piątek, 31 stycznia 2014

Informacja

Witajcie, skasowałam ostanie posty z opowiadaniem by nie robić na blogu zbędnego bałaganu. Stwierdziłam, że jeśli nawet natchnęło mnie ostatnio na pisanie nudnych opowieści ;) nie powinnam zmieniać tematyki bloga. W górnym pasku po prawej macie odnośnik do osobnego bloga pt.: W piśmie zamyślenia, tam piszę i tam można czytać na bieżąco :) Pozdrawiam serdecznie !

Ps. Historia jest zmyślona nie kierowana jest historią "ze słyszenia".

poniedziałek, 27 stycznia 2014

W zdrowiu i chorobie

Cóż za piękny dzień !!! Słońce świeci rozpieszczając nas ciepłem , ziemia pokryta śniegiem niczym otulająca ją pierzyna a sikorki w nadzwyczajnej ilości swego stada skubią słoninkę. Piękny i zachwycający !!! Ja w swym nałogu czytam zawieziecie każdy wers książki chłonąc wiedzę niczym gąbka wodę. Jaki sens miałoby życie gdybyśmy nie uczyli się wciąż czegoś nowego? Puste bez możliwości rozwoju! Jednak ja nadal wchłaniam co ciągnie mnie i przyciąga niczym księżyc w pełni wzrok. Oczywiście zarywam  noce nie mogą się odciągnąć od książki ale ma to i dobry skutek gdyż dokładam do pieca drewno systematycznie chroniąc rodzinę od zimna. Przynajmniej jest i z tego dodatkowy pożytek :) W piątek mój Tomek skończył 32 lata po pięciu latach obiecywania zakupu dla niego jego upragnionego fotela spełniłam obietnicę. Zawsze było coś ważniejszego co zabierało uzbierane pieniążki. Tym razem powiedziałam- dość tego! Wraz z rodzicami Tomka złożyliśmy się na ten jego upragniony fotel. Niby dla wielu suma śmieszna dla mnie jednak dość duża. Pojechałam w piątek do miasta na absolutnej resztce paliwa wraz dziećmi zostawiając je u dziadka a sama wsiadłam w tramwaj i podjechałam do sklepu meblowego. Przytargałam fotel przez pół miasta wsiadłam do tramwaju. Na miejscu zapakowałam go do samochodu zaparkowanego koło bloku taty. Fotel w domu obwiązałam czerwoną wstążką a do środka dałam gazetę dla panów ( oczywiście bez panienek ;)) . Mina i zaskoczenie Tomka bezcenna!!! Nie pamiętam kiedy się tak cieszył!
Ostatnio pisałam o gęsich jajach, zrobiłam więc zdjęcie by przedstawić dla osób które różnicy nie znają :)

Dzieci od tygodnia siedzą w domu gdyż tydzień temu zaczęły mocno kaszleć. Leczyłam jak zawsze swoimi specyfikami : sok z czarnego bzu, miód z akacji, gęsim tłuszczem wraz z kamforą (smarowałam klatkę piersiową, plecy i stopy), naparami z majeranku i tymianku do picia. Po tygodniu będąc u lekarza na sprawdzeniu usłyszałam- "dzieci prawie zdrowe niech pani robi to co pani robi". Dzieciaki spokojnie od środy mogą iść do przedszkola a ja troszkę odetchnę ;) Pozdrawiam Was serdecznie bądźcie zdrowi!!!

czwartek, 23 stycznia 2014

W mroźne dni wpadam w nałóg.

