środa, 30 kwietnia 2014

Kruszy się mój świat.....

Jakiś czas temu znajoma zapytała mnie wprost :" Jeśli chcesz zmienić swoje życie pomyśl wpierw co możesz dla tego poświęcić".
To chyba było najlepiej skonstruowane pytanie i najmądrzejsze zarazem gdy ja biłam się ze swoimi myślami. W tamtym roku nie byłam gotowa by poświęcić cokolwiek z tego co mnie otaczało czyli moją wieś, gospodarkę na poczet rozwoju czy szczęścia. Jak człowiek tonie chwyta się każdej deski ratunku dlatego też plany z wyprowadzką i kupnem nowego domu były dla mnie takim napędem. Plan legł w gruzach a ja zostałam z tymi problemami w sumie sama. Teraz decydując się na takie poświęcenie kruszy się mój świat, mam wrażenie że rozbieram swój obraz niczym puzzle po kolei. Czy jestem na to gotowa ? Myślę, że tak ale ile mogę unieść i poświęcić? Zdawało mi się, że jestem na tyle silna że podołam, nadal tak twierdzę ale co będzie za kilka miesięcy nikt tego nie wie. Teraz zaczynam rozsypywać się po trochu ale upominam się , stawiam się na równe nogi i nie rezygnuję.
Wszystkie koźlęta w tym także koziołki znalazły dobre domy, Basia i Cynamona pojechały pod Wrocław do naprawdę fajnych ludzi z pasją. Kaczki , gęsi, Panwuuu ( czyli baranek) i owieczka która urodziła się u mnie pojechały do Jakuba, który okazał się dla mnie deską ratunku jak i ogromnym wsparciem. Za co mu bardzo dziękuję!!!!
Dziś był ubój dorosłej owcy, druga zaś w poniedziałek. Zależało mi na mięsie dla dzieci ze sporym zapasem. Nie byłam wstanie jej ubić dlatego poprosiłam znajomego, dosłownie nie czułam się na siłach. I dobrze przeczuwałam , gdyż po uboju wypłakałam wszystkie łzy które do tej pory wstrzymywałam. Nie myśląc wsiadłam w samochód co okazało się ogromnym błędem. Jechałam do Jakuba z ostatnią owieczką na sprzedaż. Nie mogłam wstrzymać łez , straciłam panowanie nad samochodem. Poślizg , pisk opon i z ledwością wyprowadziłam samochód na prostą unikając wbicia się w rów. Zjechałam na pobocze i płacz niczym potok słów. Chyba było to najbardziej nie rozsądniejszym działaniem w moim całym życiu by w takim stanie wsiadać za kierownicą!!!
Trzymam się tylko czasem chwile słabości biorą górę. Wiosna w rozkwicie a ja gdzieś w myślach błądzę i szukam wyjścia. Dziękuję za e-maile i komentarze. Pozdrawiam Was serdecznie.

środa, 23 kwietnia 2014

Poświątecznie.....

