środa, 31 października 2012

Ktoś poprawił mi dziś humor !! :)

Pokazało się słoneczko, zrobiło się cieplej a śnieg stopniał, powinnam się cieszyć bo idealnie jest na dokończenie prac ogrodowych i ogólnego obrządku przygotowań do zimy. Niestety moje dzieci znów chore i ruszyć z domu się nie mogę dlatego też od rana chodzę zła jak wilk.Myślałam, że cały dzień posępnie będę snuć się po domu szukając sobie zajęcia a tu proszę taka poprawa nastroju po odwiedzinach listonoszki :) Bardzo, bardzo dziękuję ci Go siu i nawanna Wasze prezenciki otworzyły uśmiech na mej twarzy .
Coś pięknego dziewczyny robią, siedziałam i patrzyłam i nie mogłam się nadziwić że ich ręce są tak zdolne!!!. Dzięki Dzięki !!!!:))))
Od Go si

Od  nawanny

Od dwóch dni pracowałam nad stara ławą dębową, dzieciom połamał się stolik jak można nazwać, że zrobiło się to samo ;) Pomyślałam więc o tej starej ławie i zaczęłam prace.Szlifowanie, malowanie, ozdabianie teraz jestem na etapie 2 warstwy lakieru. Chyba zatrzymam się na 5 warstwach bo te moje brzdące potrafią szybko coś zniszczyć. Jedna czy dwie nie dałyby rady :)
 Jak tylko wyschną nogi ławy zrobię zdjęcia w całej okazałości :)  
Jakiś czas temu odnowiłam starą różową lampkę po dzieciakach z okresu niemowlęcego. Abażur był wymiętolony, pognieciony i zniszczony całkowicie .... oczywiście za sprawą zdolnych rączek synka heheh Trochę pracy w nią włożyłam by ten abażur przywrócić do normalniej formy ;) Teraz wygląda tak :) 
 Pozdrawiam wszystkich obserwatorów i tych zdeklarowanych i anonimowych. Trzymajcie się w zdrowiu i spokoju a w jutrzejszym dniu życzę wam refleksji i czasu spędzonego mile z rodziną.














niedziela, 28 października 2012

W stajni

Mela i Myszka

Bliźniaczki córki Mani ważą już ponad 5 kg

Wciąż głodna Misia waży już 4 kg :)

Ohhh jak smakuje hehheheh

Basia i Kuba w osobnym budynku romansują , nie będziemy im przeszkadzać i krępujących zdjęć (dla nich oczywiście heheh) wstawiać :)))))

Pierzynka

Pierzynka  otuliła naszą wieś, dzieci szczęśliwie patrzą przez okna z cieplutkiego domu na to co się dzieje za oknem. Z krótkimi przerwami pada śnieg. Z chęcią by pobiegały po śniegu i ulepiły bałwanka ale niestety dziś synek obudził się z wysoką gorączką. Znów chory.... To pierwszy taki rok gdzie wciąż jest ktoś chory a aptekarskie zryweczki nas nie opuszczają.Zawsze pomagały ziółka i w 3 dni byliśmy zdrowi teraz na te zmutowania tegoroczne nawet sok z czarnego bzu i lipy nie daje rady. Cóż w takich sytuacjach nie warto już upierać się ku swojemu tylko sięgnąć po antybiotyki,....ale nie ma co się martwic i mimo że zima przyszła szybko ( jak przewidywałam) to dziś ogarnia mnie sentymentalne uczucie zbliżających się świąt :)




Nie przygotowałam wszystkiego na zimę mam nadzieje, że jeszcze odpuści nam na trochę  bym mogła dokończyć swoją pracę jak tylko wyzdrowieję. Tym razem wzięłam sobie do serca swoje powroty choroby i nie robię nic poza tym co muszę.A więc ZIMO Droga!! daję ci tydzień i masz mi zniknąć :) Bo ja w połowie prac jestem i masz szczęście, że jestem chora i mogę się cieszyć patrząc przez okno na ciebie :) A teraz ułożę się pod kocyk i będę jak Sake słodko odpoczywać :)
Pozdrawiam !!

piątek, 26 października 2012

Czy "żożenisz" się ze mną?