Nadeszła wiekopomna chwila.... no mamy wreszcie zimę. Mocno przymroziło, śniegiem troszkę sypnęło  chociaż wciąż odczuwam niedosyt na wzgląd ogromnej skąpości natury! O lepieniu bałwana więc na razie mowy nie ma ale przynajmniej ziemię skuło na beton co ułatwia pracę przy zwierzętach i nogi tak nie bolą od napięcia by się przypadkiem nie rozjechać. Od razu lepiej się czuję, mimo mrozu. Opatulam się w podwójne spodnie , podwójne skarpety dwie ciepłe kurki czapkę i rękawiczki i mogę działać. Wraz z rozwojem pracy krew lepiej krąży w ciele i ciepło aż pulsuje w żyłach. Aura sprzyjała porządkom więc zabrałam się za prace w stajni bo trochę zaległości w postaci obornika składowanego przy drzwiach zewnętrznych się nazbierało, niestety taczka już swoje przeszła i odmawia posłuszeństwa przy błocie. Teraz mogłam wywieść na ogród kilka taczek i oczyścić wokoło bo aż lepiej się zbiera słomę przed budynkiem jak lekko zamarznięta. Kilka zaległości odrobiłam. Po pracy miałam wracać do domu ale widok taplających się gęsi w krystalicznych kałużach mnie zatrzymał. Ziemia zmarznięta na kamień ale już słońce wyżej świeci więc śnieg z dachu zaczął się topić spływając rynnami tworząc ogromne czyste kałuże które jak wyszło okazały się dobrym miejscem na toaletę dla gęsi. Z brudnych od błota wręcz szaro czarnych znów ukazały się moim oczom śnieżnobiałe gąski szczęśliwe i trzepotające skrzydłami w wodzie. Widok dość bajeczny :))) Co do gąsek ukazały się ostatnio dwa piękne gniazda w ich boksach a wśród słomy znalazłam 6 ogromnych jaj !!! Zaczęły się nieść, niestety jaja nadają się tylko do spożycia gdyż zarodki nie mają szansy wytrzymać przy takiej temperaturze. Gęsi widać nieszczęśliwe i bardzo agresywne gdy zbliżam się do gniazd a ja mogę tylko je przeprosić i zjeść smaczną jajecznicę nad ranem. Pierwszy raz widziałam gęsie jaja, na prawdę nie wiedziałam że są aż tak duże :)) Widać w wielu kwestiach nadal wychodzi ze mnie mieszczański laik !! Odbiegając od prac w obejściu a kierując się w stronę duchowości i umysłu chciałam zaznaczyć że znów wpadłam w ten wspaniały jednak tak czasochłonny nałóg. Czyli książki!!! Nie mogę czytać  ale jak już czuję wewnętrzne napięcie i jakąś wypożyczę z biblioteki tak wchłania mnie to w otchłań nałogu. Tendencyjne zatracam się ;) Będąc w mieście wpadłam do Biblioteki Miejskiej wypożyczyłam kilka romansów historycznych ale przede wszystkim to co mnie totalnie wciągnęło czyli Chirurgia Weterynaryjna, Anatomia zwierząt i Rozród zwierząt gospodarskich. Wszystkie te księgi są szczegółowe aż do bólu wraz z fotografiami co koi moją ciekawość. Ja już obsesyjnie podchodzę do tych spraw, obiecuję sobie że teraz zbieram informacje uczę się ale kiedyś jak już dzieci podrosną a ja będę mogła zainwestować dla siebie trochę czasu pójdę na te studia. Nie dla papierka, nie dla zawodu dla siebie samej!
Pozdrawiam

