wtorek, 17 października 2017

Bach i masz Ci babo krach

Z całego tego przejęcia się z przybycia do mojego stada nowych kóz i wspaniałego Anubisa narobiłam sobie poważne obrażenia. Tego dnia co przyjechały nowe kozy wieczorem nie zeszły z pastwiska więc nie myśląc wcale poszłam po nie by sprowadzić je na noc do stajni. Niestety zapomniałam, że ślepa jestem jak kura w nocy i o nowym miejscu na ognisko które wykopaliśmy z moim przed pastwiskiem. Upadek niestety był bardzo bolesny, uderzając o kant wykopaliska wyskoczyła mi ręka ze stawu łokciowego. Nie myśląc szybko przygniotłam ją ciałem ( a mam tego sporo więc i ciężko heheheh) i wskoczyła na miejsce. Jednak uszkodzenie prawej ręki unieruchomiło mnie dość znacznie. Ręka sina, boląca, opuchnięta i na mój pech prawa więc wiele zrobić nie mogę.  Tyle z mojej głupoty bo niestety upadki dla mnie to dość częste zjawisko. Stawy chore to i niestabilnie u mnie a jeszcze przez głupotę prowokuję ciągle dość niebezpieczne sytuacje. No cóż człowiek uczy się całe życie a i tak umiera głupim. Tak więc 100% prac w gospodarstwie wykonuje mój chłop :D Może to wydarzyło się bym sobie odpoczęła hahha. Ostatnio spędzam więcej i tak czasu u lekarzy niż wśród kóz. Na szczęście tętniaka aorty brzusznej wykluczono u mnie co dało mi wiele ulgi. Niestety okazało się, że mam dużo zrostów po operacyjnych i niestety sala operacyjna na mnie czeka bo zakleszczają jelita i narządy wewnętrzne. Tak czy siak czeka mnie zima w łóżku i latanie po szpitalach. Jednak staram się o tym nie myśleć. Wolę myśleć o przyjemnych sprawach. Teraz jeszcze uraz ręki spowalnia moje prace przygotowawcze do zimy, na złość ! Nosi mnie strasznie. Poszłam więc rano na pastwisko by porobić moim pociechom kilka zdjęć.






Fajtłapa pozdrawia :D

sobota, 14 października 2017

Miłe przyjęcie

Witajcie, pamiętacie koziołka An 100% ze słowackiej hodowli którego sprowadziliśmy z Panem Andrzejem za czasów jak mieszkałam w Borownie ? Jak nie to tu link dla zapominalskich. Wreszcie dotarł do mnie. Jak życie płata figle ? Hmmmm 4 lata temu musiałam zrezygnować  z hodowli kóz gdy byłam tak blisko spełnienia marzeń gdy nie mogłam się nacieszyć koziołkiem którego z trudem udało się sprowadzić. Teraz mogę cieszyć się nie tylko z niego ale i z jego genów które będą miały w sobie przyszłe koźlęta. Jak to życie nam kieruje drogi?! Sama czasem jestem pełna podziwu jak los brnie na naszych plecach nie tłumacząc czemu ma być tak a nie inaczej. My za jakiś czas ,nie raz lata musimy czekać by zrozumieć co nam przygotował. Życie jednak potrafi zaskoczyć i gdy się mocno cierpi trzeba sobie po prostu wytłumaczyć, że jest tak a nie inaczej bo to ma głębszy cel. Tak więc piękniś jest u mnie, dzięki Panu Andrzejowi. Dodatkowo 5 kóz różnej procentowości rasy Anglonubijskiej. Bardzo towarzyskie i przyjacielskie, byle by tylko miziać. Dla mnie to ogromne szczęście, że stado się powiększa. Na przyszły rok będzie 10 kóz do dojenia. Nie potrzeba mi więcej, nie dążę do ogromnego stada. Nie chcę tyle kóz by nie wiedzieć jakie mają imiona i każdej poświęcić czas na pogłaskanie czy wyczesanie. Chcę cieszyć się tylko tym co mam i dawać każdemu po trochu miłości i zainteresowania. Zawsze dążyłam do tego by moje małe gospodarstwo było typem gospodarstwa jak " u babci". Gospodarstwem uzupełniającym się wzajemnie. I powoli dążę do tego wspomnienia jak i marzenia. Czasem wracam do starych postów na blogu i czytam co przeżywałam, czytam co ukrywałam i jak chciałam sama siebie okłamać. Zawsze gdy wracam do przeszłości czuję ból bo wiele trzeba było poświęcić. Jednak teraz odczuwam jakbym narodziła się na nowo, gdy patrzę na to co staram się na nowo zbudować. To wszystko ma się po prostu w sobie. To gen a "gena" nie wydłubiesz.





Pozdrawiamy :)