Dziś będziemy przenosić wielkie kamienie do ozdobienia i zabezpieczenia plandeki.
Bardzo mnie wciągnęło i z ledwością się wstrzymuje by nie przesadzić i z ładnych rabat nie zrobić tandety hehhehe. Ładnie nie zawsze znaczy dużo. Piwonie poprzesadzałam wzdłuż ogrodzenia by były w jednym miejscu, rozmnożyła mi się bardzo juka z jednego krzaka wyciągnęłam 12 sztuk które poprzesadzałam do ozdoby muru garażu i wzdłuż ogrodzenia za pniem. Kwiaty kwiatami ale i doszły nowe obowiązki jak ubój. Co roku ubijane są koziołki, zawsze jestem asystentką pewnego pana z którym razem to robimy. Nigdy nie robiłam tego sama, ani nie czułam się na siłach ani nie miałam odwagi przechodzić przez to sama. Tym razem dwa dni z rzędu znajomy się nie pokazał, wczoraj właśnie tak było nie wspomnę, że lubi sobie "chlapnąć" a ja miałam wszystko gotowe na 7 rano i czekałam na niego do 9 jak durna. Siedziałam tak na pieńku i myślałam- " Przecież czeka mnie coroczny ubój owiec - czy zawsze będę tak czekać czy wezmę się w garść i podejdę do sprawy poważnie?" Otrząsnęłam się, kilka razy w myślach strzeliłam sobie w twarz i postanowiłam, że muszę działać bez użalania się nad sobą. Twarde to życie na wsi oj twarde a ja nie mogę pozwolić sobie na chwilę słabości bo popłynę albo psychicznie albo finansowo. Tak więc ubiłam dwa koziołki sama, pierwszy raz w życiu. Nie było mi łatwo, nie jestem z kamienia ale jedna sprawa mnie bardzo cieszy w tym wszystkim, że nie cierpiały a ubój był tak absolutnie humanitarny. Przepełniony spokojem i ciszą że po wszystkim odetchnęłam z ulgą że szybkim działaniem nie przyczyniłam się do ich bólu. Mam nadzieje, że nie pomyślcie że ja jakaś niespełna rozumu jestem bo odczuwam ulgę? Ulgę ze spokoju. Trzeba było podziękować im za mięso którym wyżywię rodzinę, chwilę w ciszy pożegnać się i zabrać do pracy. Cały dzień porcjowałam mięso, w sumie okrawałam. Kości porcjowałam w woreczkach na zupkę w zimne dni a mięso dzieliłam na lepszej i gorszej jakości ( w kwestii błon). Do nocy mieliłam wraz z ze słoniną i podgardlem wieprzowym i przygotowałam farsz z ziołami na kiełbasę który będzie leżakował teraz 4 dni w lodówce. W niedzielę będzie nabijanie mięsa we flaki a w poniedziałek wielkie wędzenie kiełbas. Część mięsa zostawiłam na kotlety, Tomek nie mogąc wytrzymać usmażył sobie dwa mielone na kolację i postękiwał wciąż mówiąc jakie pyszne. Do tej pory zawsze jedliśmy udziec pieczony nigdy nie pomyślałam o mieleniu mięsa ale teraz wiem, że kozina w postaci steków mielonych jest czymś wspaniałym dla podniebienia. I tak wrześniowe dni wrzą od pracy, trzeba powoli się przygotować na te chłodniejsze i mokre dni gdy będę siedzieć w domu i grzać się pod kocem. Sprzątanie u zwierząt obornika przed zbieraniem na grzanie, ostatnie dezynfekcje i uszczelnienia. A dziś ostatnie dopracowanie w ogrodzie i wędzenie serów. Czas pracy rozpoczęty.
Twarda z Ciebie kobitka, nie zabrakło Ci odwagi.
OdpowiedzUsuńTo jest najbardziej dla mnie przerażająca część hodowli zwierząt: zabijanie i porody.