-mamo zakochałam się !!! Jestem taka zakochana !! Czy mogę się żożenić ?
- a w kim ty jesteś córuś tak zakochana ??
- no w Bajtku!!
- w kim ?
- no mamo! mówię w Bajtku !!
-a w Bartku :) a powiedz mi fajny ten Bartek ??
- nie wiem nie rozmawiałam z nim
- no to skąd możesz wiedzieć że go lubisz ??
- no mamo mówiłam ci jestem zakochana!!
-a co on takiego robi że jesteś w nim taka zakochana ?
- mamo on składał klocki i ja tak patrzyłam na niego i patrzyłam aż się zakochałam i taka jestem radosna że on taki cudowny jest i piękny!!!Pozwolisz mi się z nim żożenić ??

I taką poważną rozmowę odbyłam dziś z córką gdy wracaliśmy z przedszkola. Ledwie się trzymałam by nie buchnąć ze śmiechu bo tak emocjonalnie z zachwytem i śmiesznie to mówiła że aż ciężko było być poważnym :)))))

Ps. Córuś tak na przyszłość przepraszam,że poruszam na blogu twój wątek miłosny ;) :)))))))))

czwartek, 25 października 2012

nauczka ;)

Ostatnie dwa dni miałam wycięte z życiorysu, gorączkowałam i leżałam plackiem na kanapie. Ledwie znajdowałam siły by iść do zwierząt, wydoić kozy, dać im wszystkim jeść , zaprowadzić i przyprowadzić dzieci z i do przedszkola. Ciężko było ale dziś już trochę lepiej. W jaki sposób się tak zaprawiłam ? To proste przez własną głupotę a jej chyba mam sporo w zapasie. Czasem chyba zapominam, że jako kobieta mam ograniczone możliwości czym zapłaciłam srogo bo prócz anginy której na życzenie się dorobiłam najbardziej ucierpiał mój kręgosłup i stawy. By historia miała swój sens opowiem od poczatku.
W 2009 roku ruszyła praca nad nowym szambem, przyjechał dźwig zamontowali nam betonowe specjalne szambo ponieważ nasze podmokłe tereny nie nadawały się na ekologiczne i tańsze które są mniej szczelne. Zanim jednak szambo zostało umieszczone w ziemi, trzeba było wykopać spory rów czym zajęła się koparka. No i tutaj zaczął się problem bo kopała i kopała a ziemi i gliny przybywało. Na złość to większość była sama glina i nasze szanse na pozbycie się górki zmalało.


        I tak o to cały galimatias, górka leżała sobie od 3 lat w 3/4 na naszej  posesji i w 1/4 na sąsiada. Sąsiad w sumie tu nie mieszka ale jak brakowało mu na kielicha to przychodził i się awanturował a Tomek przez ostatnie 3 lata zawsze miał coś pilniejszego niż uprzątanie górki i postawienie ogrodzenia do końca. Po ostatniej ostrej rozmowie z sąsiadem wkurzyłam się i zdecydowałam że się za to wezmę. Rękawy  w górę, mgła wokoło a ja szpadel i za robotę. Szło powoli bo glina ciężka a i ja herosem nie jestem no ale jak to ród Malczewskich nie ma bata muszę skończyć. I tak godzinka po godzince aż się zasapałam na drugi dzień ciężko było z wyrka wstać no ale musiałam skończyć i tyla. I mam swój upór hehhehehe w choróbsku. No ale coś tam mi się udało a Tomek wkopuje i betonuje kolejne słupki. Wreszcie się doczekałam ale czy było warto ??? hehhehe chyba tak chyba nie ;)   

Pokazały się u mnie ostatnio kacze jaja :) Dzięki temu panienki  kaczuszki i panowie kaczory nie pójdą na ubój. Uratowała ich chęć rozmnażania :)
Pozdrawiam gorąco w te chłodne i mokre dni :)