poniedziałek, 20 stycznia 2014

Dwa lata jak jeden dzień

Pomyśleć że już minęło 2 lata od czasu mojego pierwszego postu na bogu. Dużo się działo wciągu tych dwóch lat. Opublikowanych 341 postów, 4457 komentarzy, 194 oficjalnych obserwatorów!!!Wklejam tutaj fragment pierwszego postu :
"Powrót do tradycji rozpoczęłam gdy zakupiliśmy dom we wsi Borowno koło Częstochowy. Jako rodowita mieszczanka postanowiłam, że jeśli mam coś zmienić w swoim życiu niech to będzie życie wedle moich marzeń. Od dziecka widniał w mojej głowie obraz gdzie mieszkam w domku na wsi a ogród jest pełen kwiatów, warzyw, pastwiska wypełniają się zwierzętami. . Te marzenia napędzały się we mnie od dziecka kiedy wyprowadziliśmy się z peryferii Częstochowy do centrum w blokach. Czułam się jak w klatce i nie mogłam złapać oddechu. To prawda, pojęcia nie miałam o tym wszystkim. Te wszystkie dodatkowe obowiązki, które były nie tylko dla mnie nowością ale nie potrafiłam sobie wyobrazić co i jak mam robić. W dobie Internetu szukałam odpowiedzi i wskazówek. Jak karmić zwierzęta, czego potrzebują, jak odróżnić chwast od warzywa ;) Ciężko mi było, ale pokocham to odkrywanie natury i praw które nimi rządzi. Po wielkich przebojach z bankami w sprawie kredytu zaczęliśmy remont.....Dom był ruiną przynajmniej w środku po 10 latach stania bez mieszkańców. Podwórko istne chaszcze wysokości 3 metrów. Dzikie drzewka i brak możliwości dojścia do budynków gospodarczych. Była zima czas oczekiwania na wiosnę i prac z nimi związanych . Patrzyłam przed siebie i mówiłam sobie dam radę!!Mój mąż Tomek zapalony budowlaniec samouk wziął się do pracy a ja pilnowałam pracowników firm remontowych. Remont się nie zakończył do dziś a koszty poprzerasta nasz budżet ale mimo to kochamy to nasze miejsce na Ziemi :) Jako mama dwójki dzieci plus mąż;) postanowiłam odejść od sklepowej paszniny i wrócić do smaków naszych prababć. Opowiem wam moją przygodę z powrotem do tradycji może nikt nie zaśnie ....."
Jak widać do dziś nikt nie zasnął przybyło sporo czytelników co mnie bardzo cieszy. Na początku nie wierzyłam w to że w ogóle ktoś będzie chciał czytać. Mile mnie zaskoczyła rzeczywistość. Dwa lata istnienia bloga nie długo minie w lutym pięć lat jak tu mieszkamy.Kurcze ale ten czas biegnie :) Pamiętam dobrze każdy początek. Pierwszą kurę w prezencie od byłej właścicielki , pierwsze gąski, króliki i kozę Melę. Każdy kamień na drodze który trzeba było ominąć lub usunąć z drogi. Każdy korzeń wykopany i wykarczowane krzaki. Mimo ciężkiej pracy jaką włożyliśmy z mężem w nasz dom i ogród niczego nie żałujemy. Jesteśmy dumni z tego co mamy, jaką jesteśmy rodziną i jakie wartości w życiu posiadamy. A przede wszystkim że nie tworzymy naszego szczęścia na cierpieniu innych.
Dziękuję że dzięki Wam mam motywację do pisania że czasem zajrzycie poczytacie i dacie komentarz. Nic nie motywuje tak jak komentarze i wasze wsparcie :) Podrawiam

sobota, 18 stycznia 2014

Bałagan nie tylko w głowie ;)