A my w mieście znów będziemy jeść mięso z przemysłowego tuczu (czasem śmierdzące przy smażeniu) i wędliny z konserwantami :-(
Pozdrawiam
Podziwiam Cie całym sercem. Mnie za dobry tydzień czeka ubój kurczaków, ale robi to mój mąż, bo ja bym nie dała rady. Dużo sił życzę i pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńMoniko jesteś dzielną i wspaniała kobietą, aż ci tej dzielności zazdroszczę..... podziwiam twoje samozaparcie i pracowitość.Tomek może byc z ciebie dumny.... a skaniaczek ? pewnie juz w przyszłym roku sie zazieleni....
OdpowiedzUsuńpozdrawiam cię serdecznie :)
Na efekty skalniakowe trzeba poczekać do wiosny i tak odwaliłaś kawał dobrej roboty.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńPodziwiam cię bardzo.My z męzem w tym roku jakiś tydzień tem zabijaliśmy dwa
OdpowiedzUsuńtryki mąż nie miał obaw ale ja tak.
Ale jakos poszło nie cierpiały teraz można delektować się niestety małym
kawałkiem jagnięcinki,bo reszta poszła na sprzedaż.
Pozdrawiam i jestem ciekawa jak smakuje kozina.
jednym słowem... masz co robić Monia... nie ma czasu na nudę
OdpowiedzUsuńNie przemęczaj się i uważaj na plecy;) Wczoraj mi weszło w moje, dzisiaj ledwo chodzę;)
OdpowiedzUsuńAle Ty twarda jesteś z tym ubojem ja bym nie dała rady i dlatego nie mam kóz ani owiec...
OdpowiedzUsuńno i jesteś Pszczółko w swoim żywiole :)
OdpowiedzUsuńoj...pięknie będzie skalniak wyglądał w przyszłym roku jak się porozrasta tu i ówdzie :)
i wiesz, że Cię podziwiam za to Twoje samozaparcie!!??
pozdrawiam!
:)
..ja tez od kilku dni "pracowicie" bo i składanie drzewa i wykopki się zaczęły..co do uboju proszę napisz mi na czym polega to humanitarne zabijanie tzn.zgłaszasz do weta?piszesz ,że sama zabiłaś ale jak i czym?Podziwiam Cie bo ja nie potrafiłabym zabić nawet kury..pewnie po czasie padła by kura ze starości a ja z głodu;)
OdpowiedzUsuńhumanitarnie tzn, bez bólu, bez stresu z ogłuszeniem zwierzęcia przed ubojem. Koziołka wiążę w pomieszczeniu daje mu jakiś przysmak mówię do niego spokojnie i cicho by nie wpadł w popłoch. Następnie ogłuszam (jedno mocne uderzenie w tył głowy np. młotkiem) zwierzę traci przytomność i ostrym nożem przecinam tętnicę szyjną. Całość uboju trwa maksymalnie minutę. Umiera nie świadome, bez stresu i bólu. To bardzo ważne nie tylko dla szacunku do istoty żyjącej ale także dla nas ponieważ w trakcie wydalenie adrenaliny wydzielają się toksyny które trafiają krwioobiegiem do mięśni co my później spożywamy. dziwić się że ludzie są coraz bardziej agresywni mają problemy emocjonalne a przecież te toksyny spożywają na co dzień w mieście z uboju masowego.
UsuńTo prawda, spożywamy hormon stresu w każdym mięsie i wędlinie z przemysłowego uboju. Twardo dążę do tego, żeby jak najbardziej ograniczyć w naszej diecie zjadanie takiego mięsa. Zwierzę ubijane w swoim otoczeniu nie stresuje się, bo niema czym. A to co dzieje się w ubojniach jest obrzydliwe. Gratuluję Ci odwagi, u mnie wciąż takie sprawy załatwia znajomy, ma wprawę chłopak, a ja nawet nie mogę na to patrzeć. Do pięt Ci nie dorastam.
UsuńWitaj, zaglądam tu czasem. A jak radzisz sobie z resztą - zdjęciem skóry, patroszeniem żeby nie uszkodzić woreczka żółc. itd. ?