Minęły święta, wybaczcie że życzeń nie dałam w poście . Zabieganie- ale to nie jest moim usprawiedliwieniem, po prostu Internet co chwilę się odłączał i mijało się to z cudem i moją cierpliwością. Przeszły przez wieś pierwsze burze, trawa może ruszy. Patrzę na to pastwisko trochę z żalem, trochę z przerażeniem. Oby tylko rosła dzięki tym deszczom i słońcu które znów rozpieszcza nas ciepłem. Święta minęły spokojnie , mimo na okoliczności były spokojne. Teście przyjechali, można było wszystko spokojnie przedyskutować. Oswoić się z decyzjami. Łatwo nie jest ale życie ma swoje scenariusze i mimo iż się bardzo staramy nie zawsze wychodzi jakbyśmy chcieli. Świat tak dziwnie jest skonstruowany, że jeśli masz zbyt wiele zaraz po drodze gubisz najważniejsze rzeczy i nawet tego nie zauważasz. Nadszedł "Lany Poniedziałek"- słoneczko , spokojne gotowanie obiadu , dzieci biegające z pistolecikami na wodę po podwórku. No normlanie sielanka a tu przez okno w kuchni widzę wbiegających trzech facetów z wiadrami. Biegiem zamknęłam drzwi i okna ale gdzie tam, przedarli się od tyłu domu a dokładnie przez kotłownie z pomocą Tomka wyrwali zawias w drzwiach i wyciągnęli mnie na dwór. Stałam na ganku będąc oblewana wiadrami zimnej wody. Uśmiałam się strasznie bo ta tradycja jakby nie było daje dużo uśmiechu. Mokra ale rozbawiona wróciłam do domu :-)
Sprzedałam już wszystkie koźlęta, wczoraj odjechał ostatni koziołek do Zawiercia, w sobotę znajoma z Kalisza odbierze ostatnią kózkę którą zamówiła. Także w sobotę odebrana zostanie Basia, szefowa stada. Zostanie mi 8 kóz dojnych do końca czerwca. Mela, Mysza i Maja już zamówiona przez Jakuba. Wyceniłam tylko dwie , Meli nie jestem wstanie i jej nie umiem sprzedać. Po prostu ją oddam. I wiem, że po nią kiedyś wrócę. Nawet po to by na "emeryturze" odeszła u mnie. Najbardziej zależy mi na sprzedaży Toli, nie jest mi ciężarem po prostu wolałabym by pasła się na dorodniejszym pastwisku niż to moje. Muszę ją uwiązywać po podwórkach, po sadach by mogła pojeść.
Na sprzedaż mam także baranka wrzosówkę PanaWuu i Malusią z ostatniego wykotu.
Dziś zrobię kilka zdjęć więc utworzę post z ofertą. Do końca czerwca chcę sprzedać całość stada, na pewno nie mam chętnych na Cynamonę ( o dziwo!!) więc jeśli ktoś by chciał zakupić ją pod koniec czerwca (koło 20 ) to zapraszam na emaila. Cynamona to córka najbardziej mlecznej kozy w stadzie czyli Meli ( w szczycie daje nawet 4-5 litrów) , Cynamona ma dwa lata jest 50% Alpejką po rodowodowym ojcu.
Przypominam o mojej Czarnulce , jej los jest wątpliwy. Jeśli ktoś chciałby ją przygarnąć , oddam za przysłowiową złotówkę byle by nie musiała trafić na ubój. Przepuklina dzięki Gabrysi i jej pasowi wciągnęła się więc nic jej zdrowotnie nie zagraża. Byle by nie była kryta kozłem. Ona czeka z wielką nadzieją na nowy dom.
I tak realizuję swój plan, powoli sprzedaję moje kochane zwierzaki. Nie jest mi łatwo ale jednocześnie czuję, że to co robię jest słuszne. Mam pewne plany na przyszłość ale na to trzeba czasu. Kochani jak ja ruszę z hodowlą za rok dwa to z takim rozpędem, że aż będzie się kurzyło :-D Byle by myśleć pozytywnie i do przodu. Nigdy się nie poddaje, nigdy nie rezygnuje z życia pełną parą i tym razem tak robię. Trzeba wiele poświęcić ale ma się jedno życie i tym się sugeruję. Wiem że działam teraz bardzo szybko ale  myślę o dzieciach i przeprowadzka musi odbyć się latem by mogły do września się oswoić i nauczyć życia w mieście.
Mam nadzieje, że święta przeszliście rodzinnie i spokojnie, u nas na wsi dwie ogromne tragedie . W Poniedziałek tragiczny wypadek dziadków wracających z cmentarza. Samochód cieli na trzy części by ich wyciągnąć. A wczoraj młody 18 letni sąsiad zabił się na naszej ulicy na ścigaczu który dostał w prezencie od rodziców przed świętami. Kilka dni jazdy i koniec życia młodego chłopaka. Rodzice przeżywają tragedię. Jedynak, młody, fajny chłopak miał zdawać maturę. Przepłacił gorzko tę adrenalinę i brak zastanowienia się rodziców na zakup takiej maszyny. Szkoda chłopaka. Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za Wasze emaile i komentarze. Buziaki!!!!!