Widać w naszej narodowej tradycji jest marudzenie, najczęściej wybrzydzamy lub skarżymy się na swoje nieszczęścia lub niepowodzenia. W sumie można powiedzieć, że Polakowi nie dogodzisz , nigdy nie będzie całkiem szczęśliwy ani nie spojrzy na sprawy od tej dobrej strony zamiast tego wciąż od tej złej i paskudnej. I czasem ze mnie wychodzi ta nasza mentalność bo od wczoraj nic tylko marudzę i wybrzydzam. Mimo tego mój pozytywizm walczy zawzięcie by przejąć przewagę nad negatywnym spojrzeniem na świat. Tak więc ja dziś was uraczę postem marudy i ględy. Jakoś nam znów idzie na wspak, wszystko się pruje. Na przykład po sylwestrze spaliły nam się kable  nad sufitem ( podwieszony sufit z karton gipsu) okopcił się spory kawałek , dobrze że byliśmy w domu! Tomek wymienił kable ( o zgrozo Nowa Instalacja!!). Ok !-pomyślałam. Nie ma co ale szczęście że byliśmy w domu! Tylko że sprawa się nie zakończyła gdyż kilka dni temu ( co dziś dopiero się okazało!!) spaliły nam się wszystkie kable w drewutni! To już chyba za wiele bo mogliśmy pójść z dymem! Tak więc 5 letnia instalacja zaczyna nam tu zagrażać. Pewnie każdy w styczniu ma problemy finansowe bo tego chyba uniknąć się nie da, nazywam to łataniem po świętach dziur. Ciężko więc się nastawiać na pozytywne myślenie tym bardziej że toniemy w błocie. Ziemia już nie wchłania, deszcz nas nie omija a ja lawiruję w tej brei. Dobra zakończę na tym, by nie było że mój strumień myślenia pozytywnego wysechł. Nie, raczej staram się dojrzeć dobre strony.
Odwiedził mnie dziś znajomy przy gorącej herbacie rozmawialiśmy na temat wykotów które u niego rozwinęły się na całego. Kozule rodzą mu zdrowe koźlęta jedna za drugą, stado powiększyło się mu już oooooo 23 sztuki a to dopiero początek :) Moje za to stanęły w miejscu i ani im się śni rodzić hehhe. Zapomniałabym wspomnieć co mi przywiózł na przysmak dla zwierzaków. Zimą toż to rarytas i nie ukryję że i my chwyciliśmy z radością kilka główek ;) Oczywiście nie ma takiego samego smaku jak nasza prosto z ogródka ale tak się tęskni za tym smakiem że ciężko się powstrzymać.
Chciałam zrobić wam zdjęcie ile to choinek Tomek załatwił dla kóz na odporność hehhe ale strasznie już ciemno się robiło i dziś zrobiłam nowe plus kilka kóz i maluchów.



Zawsze się wcisną tam gdzie im nie wolno :)


Za to Tola, Maja i owce najchętniej by z pastwiska nie schodziły !

Pamiętacie Konkurs "Pejzaż zimowy " w przedszkolu ? Córa dostała Dyplom za udział, niestety tylko wyróżnienie ale jak dla niej widzę taki wynik był satysfakcjonujący :)
Czytam ten mój post i widzę, że Wam dziś zrobiłam niezły Misz Masz :) A co tam mogę i ja mieć czasem bałagan w głowie !!! Pozdrawiam i witam Nowych Obserwatorów.
Ps. nadal mi zimno a kuracje nie pomagają nawet przez chwilę !!!

wtorek, 14 stycznia 2014

Zimno i głucho z dużą ilością wiatminy C!!!!

Od wczoraj marznę, lodowacieje dosłownie. Nie wiem co jest przyczyną czy ta radykalna zmiana pogody czy organizm szaleje. Wciąż mi zimno, dłonie i stopy jak z lodu!!! Grzeję się wszystkimi specyfikami i nic nie pomaga. W domu ubieram się na cebulkę niczym bym na dwór się szykowała. Nie cierpię takiego stanu. Na dworze robię wszystko co tylko musze i uciekam bo aż mnie trzęsie. Dziś też mam taki dzień kiedy brakuje mi ludzi, rzadko do mnie przychodzą takie stany w sumie bardzo lubię samotność ale dziś mnie dogoniła tęsknota za rozmową przy kawie z pokrewną duszą. Kurcze czemu najfajniejsi ludzie są tak ode mnie daleko!!!!! Kozy za to czerpią od wczoraj duże ilości witaminy C dzięki Tomkowi który załatwił cały wóz choinek :) Mają dziewczyny radochę z Tolą na czele :)
 
 
Ostatnio telefon mi się urywa, nie mam pojęcia skąd tyle obcych osób ma mój numer telefonu??? Dzwonią pytając o kozy mleczne oraz koźlęta. Chcą zakupić lub się doradzić. Ja nie wiem jak to się dzieje, że ja nie udostępniam numeru a mimo wszystko coraz więcej osób do mnie dzwoni... Nie narzekam ale nie wiem jakie ja musiałabym mieć stado by wszystkich zadowolić! :) Pozdrawiam

poniedziałek, 13 stycznia 2014

Pluszki na poprawę humoru.