UsuńPodziwiam Cię bezgranicznie :) i za cudne szaleństwo i za twardość której chuck norris mógłby pozazdrościć... ja z opcji, że żywizna ze starości wcześniej by padła...
OdpowiedzUsuńKurcze, mi się buduje spora górka z darni i gleby oraz żużlu z odkrywek kamiennych ścieżek wkoło podwórka. Może też zrobię gigantyczny skalniak? ;)
OdpowiedzUsuńCo do uboju...Nie mogłabym, ale - jak już pisałam, wieś i trzymanie zwierzów to nie jebajka.
Nie wszystkie można trzymać do ich naturalnej śmierci. Poza tym, życie wymusza. Jemy mięso.
Oby tylko, tak jak u Ciebie, śmierć przychodziła szybko.
pozdrawiam
Dzielna jesteś Moniko :) Podziwiam. Ja do tej pory jeszcze nie odważyłam się zabić żadnego zwierza.
OdpowiedzUsuńNa razie mi to nie grozi - przy kaczkach i gęsiach wyręczył mnie lis - tylko nie wiem czy takie zagryzione sztuki nadają się do jedzenia dla ludzi. Ewentualnie zostawię dla psa i kota.
Co do owiec i kóz - też nie musiałam na razie zabijać. Dawniej robił to znajomy. Teraz nie mam nic do zabicia - wszystko młode samice - czyli zostają do dalszej hodowli, a baranki i koziołki po jednej sztuce - do rozrodu, więc też im się udało :)))
Jezuu... jak pomyślę, że kiedyś będę musiała zabić zwierzę to mnie telepie. Ale brałam też kiedyś udział w uboju ze znajomym jako asystentka i zmuszałam się do patrzenia jak on to robi, więc mam pojęcie. Pomagałam mu też skórować i dzielić na kawałki.
Jednak raczej sama nie będę ubijać ze względu na ostre przepisy unijne - nowe przepisy które strasznie komplikują ubój. Słyszałam, że we wsi obok jest zawodowy ubojowiec. W razie potrzeby zwrócę się kiedyś do niego :) A generalnie to przechodzę na drób, bo do jego uboju nie trzeba żadnych pozwoleń ani opłat. Tyle że u mnie bardzo trudno uchować drób. Właśnie kozy i owce oraz bydło i konie dużo łatwiej, bo nie mają tylu naturalnych wrogów w naturze...
Tak czy inaczej - chylę czoła i wyrażam mój szacunek, że dałaś radę uśmiercić zwierza.
Wiem, że to nie jest przyjemne, ale niestety konieczne, gdy się chce mieć mięso.
Pomysł z mieleniem koziny jest rewelacyjny :) Pozwól, że go ściągnę od Ciebie :)))
Sama już dawno temu zauważyłam, że kozina jest tak intensywnie mięsna, że aż prosi się by ją czymś rozcieńczyć. Jako kotlety mielone z ryżem lub jako gołąbki - będzie na pewno rewelacyjna :)
Pozdrawiam serdecznie dzielną farmerkę :)
Nie zawstydzajcie mnie dziewczyny, byłam przygotowana na niezły kipisz a tu takie miłe komentarze. :)
OdpowiedzUsuńMoniko,dziękuję Ci za odp..Podziwiam Cię bo ja bałabym się uderzyć młotkiem a co dopiero poderżnąć gardło.......
OdpowiedzUsuńJak zrobisz te przepyszne kiełbaski to zrób zdjęcia
OdpowiedzUsuńBArdzo jestem ciekawa jak wyglądają
O, dobry pomysł :) Ja też poproszę o fotoinstruktaż jak zrobić pyszną kozią kiełbaskę :)
OdpowiedzUsuńWiem, że są bardzo trwałe takie wędliny :) Jeszcze niestety nie robiłam, ale mam nadzieję w przyszłości zająć się tym :)
Pozdrawiam,
Indianka