poniedziałek, 22 października 2012

Afera policyjna

Nawiązując do ostatniego posta. Hahahaha!!!!!!!! nic innego nie mogę teraz robić tylko się śmiać. I tak od rana śmieje się na całego pod nosem :DDD Rano skoro świt w mgle szukałam indyków, nawoływałam, pytałam sąsiadów. Poszłam pod sklep do tutejszych pijaczków co niby nic nie robią a na winko mają. Powiedziałam do nich tak: "Panowie indyki mają wrócić w 5 minut do mojej obory! nie interesuje mnie jak i skąd! ale mają wrócić!!! Jadę zawieść dzieci do przedszkola jak wrócę dzwonię na policję i dokopią się do was!!"
Okrutne ??? raczej nie, jak wróciłam oczywiście po kolejnym szukaniu dzwonię na policję i to koło furtki tak by mnie słyszeli. Policjant miły odebrał zgłoszenie no i czekam na radiowóz. Stojąc słyszę krzyki gęsi, a te to potrafią się drzeć na całego więc lecę na ogród sprawić co się dzieje. A tu co???? A Indyki!!! we własnym ciele. Hhahhahaha i co najlepsze indyki wróciły na 100% od złodzieja jeszcze ciepłe pióra i suchutkie choć na dworze mgła i rosa. Policja odwołana pijaczki nastraszone może to ich czegoś nauczy ;) A ja pośmieje się pod nosem jeszcze kilka minut tak dla zdrowia :)

niedziela, 21 października 2012

Melduję zakończenie weekendu!!

Dziadziuś odmówił posłuszeństwa i zawetował. Tomek całą sobotę naprawiał, kombinował i  nie dawało skutku. Jak można żyć bez komputera ?? Oj nie odpowiem.... bo nie wiem... wieczorem już mnie szlak trafiał,że nie mogę wejść poczytać... Chciałam upiec ciasto na niedziele ale mój ulubiony przepis oczywiście zapisany na kompie a pamięci nie mam tak wygórowanej by wiedzieć co i jak i kiedy heheheh. Dziś zrobił kompletną prowizorkę coś po przestawiał coś dostawił, jak się na tym  nie znam, nie wiem fachowo nie powiem heheheh ale działa:)) Tylko trzeba co chwilę wyłączać by się nie przegrzał i dosłownie nie spalił.I tak trzeba kupić nowy długo tak nie pociągnie. Na takiej prowizorce szybciutko chcę wam napisać jak minął mi weekend. W sobotę jak zamierzałam tak uczyniłam i poszliśmy do lasu na spacer,,, no i oczywiście jak tradycja mówi trzeba do niej powracać i aparatu nie wzięłam hihihi. Kto by pamiętał gdy ogarnia maluchy do wyjścia i wraca się po "Bidony" z piciem trzeci raz :))))
Spacerek się udał powdychaliśmy tego leśnego zapachu, poszuraliśmy butami wśród liści i nazbieraliśmy opieńki :) Sporo się tego uzbierało :)

Miedzy czasie zdarzyłam po nocach zrobić kilka rzeczy :)
Do pary powstał kolejny woreczek na suszone śliwki z naszego ogrodu.


Skończyłam malowanie taboretu który kiedyś był krzesłem. Jak to meble sosnowe nie jest to trwałe drewno i szybko się niszczy. Oparcie kiedyś zaczęło się wpierw ruszać później po prostu odpadło gdy pechowo się na nim opierałam. Skończyło się guzem na głowie ale stwierdziliśmy z Tomkiem, że szkoda wyrzucać więc ściął oparcie i został taboretem ochrzczony. Ze niszczonego powstał o to taki nowy ładny taboret do kuchni :)
przed
i po :)

Miedzy czasie powstał kuferek lawendowy


Dziś całą rodzinką pojechaliśmy do Częstochowy do mojego taty na obiad. Miało  to być rodzajem odpoczynku ale wyszło sennie. Zjedliśmy obiad a ja po prostu zasnęłam przesypiając 3 godziny błogim snem. Chyba zmęczenie dało swoje znać. Troszkę było mi głupio, przyjechało panisko najadło się i poszło spać hehehehhe ale chyba zostało mi to wybaczone ;)

Niestety gdy wróciliśmy okazało się, że nie ma moich indyków na okólniku. Gęsi, kaczki są, żadnych piór ani śladów by coś wlazło i porwało moje indyki. Szukałam przez dwie godziny aż nadszedł zmrok .... nie znalazłam :( Mam nadzieje, że po prostu zwiały i ukryły się w lasku a rano  wrócą. Mam nadzieje, że nikt mi je nie ukradł :( Cholera człowiek to ma pecha!!! no łańcuchem się za mną to ciągnie ostatnio..,. Zobaczymy rano .
Pozdrawiam was gorąco i miłego tygodnia życzę.....