Dobry sąsiad to w tych czasach skarb, co innego jak się go nie ma wcale to już brylant. Przez ostatnie pięć lat działka sąsiada tuż obok nas jest pusta, nikt tam nie mieszka za to schodzą się zawsze jakieś pijaczki, latem śpią na kanapie wystawionej pod wielkim orzechem. Nie wspomnę o śmieciach, butelkach które przybywają tam w ilościach już wysypiskowych. Nikt nie utrzymuje tam porządku, brama się rozpada więc kto chce może sobie wejść. Przydałoby się by ktoś się tym zajął, w sumie i my myśleliśmy by to może kupić ale problem spadkowy rozłożony jest na kilka osób które żyją w ciągłych sporach, jak to często w rodzinie bywa jak w grę wchodzą pieniądze. W niedzielę jedna z właścicielek przyjechała wraz z młodym małżeństwem z dzieckiem, chodzili oglądali widać było, że to mogą być potencjalni klienci i chętni na kupno działki z rozpadającym się domem. Mam wrażenie  że to ktoś z ich rodziny ale pewności nie mam. I tu mam dylemat bo z jednej strony zadowolona bym była jakby się zajęli tą działką i doprowadzili ją do ładu i składu z drugiej zaś strony przeszedł mnie dreszcz niepokoju po plecach. Różnie bywa z ludźmi , może im przeszkadzać wręcz wszystko, mogą się uskarżać na zwierzaki lub po prostu możemy sobie nie przypadać do gustu. Ile to się słucha o skłóconych sąsiadach i robieniu sobie po złości dlatego nie ma co się dziwić, że mam pewne obawy. Pooglądali i poszli a ja zostałam z myślami jak to będzie. Mam nadzieje, że jeśli się zdecydują będą to fajni normlani ludzie, może będą mieli podobne pasje lub chociaż skrawek nich. Może będą przyjacielscy i czasem spotkamy się na kawę. Może! a może nie .... Zobaczymy.
W trakcie tych odwiedzin wypiekałam pyszne Pluszki rosyjskie. Ich smak poprawił mi humor. Są doskonałe !!!!!!!!!! Polecam przepis znajdziecie tutaj.

sobota, 11 stycznia 2014

Gdy już dzień przeminął

Rano obudził mnie Tomek, niby tylko złapał mnie za rękę a ja o mało ze strachu nie zleciałam z łóżka.
-Musisz wstać!
-Która godzina ? Musze dzieci zaprowadzić do przedszkola....Nie, kurczę nie musze dziś sobota... Tylko jeszcze 10 min poleżę tylko 10 min.

Szybka poranna kawa, oporządek zwierząt i ruszyliśmy.
Wpierw na resztkach paliwa do sąsiedniej wsi na stację benzynową.
-Tylko mi Walduś teraz nie padnij!!
Po zatankowaniu nawróciliśmy na główną drogę wprost na Tylin. Jakub już czekał, po jego minie można było wyczytać " Co tak długo? ile można na was czekać?" ale tylko mina go zdradzała bo nic słowem nie wspomniał :) Pochodziliśmy troszkę po jego gospodarce , dzieciaki biegały w tą i z powrotem a ja od razu skierowałam się w stronę stajni by obejrzeć młode nabytki w stadzie u kóz i owiec :) Później na wybieg trochę popodziwiać, trochę porobić zdjęcia.


