Jakuba i zebranymi cukiniami w ogrodzie, choć ich nie było  zbyt dużo więc dostałam jedną dużą od znajomej i mniejszej wielkości dynię którą także dodałam. Pachnie w całym domu a ja zaraz mknę z dzieciakami do ogrodu na porządki.

 Truskawki już oporządzone teraz tylko porządki i dzwonić po Jakuba by się umówić na zmielenie glebogryzarką ziemi. W październiku tylko okopać z obornikiem i gotowe. Jutro wybieram się z tatą do lasu na Krasawę, las o którym pisałam w ostatnim poście. Trzeba będzie wstać przed 5 rano i jechać by coś nazbierać. Już w głowie mam Wigilijny stół pełen smakowitych grzybów różnej postaci. Zawsze gdy idę do lasu przed oczami mam Boże Narodzenie, nikt mi nie powie to najpiękniejsze dni w roku!
Miłego weekendu! Pozdrawiam !

wtorek, 24 września 2013

Zły omen?

Wszyscy się chwalą ile ot grzybów w lesie, jakie pełne kosze nazbierali a u nas cisza. W niedziele wybraliśmy się z Kasztanami do lasu na spacerek i by pozbierać już trochę grzybów na zimowe zapasy. Ciężko się chodziło po tak gęstym lesie zamiast szukać grzybów męczyliśmy się z jeżynami. Postanowiłam następnym razem  wybrać się do lasu dość daleko. Pamiętam ten las z dzieciństwa jak w raz z tatą jechaliśmy zbierać grzyby. Las jak z bajki, wysokie drzewa porośnięty mchem bez krzaków i jeżyn, gdzieniegdzie krzaki jagód i liście paproci, ale w dużej większości ten las jest równy jakby ktoś go kosił co tydzień. Tam mam zamiar zabrać dzieciaki.
Nawiązując do tematu szczerze dziś mną wstrząsnęło to co zastałam w kotłowni. Nigdy bym się tego nie spodziewała i na prawdę nie wiem co poszło nie tak, że nastąpiła ta sytuacja. Luna niestety nie jest szczenna i jak się domyślam pewnie jest niepłodna, to już druga próba i jak się domyślacie nic z tego nie wyszło. Tylko czy jej to na psychikę  źle nie zadziało?? Sunia która była usposobieniem łagodności dziś pożarła żywcem kocięta :( Nie ma na to innego wytłumaczenia, kotka z kociętami była w dużym wysokim boksie nic tam dostać się nie mogło prócz Luny a że dotychczasowo opiekowała się kociakami troskliwie nie mieliśmy obaw by im coś zrobiła. Niestety tym razem było inaczej. Pakowałam dzieci do samochodu by zawieść je do przedszkola słyszałam ich straszny pisk w kotłowni ale myślałam, że to z głodu bo ich matka nie wróciła nad ranem, gdy 15 min później tam zajrzałam ich już nie było..... Nie wiem jak mam teraz postąpić, jak zadziałać z Luną? Luna zimą będzie kastrowana, bo przecież po co ma mieć cieczkę i problemy zdrowotne związane z drogami rodnymi jeśli nie może mieć potomstwa. W sumie mieliśmy i tak w planie zabieg ale po odchowaniu szczeniąt teraz to tylko przyśpieszy nasze działania. Strasznie mnie to wstrząsnęło, sunia ma jedzenie ma witaminy z jajkiem codziennie, niczego jej nie brak to czemu to zrobiła ? Przecież te psy nie mają w sobie agresywności, rok temu kocięta na niej spały lizała je a teraz?? Dosłownie mnie od niej odrzuciło.... :(

sobota, 21 września 2013

W głowie się nie mieści!!!!