piątek, 19 października 2012

Gdy spać nie mogę

Witajcie!! cóż za piękny był dziś dzień.... słoneczko przygrzewało mocno i jakby wiosną mi pachniało mimo żółtych liści na trawniku :) Dziś jest ten dzień gdy praca i starania przynoszą dobre skutki i ta radość jest nie zastąpiona :) Najważniejsze fakty dnia :)
1. Mania dostała dziś serie zastrzyków z antybiotyku i środków przeciw zapalnych na zapalenie wymienia, dostałam od pana Grzegorza dodatkowo 2 zastrzyki na dwa dni, domięśniowo jej mam podać. I tak chcę wyrazić ogromny szacunek do tego człowieka który mimo, że studiów weterynaryjnych nie skończył (ma tylko technika) ale jest weterynarzem z powołania !!! Człowiek ów ten jest skromny i bardzo wrażliwy na cierpienie zwierząt i jak dziś sam mi powiedział docenia ludzi kochających swoje zwierzaki czy to pieski czy zwierzęta hodowlane. Składam także mu ukłon za to, że nie jest pazerny jak wielu w jego fachu i liczy sobie bardzo skromnie za wizyty u mnie. Mimo, że pieniądz rzecz nabyta ale wiecie jak to ciężko w tych czasach.
2. Cynamona się pięknie oczyszcza, części łożyska wydala i  jest w dobrej formie co widać po znikającym w mgnieniu oka sianie z paśnika ;)
3.Nadszedł ten czas gdy córce Cynamonki zabrakło siary w wymionach i na szczęście zawsze gdy jest tzw. nawał siary po wykocie zdajam trochę do słoiczków i zamrażam. Ehhhh ma się tą głowę na karku hehehhehe dzięki temu Misia ( tak ją nazwałam) nie ejst głodna i z zapartym tchem wcina z butelachy .Z ospałej, głodnej małej kózki po całodniowym dokarmianiu wychodzi z niej diabełek :)  Czyż nie jest słodka ???? :) 

No i tak na serio to chyba u mnie zostanie jak tak dalej pójdzie bo zaczynam dążyć ją ogromnym sentymentem hehe :)
A tak po domowemu to między czasie gdy nie śpię coś robię zawsze, wczoraj uszyłam dwa woreczki i to spore na suszone śliwki i na suszone grzybki. Śliwki  właśnie wyszywam a grzybki są już gotowe. :)
Grzybków jeszcze mało ale co tam nadrobi się może w jutro gdy będziemy w lesie ;)
Dostałam także dziś paczkę od kasi za co jej serdecznie dziękuję :) Zobaczcie sami ...
Woreczek wypełniły tegoroczne kasztany :)
A słoiczki nabrały wdzięku :)
z miodkiem i dynią



I tak na koniec życzę Wam słonecznego i spokojnego weekendu w gronie rodziny :) Do następnego !!
Monia :)