wtorek, 15 kwietnia 2014

Zmiany

Witajcie
 ostatnio mam sporo osobistych problemów dlatego tak cicho na moim blogu. Wiele osób z mojego otoczenia mogą powiedzieć, że zmiany te są na gorsze ale ja osobiście już teraz mam do tego inne podejście. Tak , dokładnie życie to stos kompromisów. Momentów gdy trzeba zrezygnować ze wszystkiego by odnaleźć szczęście, ukojenie czy też swoje miejsce. Stracone pole czy wiele innych czynników przyczyniło się do tego że postanowiłam radykalnie zmienić swoje życie. Nie uciekam , myślę że stawiam czoło problemom nie zakopując ich pod dywan unikając, że nie istnieją i wierząc że kiedyś się sprawa wyprostuje czy też wyjaśni. Oczywiście to bardzo prywatne sprawy więc jak na razie ani nie jestem gotowa o nich pisać i także uważam że było by to niestosowne. Świat mi się zmieni, zmienią się mury zmieni się otoczenie ale nie poddaję się i wierzę że kiedyś wrócę do swoich pasji, marzeń i planów. Będą czekać w zawieszeniu na moment gdy otworzą mi się drzwi na nowe życie. Może jestem marzycielką , nieodpowiedzialną ale naprawdę wierze że wrócę do tego co kocham. Co dało mi szansę na odkrycie siebie, swoich możliwości i talentów. Świat się nie kończy jedynie daje szansę na coś innego. Tak więc trochę niedoinformowanych Was zostawiam przy tym poście ale wybaczcie inaczej nie powinnam. Tak więc Maleńka pojechała do nowego domu, Basia czeka na nowy już "zaklepany " dom, Tola jest gotowa do sprzedaży. Szkoda mi bardzo i nie powiem serce mi pęka ale wyboru nie mam. Toleńka czeka na nowy dom, jeśli ktoś zna kogokolwiek kto chciałby zakupić 50% jałówkę rasy Jersey to pisać do mnie. Cena nie będzie wygórowana , można ze mną negocjować byle by trafiła w dobre i odpowiedzialne ręce. Kozy trzymam do sierpnia , do 1 września chcę sprzedać całe stado. Także daję znać by móc mieć możliwość wyboru gdzie dotrą. Mela moja ukochana wspaniała koza trafi do Jakuba. Będę miała do niej blisko by ją pomiziać czasem za uchem. Tak rozrywam sobie serce, powoli ale skrupulatnie je rozrywam na poczet siebie. Ciężko jest stać na takiej granicy gdy robi się coś dla siebie a jednocześnie łamie sobie człowiek serce sam na własne życzenie. Decyzja przygniata , czasem łzy polecą, czasem zranią bliscy gdy słyszą co chcę zrobić. Nikt nie słucha, bo słuchać nie chce ale jeśli ja kobieta dałam radę przez te lata osiągnąć tak wiele, czasem pod oporem bliskich krytykujących mnie w to co robię w to co wierzę, to wiem że dam radę!! Łzy kiedyś otrę , a smutek zastąpi radość. Wierzcie mi czy też nie stoję w sytuacji bez wyjścia i łatwo mi nie jest. Sery nadal sprzedaję, oczywiście wysyłki dopiero po świętach bo auto padło całkiem a do poczty z 10 km tak więc proszę o zrozumienie w opóźnieniach. Trzymajcie za mnie kciuki bo będzie mi to teraz bardzo potrzebne. Mówi się że od obcego więcej otrzymasz wsparcia i zrozumienia niż od rodziny. Pozdrawiam Was serdecznie !!!

sobota, 5 kwietnia 2014

Sezon rozpoczęty !!