W takim świecie czasem odechciewa mi się żyć! W takich realiach odechciewa mi się kontaktów z sąsiadami, ludźmi którzy nas otaczają. Nie!  nie jestem dziwakiem tylko aż mnie nie raz mdli na ludzką głupotę i znieczulicę! Czy zawsze Polska wieś musi się kojarzyć z zacofaniem ??Z  psami na metrowych łańcuszkach wśród własnych odchodów, krów czarnych od brudu ? Jesteśmy średniowieczem w Europejskich barwach!!! Wybaczcie ale trzęsie mnie na samą myśl po tym jak byłam dziś świadkiem takiego braku empatii i chamstwa że muszę się wygadać. Opowiem więc to co mną dziś wzburzyło.... Tomek wrócił ze sklepu i mówi :
-Prawie nam facet zabił psa samochodem jak wracał ze mną ze sklepu , tak szybo jechał! Niestety potrącił jakiegoś małego pieska.
Szybko więc założyłam buty i nawet nie zauważyłam, że leciałam na ulice ze ścierką do naczyń w dłoniach. Niestety piesek już nie żył, miał roztrzaskaną czaszkę, było to szczenię a jego matka lizała go po głowie i uszach skąd wylatywała strumieniami krew. Od razu skojarzyłam gdzie tego pieska i jego matkę widziałam więc poszłam do sąsiada. Zapukałam do drzwi, wychylił się sąsiad a przy nim stał jego 4 letni syn ( który chodzi z moim synem do średniaków). Powiedziałam mu co się stało, że samochód zabił mu szczenię.... Wiecie co mi odpowiedział??? Zamurowało mnie !!!
- Następny? I bardzo dobrze!- następnie zamknął mi drzwi przed nosem!!!!
Co za egoistyczny empatyczny drań!!!! Jak można mieć takie podejście do żywych stworzeń!! Tym bardziej, że jego syn przy nim stał , jaki daje dziecku przykład , czego go uczy??? W jakim ja świecie żyję??? I ten chłopczyk ma być kiedyś kolegą mojego syna??? W co będzie się bawił za parę lat? W wydłubywanie oczu kotom czy podpalanie psów?? Nie mogę się z tym ani oswoić ani przeżyć. Pieska zabrałam, zakopaliśmy go pod czarną olchą. Łzy popłynęły mi po policzkach z tej bezsilności. Wracając z pola do domu zobaczyłam moją kotkę leżącą na wycieraczce, słaba z zaropiałymi oczami i noskiem. Rano była zdrowa a teraz nie ma siły chodzić. Nie wiem co się stało ale podejrzewam, że zjadła coś co ją zatruło. Kury też od czasu gdy zamknęłam je i ogrodziłam im mały wybieg przestały padać, ktoś truje mi zwierzynę :(((

Cały dzień nie był aż taki zły i przepełniony złymi emocjami, w ciągu dnia ogarnęłam gruntownie dom i upiekłam drożdżówkę. Stylem ciasta zainspirowała mnie Magdalena z bloga Nasze życie na wsi . Upiekłam więc ciasto drożdżowe ( z przepisu mojej babci) dla każdego coś dobrego. Jest doskonałe!!!
Przed:

I po:
Tak więc koję nerwy przegryzając ciacho i popijając gorącym mlekiem z miodem nawłociowym. I staram się nie myśleć o tym co było dzisiaj....Pozdrawiam

środa, 18 września 2013

Jak to ująć ? - Dom wariatów na trzech kółkach

Dziś rano przyszła pewna paczka z zimnej i mokrej Anglii od chrzestnej Boryska. W pierwszym momencie zrobiło mi się słabo, już widziałam te szaleństwa. Borys był oczywiście zachwycony ja za to cały dzień uciekałam ze stopami, latały w górze gary gdy gotowałam a on robił mi wiraże przy szafkach kuchennych. No ciotka się postarała tylko jak ja mam założyć blokadę na te trzy kółka?? :)))



 Prócz radości po przedszkolnych niestety zaczął się ten wstrętny okres wirusów i jeden z nich powalił mi córkę którą musiałam na biegu odbierać przed czasem z przedszkola. Niestety grypa jelitowa , miska w ruch i płacz między snem a miskowaniem. Nie cierpię tych wirusów !!!Byle by całej rodziny nie rozłożyło, bo będzie katastrofa łazienkowa ;)
I tak na końcu co robią moje dzieci kiedy mama doi kozy ??? Robią sobie zdjęcia , brawo za pomysłowość!!


 Nie trzeba tego komentować hahhahah :)))Pozdrawiam

niedziela, 15 września 2013

Miało być Amor,Amor a jest klops!

Po kilku dobrych próbach wczytania filmu na bloga niestety nie udało się tego zrobić. Nie wiem dlaczego, chyba mój Internet jest za wolny lub coś z bloggerem nie tak. Dlatego na  film
będziecie musieli niestety poczekać.
 