czwartek, 18 października 2012

ciągnie się jak flaki

Ojj tak......!!! brzydki opis nowego posta ale dosłownie pech ciągnie się jak te przysłowiowe flaki. Dziś to już mi ręce opadły bo przecież już do przodu się szło już było lepiej a wieczorem znów ZONG. A co dokładnie ?? Pierwsza sprawa : wypuściłam kozy bez Kuby na pastwisko bo z Manią i jej dziewczynkami a że Mania po porodzie może dostać rui to wole dmuchać na zimno. Sorki Kubuś time out. Wieczorem zaganiam kozy do stajenki każdej michę jedzonka, woda z otrębami i tak mnie tknęło by pomacać Mani wymionka bo wczoraj sprawdzałam było ok, ale przezornego Pan Bóg strzeże...... No i wymię gorące a z tyłu trzy ogromne guzy .... no już zamiast się załamywać, płakać..... szlak mnie trafił. Zapalenie wymienia ?? nie możliwe!!! małe ssą  co chwilę, no nie było by powodu bo zastoje się nie robią. A tak pomacałam pomacałam i myślę że bidna miała pecha i ją użądliło coś... Żądła nie było więc pewnie osa no to znów telefon do weta by przyjechał. Ma być jutro rano pewnie coś dostanie bo guzy są ogromne, wymię gorące i nie daj Boże by dostała przez ukoszenia zapalenia  tym bardziej jest to jej pierwsza laktacja.Umyłam wymię szarym mydłem trochę "wklepałam" i posmarowałam maścią z mentolem przeciw zapaleniom .Tyle mogłam na dziś. Jej dziewczynki rosną jak na drożdżach aż w oczach "puchną" małe kuśtańce :) Drugi problem to zbyt mało siary dla dziewczynki Cynamony,mała słabo przybiera na wadze w sumie jak dla mnie w ogóle i jutro doradzę się pana Grzegorza czy nie zacząć dokarmiać. Pewnie zamówię siarę w proszku na pierwsze dni a później mlekiem innych kóz będę dokarmiać.Mam jeszcze trzy słoiczki po 250 ml zamrożone od Mani bo miała w pierwszej dobie zbyt pełne wymiona i wolałam zdajać po trochu zamiast czekać na kompilacje. Odmrożę i jutro z małej butelachy dokarmię szkraba.
Biegunka u maluszka minęła dziś jak okiem mignięcie więc jestem spokojna w tej kwestii doi Cynamonke ale jednak dla niej to za mało.
Powiem wam że jestem już wykończona psychicznie i fizycznie ostatni tydzień to makabra... ja chora, syn chory tu kozy się kocą takie problemy wet to już mnie chyba pokocha co chwila u mnie a ja marze o dniu odpoczynku by położyć się i przespać chociaż pół dnia.... Na szczęście byłam dziś  z Boryskiem u lekarza jest zdrowy i zaplanowałam sobotni spacer do lasu by nacieszyć oczy złocistością liści i ostatnich chwil słońca i ciepła bo jak na moje wiejskie ;) oko i po zwierzakach to za dwa-trzy tygodnie przyjdą mrozy :) Trzymajcie się ciepło i łapcie ostatnie promyki słońca :) Pozdrawiam

środa, 17 października 2012

Dzień drugi

Maleńka dostała właśnie biegunki :((( znów czekam na weta by podał jakiś probiotyk i ocenił co jest przyczyną :((( dzisiejsze zdjęcia .....


Chciałam się podzielić jeszcze z wami prezentem którego dostałam do Brydzi dziękuje na prawdę piękne :)

Trzymajcie kciuki za moje maleństwa przyda się teraz to bardzo..... Pozdrawiam i dziękuję za wspaniałe komentarze które podnoszą na duchu.