Sezon na sery rozpoczęty :-)



Sery podpuszczkowe czyste lub z dodatkami ( zioła , czosnek niedźwiedzi, oliwki, orzechy, suszone pomidory itp.) Kto co lubi :-) Sery wędzone czyste lub z ziołami, oscypki, sery dojrzewające świeże lub wędzone, sery w oliwie z ziołami, dojrzewające w liściach orzecha włoskiego lub winorośli, Ricotta, Feta, Mozzarella. Taki jest plan na nowy sezon serowy :-). Chyba że znów padnę na coś nowego do odkrycia ;-)

środa, 2 kwietnia 2014

Wojna

Mówi się że pech i nieszczęście chodzi parami, ja bym powiedziała że za mną ciągnie się jak rzep psiego ogona i mimo iż nie raz są wzloty zaraz szybko ściąga mnie w dół. To dość zawiłe i ta cała historia chyba musi być opowiedziana od początku by efekt końcowy dało się zrozumieć.

Gdy pojawiły się u mnie pierwsze kozy i stadko powoli się rozrastało pasły się na mojej 30 arowej działce, dokładnie cztery lata temu poznałam właściciela działki ( 1 h) który kosił dwa razy do roku swoją łąkę. Już wtedy zaczął naciskać na mnie bym puściła do niego swoje zwierzęta, jak odmówiłam ( ponieważ było tam sporo roślin trujących) zaproponował że to co skosi mogę ususzyć i zabrać - bo jak mówił szkoda by to gniło. Wybierałam więc z miejsc gdzie nie rosły te rośliny i zbierałam sianko. Dwa lata temu skosił pastwisko i jak zawsze prosił bym sobie zebrała jak chcę. Zebrałam - czemu nie - po dwóch dniach przyszedł do mnie z awanturą, że jakim prawem zbieram siano jak nie zapłaciłam. Nie powiem nerwy mi skoczyły i już nie wytrzymałam bo potraktował mnie wyjątkowo chamsko- była spora awantura a między nami stał Tomek. Oczywiście zwróciłam mu pieniądze za paliwo ze skoszenia pastwiska ale już czułam że zaczną się problemy więc nie nastawiałam się na zbiór siana z jego pola. Rok temu przyszedł jakby nigdy nic i powiedział że jeśli zapłacę 100 zł mogę zbierać siano po skoszeniu. Zgodziłam się , siana do końca nie zebrałam bo skosił w porze deszczowej i jeszcze syn trafił do szpitala- byłam stratna ale machnęłam ręką. W lipcu przyszedł i powiedział mi bym ogrodziła sobie ten hektar bo on już kosić nie będzie, że mu się to nie opłaca i że to najlepsze co mu pasuje. Powiedziałam mu że jeśli ogrodzę teren to już bym mogła wypasać bez problemu i dogadaliśmy się bez problemowo. Tak kozy wypasały się, on nie musiał już kosić. Ja zadowolona miałam szanse na rozwój. Rozwinęłam stado. Długo jak widać się nie cieszyłam. Dwa dni temu przyszedł do mnie i powiedział bym rozebrała ogrodzenie bo on będzie jednak kosił, a jeśli od lipca chce wypasać to musze mu zapłacić. Oczywiście płacić mogę ale jedynie z papierkiem dzierżawy on oczywiście zawetował że nie będzie nic podpisywać. Mnie nerwy skoczyły i powiedziałam mu że mowy nie ma bym płaciła mu w ciemno a on po miesiącu mi się wycofa. Zdemontowałam w ciągu jednego dnia ogrodzenie z pastwiska. Nie powiem płakać aż mi się chciało, zostałam z 30 arami łąki i 20 arami totalnego ugoru za rzeką. Teraz stoję w miejscu gdzie nie wiem czy coś mnie trzyma już w tym miejscu. Straciłam możliwość rozwoju, wróciłam się do punktu wyjścia. W sobotę z Tomkiem będziemy kosić te 20 arów , ogrodzę i posieję tam trawy i koniczyny