 Pamiętacie Maję? Pomyśleć, że jeszcze kilka tygodni temu leżała na boku i nie była wstanie wstać, widać dała radę kozica i po wspólnej walce wygrała ze śmiercią. Teraz ochoczo zwiewa przed amorami Bogusia :))

 Założyliśmy siatkę na starym okólniku dla kur co zimą kozy rozerwały w strzępy. Tym razem metalowa, bardziej wytrzymała choć Kuby nie ma więc tej nic nie grozi. Narobił chłopak szkód za swojej kadencji ;) Wszystko by szło wspaniale gdyby nie pomór kur, od kilku dni padło mi niespodziewanie 6 kur. Zaczynają chodzić jak piane a na drugi dzień już sztywne. Nie wiem co jest grane i zaczyna mnie to bardzo martwić. Mam nadzieje, że się to skończy.
 Dziś jadąc do Częstochowy do taty byłam świadkiem wypadku, jak kobieta z dużą prędkością chciała zjechać z trasy i wyrzuciło ją do rowu. Odbił się samochód jak na skoczni i uderzył w krzewy i drzewa. W samochodzie były małe dzieci, nie myśląc zatrzymałam samochód i udzieliłam im pomocy. Na szczęście nic im się nie stało, ale jak można tak szaleć mając w samochodzie własne dzieci? Bez komentarza to pozostawię.
 

czwartek, 12 września 2013

Zmobilizowałam się

 do pracy w moim nieszczęsnym i opuszczonym ogrodzie. Wygląda tam wszystko jakbym nigdy nic nie robiła, dokładnie jak z przed laty. Same chwasty i gąszcze. Musiałam zorganizować sobie pracę bo wchodząc tam nie wiedziałam od czego zacząć. Postanowiłam od truskawek bo najwięcej przy nich zawsze pracy a jak zacznę od prostszego to na samym końcu truskawki odepchnęły by mnie ze zdwojoną siłą. Postanowiłam wykopać folię na której rosły truskawki, u mnie osobiście nie zdało to egzaminu, chwasty przedzierały się przez małe otwory gdzie miały rosnąc tylko truskawki i dominowały nad nimi, ani ich wyrwać z korzeniami ani zabezpieczyć by nie rosły. Stwierdziłam, że jak i tak mam z tymi chwastami walczyć wolę jednak kopaczką. Folia zerwana, sadzonki w wodzie teraz tylko porobić grządki i po flancować. Prócz pracy w ogrodzie zaczęła się znów ruja u kóz, nie byłam pewna czy kozy są zapłodnione a jednak nie wszystkie. Boguś znów odprawia rytuały, śmiesznie postękując i wydaje takie dźwięki że padam ze śmiechu :))))Obiecuję go nagrać i film wkleić na bloga :)))
 Oczywiście nie mogłam się pogodzić, że w okresie letnim nie miałam królików, więc teraz zakupiłam parę ( z dwóch różnych hodowli) Belgów Olbrzymich, miałam nadzieje natrafić na kalifornijskie ale niestety nie było ich na targu więc zakupiłam olbrzymy. Na razie małe ale już na wiosnę będzie pierwszy wykot.
Cóż nowego jeszcze w naszej zagrodzie ? Otóż mamy nowa kotkę która jest podrzutkiem nazwaliśmy ją Karolinka

oraz nasza kotka okociła cztery kocięta. W tym jedno na moich kolanach się urodziło ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu.

 Wczoraj także zakupiłam ćwiartkę świnki ( jaka szkoda że  tylko ćwiartka!!!!) mięsko rozpracowane już w porcjach obiadowych w zamrażalniku. Spokojnie za nie całe dwa lata będę miała parę prosiąt do odchowu w moim gospodarstwie , po przemyśleniu będzie mi się to bardzo opłacało. Myślę o rasie świnio-dzików mięso jest o wiele smaczniejsze. Oczywiście do własnej konsumpcji więc naturalnym żywieniem będzie prowadzony odchów. Poczekam tylko jak Tola się ocieli, serwatki wtedy będzie dużo łącznie z kozią. Sprzedam cielaka i będę miała na ziemniaki, prosiaki i zboże. Tak to się wszystko razem rozpracuje bez nadmiernych kosztów, jak to u mnie jedno z drugim pięknie się łączy. Przecież króliki także dla mnie w gospodarstwie są ważne , dlaczego? Ponieważ to co nie zje koza zje królik a czego nie doje królik doje kura, nic się nie marnuje. Współgra ze sobą idealnie. Kiedyś trzeba było wciąż dokładać, od roku moje gospodarstwo realizuje się samo ja tylko w nim pracuję.
Kochani czytam wasze blogi na bieżąco jednak problemy z Internetem nie zawsze dają mi szansę dodać komentarz. Niestety jestem teraz w posiadaniu bezprzewodowego  więc jeśli chcę muszę iść na dwór bo tylko tam jest zasięg. Także przepraszam za zdublowane komentarze, wolno idzie i nie raz kliknie się dwa razy i masz ci los kilka tych samych komentarzy wskakuje. Trzymajcie się ciepło!!