wtorek, 16 października 2012

Trudny przypadek

Zacznę może od początku a od tych teorii wszelakich książkowych i tych "rad wielkich hodowców". Zawsze trzymam się zasad, zapłodnienia są kontrolowane w moim małym  stadzie kóz. Jak Kuba zaczyna się znaczyć to nawet jeśli żadna rui nie ma ja wiem, że będzie któraś miała. Tak było wiosną Kuba dopiero co do nas zawitał jak zaczął się znaczyć.Obserwowałam stado żadna z panien  rui nie wykazywała ale mimo wszystko zostały oddzielone od Kuby natychmiastowo. Na drugi dzień Mela i jej córka Cynamona miały ruje darły się na całego i wszystkie te objawy typu machanie ogonkiem, nadpobudliwość itp. Oczywiście były same bez Kuby. Ok... trzymam się zasad taka już jestem nie kontrolowane zapłodnienia i tuż po wykocie nie u mnie. Martwiłam się raczej o Melę bo była 1,5 miesiąca po wykcoie i nie chciałam by znów była w ciąży. Cynamona za to że matkę doiła - też była z nią osobno.Do głowy by mi nie przyszło, że ona jest zdolna do rozrodu. Myliłam się po 3 miesiącach jak zobaczyłam, że się okrągli martwiłam się by mi ochwatu przez zbyt dobre pastwisko nie dostała ale nawet nie pomyślałam o ciąży. Tydzień po głaskałam sobie ją jak wyczułam ruch ..... uwierzcie mi klęknęłam sobie na ściółce i płakałam jak dziecko nad nią. Myślałam o najgorszym bo przecież jeszcze taka malutka jak już ciężarna. Czułam, że poległam jako hodowca że nie spełniam swojej roli jak należy ....byłam sobą zawiedziona. Po chwili gdy już doszło do mnie że nie ma co płakać tylko szukać pomocy zadzwoniłam do swojej dobrej znajomej z prośbą o rady. Dzwoniłam i do mojego weterynarza - nie mógł uwierzyć powiedział że musi przyjechać i zbadać bo to nie możliwe . Niestety możliwe i sam był w szoku. Ostatnie tygodnie to był ciągły strach jak będzie z jej porodem czy w ogóle przeżyje czy maluch urodzi się zdrowy. Do dziś uważałam, że to jej brat ją pokrył niestety myliłam się, musiał pokryć ją dzień wcześniej Kuba. Nie wiem jak to możliwe bo żebym choć symptom zauważyła, choć dziwne ich zachowania NIC kompletnie NIC. Nawet teraz siedzę i rozmyślam, przypominam sobie i NIC!!! Przez okres ciąży karmiłam ją najlepiej jak mogłam, podwójne dawki witamin i wapna jak radził weterynarz. Tuliła się do mnie ( taka przytulacha) a ja bałam się że moja pupilka ma swoje ostatnie dni życia. Dziś ubijałam gęsi gdy poszłam po następną na okólnik zobaczyłam jak moja Cynamona rodzi koźlę w deszczu w błocie :( Nie wiem czemu wyszła ze stodoły, może szok, może strach przed innymi kozami by maleństwu żadna krzywdy nie zrobiła ?? Nie wiem... co się dziwić jeszcze dziecko z niej. W biegu gubiłam gumowce biegnąc po ręczniki w sekundę byłam już na miejscu okryłam maleństwo i z Cynamoną biegiem do stajni. Malucha wytarłam zobaczyłam czy zdrowy dezynfekcja pępka i do cyca. Ufff zdrowa piękna kózka 2,5 kg duża i ładna :) Tak się cieszyłam :) Niestety Cynamonka miała problemy z wydaleniem łożyska , brak parcia no i prawdopodobnie łożysko się przykleiło.Zadzwoniłam po weta bardzo niepokoiło mnie to że po jednej stronie brzucha jest spore wypuklenie i ruchy wiedziałam. Wiedziałam że może to być ruch macicy ale nie miałam pewności czy drugie koźle przypadkiem nie utknęło. Macałam brzuch od dołu od góry nic nie czułam. Weterynarz przyjechał w 10 min po badaniach stwierdził, że drugiego płodu nie ma ale trzeba jej podać oksytocynę by wydaliła łożysko. Czekaliśmy godzinne i NIC!!! Ja już zaczęłam się denerwować ale zostawił mi jeszcze 2,5 ml oksytocyny bym podała o 22. Do 22 wydaliła łożysko ale poszarpane, popękane podałam jej o danej godzinie resztę zastrzyku do mięśniowo. Nawet nie drgnęła , czasem tak się zastawiam czym sobie zasłużyłam na takie zaufanie u moich pupili? Jutro o 7 rano przyjedzie pan Grzegorz podać jej antybiotyk do macicy osłonowo by nie wdała się infekcja i resztę łożyska spokojnie wydaliła. Teraz emocje opadły ale wiem o tym, że książki naukowe nie zawsze mają swoje dobre zastosowanie bo są wyjątki które niestety mnie spotykają. Dziękuje temu na górze czy komukolwiek kto trzyma nad nami tu na ziemi pieczę, że moja ukochana Cynamonka przeżyła ten poród i jej maleństwo. Wybaczcie zdjęcia jutro dziś ledwie żyje dobrze, że mąż się nade mną zlitował i zrobił mi ciepłą kolacje bo cały dzień nic nie jadłam. Buziaki do jutra.

poniedziałek, 15 października 2012

Ta czarna strona mojej małej hodowli

Ten czas nadszedł i bardzo tego nie lubię. Choć musiałam się tego nauczyć psychicznie i oczywiście fizycznie ale i tak nie należy to do przyjemności. Czas przygotowań zaczyna się tak około 3 dni przed, musze się nastawiać myślami, stawać się kimś innym i twardo bić się w myślach że to nic takiego. Jak zawsze mówię sobie- "jesteś twarda" i gdy nadchodzi ten dzień staje się zimna, nerwowa i zdecydowana. Po wszystkim trochę sobie zawsze psychicznie pochoruje ale przecież po coś się hoduje zwierzęta. Zawsze tłumaczę sobie, że przez te kilka miesięcy miały u mnie cudowne życie, wypasy całodniowe na łąkach i traktowane były z szacunkiem nie tak jak w tych halach trzymane w klatkach i tłuczone śrutą na siłę. Godne ale krótkie no cóż.....


niedziela, 14 października 2012

Czy o czymś nie zapomniałam ??