Po krótkiej rozmowie załadowali mi chłopaki samochód 5 workami chleba suchego z piekarni który załatwił mi Jakub. Ja ruszyłam do domu, Tomek wraz z Jakubem i resztą brygady poszli do lasu ciąć drewno. Ja wraz dzieciakami wyładowałam chleb, sprawdziłam co u kóz ( bo trzy szykują się na wykot) i znów w samochód by jechać odebrać parę rzeczy od taty. Po 25 km byliśmy już na miejscu , szybki obiadek w postaci zupy pomidorowej doprawiłam słodkim makaronem z serem i śmietaną oraz sporym kawałkiem ciacha. Popiłam kawą i znów ruszyliśmy do Jakuba. W lesie mężczyźni już po skończonej pracy grzali się przy ognisku rozmawiając. Upiekliśmy nad ogniem kiełbaski chwila rozmowy i trzeba było się zbierać. Tomek pociął na mniejsze kawałki i załadował drewno do samochodu ile weszło i ruszyliśmy do domu. Po przyjeździe czekała mnie  praca bo okazało się, że znajomy dowiózł dwie bale słomy. Szybko przerzuciłam pół tony siana do zagrody wydzielonej by kozy mi nie zmarnowały i wraz z Tomkiem trzeba było te bale słomy wtargać raczej wtoczyć do stodoły rozłożyć i przenieść znów w wydzielone miejsce. Po pracy nos chciał odpaść, swędziało jak cholera i zatoki piekły bo niestety pyli się strasznie w trakcie przerzucania a ja coś z tym moim nosem ostatnio mam nie tak jak trzeba. Dałam każdej sztuce spore wiadro marchwi zasypanej zbożem i witaminami, wodę, siana i słomy do paśników. Pożegnałam się gasząc światło i udałam się do domu. W domu zaś jak zawsze kąpanie dzieci, sprzątanie, kolacja i teraz mam wreszcie cisze i chwile dla siebie by móc wam wszystko opowiedzieć.
Witam nowych obserwatorów to bardzo miłe że wciąż nowe osoby odwiedzają mój blog a jeszcze milej jak zostają na dłużej. Pozdrawiam i miłej niedzieli Wam wszystkim życzę :)

środa, 8 stycznia 2014

Jak mama z córą robiły projekt

Oczywiście na ostatnia chwilę córa poinformowała mnie, że do jutra trzeba donieść prace konkursowe pt: "Pejzaż zimowy". Oczywiście nie ma obowiązku w tym przedszkolnym konkursie ale minka córy od razu zasygnalizowała mi o tym, że nie ma odwrotu i trzeba cos przygotować. Akcja była szybka: plan, realizacja i efekt końcowy. Konkurs jest dla dziecka i rodzica czyli wspólna praca. Zrobiłam szkic a kolorowanie i ozdabianie było wspólne. Więcej frajdy było z tego niż poważnego nastawienia :)