poniedziałek, 9 września 2013

Jesienne wędzenie

Witajcie, siedzę  właśnie w kuchni gdzie rozchodzi się zapach świeżej wędzonki. Nie jedna osoba by się zabiła by móc to wąchać ja jednak nie przepadam za tym mdłym aromatem. Czy to kiełbas czy to serów- nie ważne- nie lubię tego strasznie. Wietrze kuchnię i czekam jak wyparują resztki zapachów. Wczoraj zajęłam się nabijaniem masy mięsnej we flaki ( oczywiście naturalne), szybko i sprawnie mi to poszło i nie powiem spodobało mi się :)

 Mogłabym pracować w masarni hehehhe później odbyło się wędzenie ,

a dziś opiekanie i parzenie. Kiełbasa smaczna ale sucha trochę, mimo że dałam dużo słoniny i podgardla moim zdaniem za mało. Następnym razem słoninę pokroje w kostkę bo się pod wpływem temperatury wędzenia przetopiła. Jednak kiełbasy czy to z dziczyzny czy z koziny charakteryzują się suchością i myślę że jak dobrze obeschnie będzie jeszcze rarytasem. Jak dla mnie ta kiełbasa jest idealna do żurku. Tylko ja dziś muszę zmyć z siebie ten zapach bo już mnie doprowadza do szewskiej pasji. A to końcowy efekt.
Dziś cały dzień padało, dla dzieci zrobiłam naturalny budyń czekoladowy przekładany krojonymi bananami. Do budyniu dodałam cynamon na rozgrzanie :)
Jesiennie już i tak szybko kończy się dzień. Doję już jak ciemno, znów wyciągnęłam gumowce z zakurzonej szafki, długi polar. Koniec już z klapeczkami i letnim ubraniem. Jakoś tak smutno żegnać się z latem. Pozdrawiam gorąco w te chłodne deszczowe dni.
 
 

piątek, 6 września 2013

Pracowity wrzesień

Od poniedziałku zaczęła się ciężka praca. Nie ma zmiłuj, nie ma odpocznę, nie ma że mi się nie chce. Fakt upały minęły przyszedł chłodny powiew wiatru to i pracuje się lepiej. Zaczęłam od prac ogrodowych ale tym razem w kwiatach, na ogród mi nie spieszno jeszcze. Od dwóch lat miałam w planie zrobić coś z górką przed domem, ta pozostałość po wykopaniu głębokiego dołu na nowe szambo doprowadzała mnie do szału. Gdyby to jeszcze była ziemia pewnie z pocałowaniem ręki ktoś by wziął ale to była ziemia z gliną ( większość gliny) i gruz. Nie było mowy o zamówieniu kontenera bo koszt doszedł by do 700 zł a szkoda mi tyle pieniędzy wydać na śmieci. Tak więc od dwóch lat planowałam by zrobić na tej górce duży skalniak, by zdobił podwórze tuż od wjazdu i z okna kuchni raczył pięknym widokiem. Pod koniec sierpnia wraz z Tomkiem nałożyliśmy folię ( plandekę ) na górkę we wrześniu już okopaliśmy wspólnie by plandeka była napięta i wiatr jej mi nie zwiał. Kochani teście przywieźli mi pół samochodu sadzonek różnych skalniaków i kwiatów więc mogłam przejść do działania, ale że ja jak zacznę działać to nie mogę przestać tak więc powstały dodatkowe rabaty :) Nie ma co ale za rok rozpromieni się jeszcze bardziej moje podwórko od kwiatów. Na razie wygląda licho, potrzeba czasu by rozrosło się po plandece.
Dziś będziemy przenosić wielkie kamienie do ozdobienia i zabezpieczenia plandeki.