Witajcie!! no cóż weekend się kończy i znów nadchodzi poniedziałek.... jak on przeze mnie jest nie lubiany.... to taki gwałtowny powrót do rzeczywistości.Piątek i sobota - bardzo pracowicie , zagościli u nas teście i jak już niesie ich pewna tradycja przywożą  zawsze coś ze sobą. Najczęściej są to kwiaty- bulwy i inne cebule i krzaki tym razem były drzewiasto owocowe prezenty. Piękny pigwowiec dość spory może już niedługo doczekam się własnych owoców, dwie wiśnie i pęki...pęki...pęki  z korzeniami Ligustr-a (??) na żywopłot. Chyba tak się to nazywa :) Wszystko trzeba było wkopać bo przecież szkoda by się zmarnowało :) Dziś za to wędziłam sery i siebie w pakiecie i powiem miałam ogromny stres ponieważ nie jestem ani ekspertem ani szczerze mówiąc nie mam o tym bladego pojęcia bo przecież jeśli wędzi się kilka razy na rok czy to wędliny czy sery to o jakim doświadczeniu można mówić?. Tym razem uwędziłam sery na zamówienie i jak na moje oko wyglądają ładnie i także tak samo pachną ale jak w smaku to już od degustatorów zależy bo przecież to oni ocenia moją pracę. Trzymałam się zasad czyli nie wędzić w temperaturze wyższej niż 50-60 stopni oraz na małym dymku i w czasie 5 godzin.... bardzo powoli. Choć troszkę mnie dziwi jak w górach kobitki siedzą i wędzą na bieżąco ciach mach i już. Nie wiem jak to robią i nie wiem jak te sery "wychodzą" z wędzarni kompletnie bez posmaku wędzenia. Ja wędziłam na drzewie owocowym ( wiśnia, czarny bez, jabłoń, śliwka) i trochę dębowego. Hmmmm czekam na ocenę i może dowiem się coś co mnie znów nauczy nowych technik. Co tu gadać człowiek uczy się całe życie i tak umiera głupim. ;)


Dodatkowo w sprawie dżemików informuję, że jutro wysyłam paczuszki do was kochani więc na dniach spodziewajcie się prezencików ode mnie. Troszkę spóźniona ale mam nadzieje będzie mi to wybaczone :))))

A co piszczy w zagrodzie ??? Spokój i harmonia :))) Czarna czyli kózka w gościnie dostała wreszcie rui i została zapłodniona, jutro wraca do właściciela, Kubuś się uspokoił wszystkie panny zapłodnione i może ulży mojemu węchowi bo reaguję na zapach nieznośnie. Choć jego zapach nie jest aż tak upierdliwy ale jednak mnie mdli.... Żegnaj zapaszku czas mieć z tym spokój ;)
Mania spokojnie pasie się już z maluchami na pastwisku , najgorszy był pierwszy ich eksperyment z pastuchem było trochę płaczu ale na szczęście skończyło się na jednej próbie bo sobie odpuściły i trzymały się z dala od pomarańczowych linek. Nie dostały imienia są już zarezerwowane więc nowi właściciele ( a lepszych bym nie wybrała) dadzą nowym pupilkom imionka :) Basia łapie do mnie po woli zaufanie już nie ucieka przede mną ze strachu raczej stoi i czeka jak podejdę :) Stadko rośnie a ja zaczynam mieć plany na kolejny rozwój. Bardzo poważnie myślę nad dotacjami dla młodych rolników.Może mi się uda ?? warto wierzyć i działać!!! szkoda życia :)

 Pozdrawiam was ciepło , witam nowych obserwatorów . Do następnego :)

czwartek, 11 października 2012

Mamo!!! MEEEE!!!