wtorek, 7 stycznia 2014

O sensie życia na wsi

Życiowa prawda , jak bywa czasem trudno mówić o tym co nas przytłacza.
Moje i mojej rodziny życie na wsi wypełnione jest radością z naszej decyzji ale czy zawsze było tak kolorowo? Pamiętam zakup domu, ogromne plany radość i krzywe miny rodziny która łapała się za głowę co za ruinę kupiliśmy. Pamiętam krzątanie się po domach z małym dzieckiem będąc w ciąży z Borysem bo dom nie był gotowy a ja nie miałam gdzie mieszkać i Tomka śpiącego przy -20 stopniach w tej naszej ruinie bez ogrzewania. Pamiętam przeprowadzkę i męczący remont przez który o mało bym synka nie straciła. Pot, brud i ciągle za kierownicą samochodu wożąc pracowników i rodzinę która starała się nam pomóc w tym całym bałaganie. Pamiętam także pierwsze dni w domu  niedokończonym remoncie i pierwsze 3 lata łazienkę z gołymi ścianami i zimnem przeszywającym przez dziurawe ściany, grzyb i brak finansów na remont. Pamiętam także ciągłe męczące nas długi które do dziś staramy się zakończyć w spłacaniu , ciągłą tułaczkę i bieg za regulacją rachunków. Tomka pracę która była tak dobrze płatna a na złość od czasu przeprowadzki zaczęła się uszczuplać, zmęczenie od ciągłej pracy i brak czasu dla siebie dla rodziny w tym całym wariatkowie. Pamiętam o chorobie która zbiła mnie z nóg uniemożliwiając samodzielny ubiór, picie kawy i ciągły ból nie dający nawet w nocy się wyspać, pierwszą naukę dojenia i płacz z bólu dłoni. Ciągłą poranną walkę, że musze wstać by iść nakarmić kury i Melę. Pamiętam pierwsze nauki uboju, płacz po nocach i te sny które mnie przeszywały. Mimo wszystko dużo mnie to kosztowało. Później nadszedł dzień w którym obudziłam się i poczułam że od tego dnia może iść mi życie z górki. Niestety wraz z planami przyszły kolejne dołki, przekonywać wokoło ludzi że to co robię i co chcę Bardziej Mocniej Rozwijać nie jest idiotyzmem. Rozmowy z Tomkiem by mnie wspierał bo nawet on czasem wątpił w to co robię i sens. W tych czasach jak człowiek nie ma etatu i co miesięcznej byle jakiej ale jednak pensji regularnej mało ma do powiedzenia i mało jest warty. Ja szłam do przodu na prawdę wierzyłam w to co robię, że ma to sens że przyniesie mi wreszcie dochód i nie tylko będzie cieszyć ale także da się z tego utrzymać. Szło ciężko w przekonywaniu, batalie o kupno kolejnego balotu siana czy worka zboża. Nie ma co się dziwić jedna mała wypłata męża mnóstwo długów i rachunków dwójka dzieci a na dodatek wciąż szukanie dodatkowych pieniędzy na żywienie zwierząt. Nie zapomnijmy o remontach stajni czy ogrodzeniu. Grosz do grosza.... Do głowy nie przychodziło nam o wakacjach, o wyjeździe do rodziny bo po prostu nie było nas nigdy stać na to. Ok! kupmy baloty siana Ja nie potrzebuję butów te się sklei a kurtkę cóż z tego że ma 10 lat i ten rok się nada. I tak było w kółko, nie wiem czemu tak bardzo w to wierzyłam czemu aż tak się upierałam odmawiałam sobie wszystkiego byle by iść do przodu. Nie traciłam wiary mimo że było ciężko. Jasne na blogu piszemy o radościach czasem wspomnimy o smutkach ale nigdy nie otworzymy się do końca. Może to wstyd może tutaj mamy prawo żyć w swojej bajce. Pamiętam jednak najbardziej o tym jak podnosiłam się i szłam do przodu mimo że bolało że nauka była ciężka ja szłam do przodu. Zaczęłam pisać blog jak już przeszłam całe to pasowanie na gospodarza i upartego człowieka. Ja nosze swój "garb" przeżyć na plecach, odcisnął on na mnie swoje piętno jednego mnie nauczył BY NIGDY NIE REZYGNOWAĆ DLA PIENIĘDZY ZE SWOICH PLANÓW I ŻYCIA W KTÓRYM JESTEM SZCZĘŚLIWA". Wolę tylko latem jeść swoje pomidory niż cały rok objadać się sklepowymi. Tak samo jest z pieniędzmi... wolę raz w roku mieć ich więcej i cieszyć nimi gdy sobie coś kupię czy dzieciom niż cały rok wydawać je i nawet nie zauważyć, że sensu mi nie dają ani radości żadnej. Oby mój post nie był zbyt nabity wolę by w prostocie dał coś do myślenia. A jaki ja chcę dać komentarz pod swoim postem ? A taki że niczego nie żałuję i z radością noszę tego swojego garba bo dzięki tym przeżyciom wiem że nic w życiu nie jest wstanie mnie  złamać jeśli tylko uśmiechnę się prosto w twarz przeciwnościom losu. Pozdrawiam