 


 Bardzo mnie wciągnęło i z ledwością się wstrzymuje by nie przesadzić i z ładnych rabat nie zrobić tandety hehhehe. Ładnie nie zawsze znaczy dużo. Piwonie poprzesadzałam wzdłuż ogrodzenia by były w jednym miejscu, rozmnożyła mi się bardzo juka z jednego krzaka wyciągnęłam 12 sztuk które poprzesadzałam do ozdoby muru garażu i wzdłuż ogrodzenia za pniem. Kwiaty kwiatami ale i doszły nowe obowiązki jak ubój. Co roku ubijane są koziołki, zawsze jestem asystentką pewnego pana z którym razem to robimy. Nigdy nie robiłam tego sama, ani nie czułam się na siłach ani nie miałam odwagi przechodzić przez to sama. Tym razem dwa dni z rzędu znajomy się nie pokazał, wczoraj właśnie tak było nie wspomnę, że lubi sobie "chlapnąć" a ja miałam wszystko gotowe na 7 rano i czekałam na niego do 9  jak durna. Siedziałam tak na pieńku i myślałam- " Przecież czeka mnie coroczny ubój owiec - czy zawsze będę tak czekać czy wezmę  się w garść i podejdę do sprawy poważnie?" Otrząsnęłam się, kilka razy w myślach strzeliłam sobie w twarz i postanowiłam, że muszę działać bez użalania się nad sobą. Twarde to życie na wsi oj twarde a ja nie mogę pozwolić sobie na chwilę słabości bo popłynę albo psychicznie albo finansowo. Tak więc ubiłam dwa koziołki sama, pierwszy raz w życiu. Nie było mi łatwo, nie jestem z kamienia ale jedna sprawa mnie bardzo cieszy w tym wszystkim, że nie cierpiały a ubój był tak absolutnie humanitarny. Przepełniony spokojem i ciszą że po wszystkim odetchnęłam z ulgą że szybkim działaniem nie przyczyniłam się do ich bólu. Mam nadzieje, że nie pomyślcie że ja jakaś niespełna rozumu jestem bo odczuwam ulgę? Ulgę ze spokoju. Trzeba było podziękować im za mięso którym wyżywię rodzinę, chwilę w ciszy pożegnać się i zabrać do pracy. Cały dzień porcjowałam mięso, w sumie okrawałam. Kości porcjowałam w woreczkach na zupkę w zimne dni a mięso dzieliłam na lepszej i gorszej jakości ( w kwestii błon). Do nocy mieliłam wraz z ze słoniną i podgardlem wieprzowym i przygotowałam farsz z ziołami na kiełbasę który będzie leżakował teraz 4 dni w lodówce. W niedzielę będzie nabijanie mięsa we flaki a w poniedziałek wielkie wędzenie kiełbas. Część mięsa zostawiłam na kotlety, Tomek nie mogąc wytrzymać usmażył sobie dwa mielone na kolację i postękiwał wciąż mówiąc jakie pyszne. Do tej pory zawsze jedliśmy udziec pieczony nigdy nie pomyślałam o mieleniu mięsa ale teraz wiem, że kozina w postaci steków mielonych jest czymś wspaniałym dla podniebienia. I tak wrześniowe dni wrzą od pracy, trzeba powoli się przygotować na te chłodniejsze i mokre dni gdy będę siedzieć w domu i grzać się pod kocem. Sprzątanie u zwierząt obornika przed zbieraniem na grzanie, ostatnie dezynfekcje i uszczelnienia. A dziś ostatnie dopracowanie w ogrodzie i wędzenie serów. Czas pracy rozpoczęty.

poniedziałek, 2 września 2013

Rodzinne biesiadowanie i Nowy Rok dla przedszkolaków

I odbyło się!! W skromnym rodzinnym gronie ale z pełnym rozpędem. Uśmiech synka -nie zastąpione!! Oczywiście świeczki były zapalane cztery (!!!) razy odśpiewane Sto Lat ( zaznaczam także cztery razy!!!) i zdmuchiwane świeczki ( tak, tak!! cztery razy ufff) za prośbą synka. Miło spędzone urodziny na spokojnie bez szaleństw bez nadmiaru i kiczu jakie teraz w tych czasach jest nagminnie nadużywane. W mojej rodzinie niema Kinder Balów w których hałas i nadmiar wykluczają rodzinne więzy. Jest rodzinnie spokojnie i to moim zdaniem jest najważniejsze. Pewnie jak dzieci będą starsze będą też urodziny organizowane dla dzieci ( koleżanek i kolegów) ale zawsze będą osobne dla nas w rodzinnym gronie obchodzone. Gdzie wspólnie zjemy obiad i zdmuchniemy świeczki.





Pierwszy dzień przedszkola za nami, od jutra obowiązki. Dzieci do przedszkola a ja do porządków jesiennych na ogrodzie. To się zacznie ;) Witam nowych czytelników i pozdrawiam serdecznie.