ale nie wiem czy w ogóle mi starczy to wszystko na wypas. Staje się to raczej już nie możliwe by wykarmić tyle zwierząt tak małym obszarem pastwiska. W poniedziałek pojadę do gminy by wyrazić chęć dzierżawy lasu który jest obok mojego pastwiska. Tam też będą miały coś do jedzenia ale czy to też starczy ? Mówię wam mam w głowie spakować walizki i uciekać gdzie pieprz rośnie, jak mogę łatać cały czas coś co mnie ogranicza i staje mi na drodze do rozwoju ? Nie jest to pewne ale w ciągu kilku dni dowiem się i upewnię- możliwe że od 2015 roku mam szanse dzierżawy "za grosze" 7 hektarów sąsiada mieszającego około 1 km ode mnie. Może to mnie wstrzyma przed pakowaniem się bo jeśli będzie taka możliwość jakoś ten rok przeżyjemy, będę musiała z kimś się dogadać kosić trawę gdzieś na łące i wozić dla zwierząt. Oczywiście jeden sezon tak przeżyję ale nie wyobrażam sobie by to robić parę lat, dlatego te 7 hektarów jest dla mnie szansą by nie zwariować. Myślałam nad tym na co wykorzystam tą ziemię , myślę by 1 hektar obsiać trawą i ogrodzić konkretnie pod pastwisko w okresie letnim , wybudować tam wiatę i przewozić zwierzęta tam na cały okres wypasowy. Dojeżdżać na rowerze na dojenie i karmienie. Na tych moich 50 arach i lasku ( jeśli da się go wydzierżawić ) wypasać krowę i owce. Kozy zaś wywozić.
No nie idzie mi nic tak łatwo , nie daje mi życie odetchnąć w spokoju. To miał być rok radości, taką miałam nadzieje gdy piłam lampkę szampana w Sylwestra. Tamten rok był dobry w zarobki i w tym roku miałam właśnie wspinać się do góry , ale znów ciągnie mnie los w dół.  Zaczynam tracić obraz , tracić nadzieje że będzie tutaj dobrze. Jak nie czepiający się zwierząt sąsiedzi to teraz utrata tej ziemi. Tylko facet naprawdę nie wie z kim zadarł bo ja mu teraz nie popuszczę, tym bardziej że jeśli ma wjeżdżać do siebie na pastwisko musi przejechać przez moją ziemię na co ja nie wyrażę zgody! Zrobię tak solidne ogrodzenie od tej strony że chłopina będzie musiał się wycofać lub zbudować kładkę przez rzeczkę by móc do siebie wjechać od drugiej strony. Może to wredne ale tym razem mu nie daruje!! To będzie wojna i albo polegnę albo wygram. Wychodzi ze mnie teraz chyba to co najgorsze w człowieku czyli zemsta. I nie odpuszczę.
Oczywiście jeszcze sezon się nie zaczął jak zaczęła się wojna ze sąsiadem- dwa domy dalej. Moja Tola wypasała się na działce sąsiadowej obok mojego domu ( bo tak się ugadaliśmy) oczywiście psy puszczone luzem od tego sąsiada co prowadzimy "wojny wiejskie " doleciały do niej i zaczęły ją atakować i obszczekiwać. Ona zaś nie ta co ucieka, zaczęła je atakować. Psy w popłochu zaczęły wiać do Pana a krowa za nimi. Wpadła na jego podwórko psy do budy a ta ze strachu i przerażenia zaczęła biegać w popłochu. Ja goniłam ją, Tomek przeskakiwał przez ogrodzenie łamiąc sztachety- no cyrk na kółkach. Oczywiście sąsiad z pretensjami do mnie ja do niego i znów nerwy mi puściły. Chyba zaczynam robić się nerwowa, puszczają mi i nie umiem już spokojnie rozmawiać z takimi ludźmi. Jak słyszę wyzwiska od razu ciśnienie mi skacze. W takich chwilach serio mam ochotę uciekać gdzieś gdzie będę odizolowana od ludzi.