poniedziałek, 6 stycznia 2014

Styczniowy blues

Pomyśleć że w styczniu kozy pasą się całymi dniami na pastwisku. Szokujące ale jak dla nich super sprawa, widać zadowolone. Owce skaczą jak zwariowane bawią się, koźlęta to jakby z klatki je ktoś wypuścił a kozy bez przerwy skubią zieloną trawkę która zaczęła puszczać. Kozy zadowolone ja za to martwię się takim stanem natury poza tym cały czas użeram się z tym błotem wiruję jak zwariowana na tej ślizgawce. Z wiadrami jak idę to spinam się bym nie gruchnęła jak zawsze. Wciąż czekam na wykoty dwie się szykują ale od kilku dni więc widać dudka ze mnie robią. Kury szaleją z jajami i gdakają jakby szykowały się do nasadzenia. Tak więc oczekuję cieszę się słońcem i zamartwiam jak to bywa na gospodarce. Wciąż się coś dzieje. Tylko czy w dobrym kierunku to idzie ? Co się stanie jak nadejdzie ciężka zima a natura rozwinie skrzydła?


 
 
Pozdrawiam  

środa, 1 stycznia 2014

Plany

Czas na postanowienia noworoczne. Nie w typie rzucę palenie lub nie będę się objadać batonikami  w ukryciu hehehehhehe. Nie, nie tego typu prędzej to są plany na Nowy Rok. Cóż mam za plany ?? Dobra zacznijmy ....

I Remonty na zewnątrz :
- Skończyć taras na gotowe w drewnie, z pnączami i dużymi donicami pełnymi kwiatów
- Skończyć te wciąż nie dokończone ogrodzenie podwórka
- Zmniejszyć dach nad stodołą
- Wylać wylewkę w stajni u Toli
- Zmodernizować piwniczkę pod dojrzewające sery pleśniowe
- Poszerzyć ogrodzenie ogrodu by było więcej miejsca na warzywa pastewne
- Powiększyć foliowiec pod pomidory
- I najważniejsze wybudować upragnioną kuchnie letnią

II Remonty w domu:
- odmalować kuchnię i sufity
- wyremontować przedpokój i hol - wreszcie do końca ;)


Dodatkowo jeśli chodzi o zwierzęta to rozmnażać i cieszyć się rozwojem :) Oby ten rok był tak samo dochodowy w przetwórstwie a nawet lepszy od tamtego. A jak ! Jak marzyć i planować to na całego :)
Pozdrawiam i witam nowych użytkowników :)

Grzechem było by nie nagrzeszyć tego wieczoru

Cóż to był za Sylwester !!!! Dawno się tak dobrze nie bawiliśmy, bez gości bez szumu rozmów. Tylko my i dzieci a impreza była na całego. Przetańczyliśmy kilka dobrych godzin aż kolki nas łapały, śmiechy i ogólnie super zabawa :))))) Ktoś by powiedział że pewnie nudno można samemu spędzić taki dzień ale dla nas nie było nudy, ciszy ani trochu!!! Muzyka grała na całego , tańce smaczne jedzenie i radość że Stary Rok odchodzi dając miejsce Nowemu i nowym planom. Tego dnia nie było zakazów i pilnowania się w zdrowym żywieniu, tego dnia mieliśmy na stole wszystko to czego cały rok nie jemy. Dzieci zamarzyły sobie hamburgery frytki i dużooooo słodyczy, my zaś chińskie ostre jedzenie co jest dla nas już Tradycją w każdy Sylwester. Pali jak diabli i popijamy słodkim winem musującym by zgasić pragnienie :))) Dzieci zaś cały rok nie pijąc ani kropli gazowanych napoi studziły pragnienie dziecięcym szampanem. Ot tak wieczór grzechu i wszystkiego tego co zakazane. Dziś kompletne lenistwo i leczenie zakwasów hahhahah . Buziaki!!!!!