I tak stuknął miesiąc jak jestem chora i może dokuczliwe to nie jest bo dolegliwości dużych nie mam. Żadnych gorączek ani dreszczy, bolących stawów.... no nic!! tylko kaszel i nawracający się katar. Synek mimo, że był u lekarza parę dni temu cały czas pokasływał więc stwierdziłam, że nie ma co czekać trzeba iść do lekarza i sprawdzić co z nami nie tak. I okazało się, mimo, że bardzo zdrowi jesteśmy ( ironia ;) to mamy zapalenie oskrzeli. Synek na szczęście początek ale ja już stan zaawansowany i upsss trzeba brać antybiotyki. Ehhhh chyba miałam nie za fajną minę bo lekarka mnie tak namawiała by podać Borysowi ,,,,choć wcale nie protestowałam. Widziałam, że tym razem bez leku się nie obejdzie trwa to już miesiąc czasu i takie "czasem" pokasływanie dobrze się nie skończy. Oczywiście wybrałam sama antybiotyk i dla mnie i dla synka bo wiem już co jest lepsze co gorsze co można bez obaw podać dziecku a co nie znam i się obawiam. Po ostatnim eksperymencie pewnego lekarza który wymusił na mnie podanie antybiotyku córce skończyło się obrzękiem całego ciała i reakcji alergicznej na skład tego owego antybiotyku. Wybrany lek,,, czas do domu pod pierzynę wsadzić synka grubiutko go ubierając uprzednio. A ja??? no takiego luksusu to ja nie posiadam i pewnie i teraz będzie ciężko wyleczyć u mnie choróbsko. Hmmm ale jak tu wyleżeć chorobę gdy nie ma pomocy w gospodarstwie i z dziećmi? Przecież rano trzeba wydoić, dać jeść, posprzątać, napoić szybko wracając do domu dać michę psom i kotom po drodze zabrać z piwnicy wielgachne wiadro ( ma 50 litrów) ziemniaków do prażenia dla zwierząt. I tak po powrocie słyszysz : Mamo pić mi się chce!!! Mamo płatki daj z mlekiem!!! Mamo jeść mi się chce!!! Mamo siku chcę!!! Mamo rączki mam brudne!!! Mamo nudzi mi się!!! Mamo choć potańczymy!!! Mamo a może puzzle?? daj mi z szafki !!Mamo gdzie jest mój miś?? Mamo Mamo Mamo Mamo !!!!!! No i gotowanie obiadku a miedzy czasie jak zawsze coś i MAMO!! Mąż z pracy przyjdzie : Żonka co na obiad ??? dałaś psom jeść?? co robiłaś ?? a może coś kupić ??? podasz mi telefon z szafki ?? Żonko!!! No i w biegu znów do zwierząt a tu MEEEEE MEEEEE MEEEEE MEEEEE i Gęgęgę Kwa Kwa Kwa itp :D
I tak wracając do domu gdy już ciemno na dworze i człowiek by tak poleżał  pod kocykiem obejrzał coś to czeka mnie : Mamo wykąpiesz mnie?? Mamo chce mi się jeść!! Mamo nie mogę spać!!! Mamo siusiu ........A wieczorem gdy już wszyscy śpią ja robię sery i zaglądam do was.... czasem spojrzę na dobry film i cieszę się chwila spokoju by znów rano wstać i.......

poniedziałek, 8 października 2012

czasem słońce czasem deszcz

I znów o maluchach :) Dziewczynki są liczne aż miło posiedzieć i na nie popatrzeć. Mania spisuje się na medal jak na pierwszy raz bycia mamą :) Jedyne co mnie martwi to biegunka u  dziewczynek nie jest to typowo rzadka biegunka ale taka ciągnąca się galaretka koloru ryżego. Kolor ok ale czemu to w takiej formie?? dzwoniłam już do weta ale nie odbiera zadzwonię za 2 godzinki, ogólnie nic im nie jest mają apetyt brykają po stajni radośnie....ale mimo wszystko coś musi być nie tak....Nie daję Mani ziarna bo wymię pęka w szwach dostaje tylko sianko i wodę w miarę wzrostu apetytu koźląt podam jej ziarno by i mleka wystarczyło dla nich. Martwię się po prostu, zawsze jak jest wykot później się martwię o matkę i młode, po nocach mi się śnią. Mówi się, że nadgorliwość gorsza od faszyzmu ehhehehhe. dzisiejsze zdjęcia szkrabów :)

Ostatnie chwile kozy są na pastwisku co chwilę pada deszcz jak tylko jest choć godzinka przerwy biegiem na pastwisko by coś pojadły i za chwilę znów z powrotem do stajni. Galimatias hehehhehe
A o to sianko i słoma w stodole aż miło powąchać aromat i mam spokojną głowę o zimowe karmienie :)
Na ogrodzie jeszcze lato nic się nie zmienia i nie zapowiada jesieni :)



I tym kolorowym akcentem kończę post. Miłego tygodnia życzę wszystkim czytającym .