Jest kruche.... Wszystko co występuje w naszym życiu jest kruche. Miłość jest krucha, otaczająca nas przyroda, mury. Nie ma nic co jest stałe, pełne i pewne do końca. Ostatnio bliska mi osoba zapytała mnie " Jak ty to wszystko ogarniasz, jak dajesz radę nad tym zapanować?" - odpowiedź była bardzo spontaniczna i szybka - "Po prostu nie mam wyboru". Pewnie wiele osób czytając ostatnie moje wpisy zastanawiały się nad ich sensem i nie do końca rozumiały o co chodzi. O szczegółach mówić nie będę, ale jeśli mam jednym słowem napisać na jakim jestem etapie życia to cóż tylko napisać mi trzeba, że rozwód. Absolutnie była to moja decyzja dlatego też działam świadomie i wiem w jaką stronę iść chcę. Może to kwestia pewności a może już etapu życia w którym mówi się głośno DOŚĆ.
Ostatnie dni i godziny na wsi mi pozostały. Choć sercem zawsze będę w mojej pasji, w moim życiu jakie prowadziłam. Jednak na ten moment nie wierzę w nic co mogłaby mnie zaskoczyć. Chyba ten etap życia zamykam przynajmniej teraz, nie mogę jechać do miasta wprowadzać się do pokoju kilku metrowego z dwójką dzieci w nadziei że kiedyś, że już niedługo będę znów robić to co kocham. Już w to tak nie wierzę, nie dlatego że stanęłam w miejscu i opuściłam dłonie ale dlatego że znam życie. Znam realia, znam ludzi, znam siebie. Tym bardziej, że ja wiem jaka jestem , wiem jak patrzą inni na ten rodzaj życia w jakim ja czuję się najlepiej. Tacy ludzie jak ja to nic innego jak "Wariaci", ludzie oderwani od norm życia . Bo jak można się tak ograniczać? Jak można się tak ścierać ? Dlaczego ? W jakim celu? Ani nie wyjdziesz na wakacje, ani nie odpoczniesz... Nic tylko praca i praca... Tak myśli w większość ludzi gdy opowiadam o sobie. Mają racje ? W sumie mają ale nie rozumieją jednego że to część mnie, cała ta praca całe to życie było częścią mnie. Pasją i życiem , idealną częścią układanki mojego życia. Już nie jestem tak spójna bo te elementy trzeba było odłączyć ale nie zmienia to faktu, że myślę inaczej. Po prostu odwracam się od tego by nie bolało. Wiele osób widzi po mnie teraz ogromną zmianę, mają wrażenie że odżyłam że się zmieniłam. Wcale tak nie jest, bo jedno z drugim nie ma nic wspólnego. Tylko Wariat Wariata zrozumie....
Dwa dni i przeprowadzka, część tobołów wywieziona. Nawet teraz siedzę wśród toreb i kartonów. Czy żałuję ? Nie absolutnie nie, bo nigdy nie działam pod wpływem chwili. Zanim podejmę decyzję muszę być jej 100% pewna. I tak teraz jestem, wręcz czuję radość że tak jest a nie inaczej. Tak samo podchodzę do nowości, po prostu obserwuję, nie nastawiam się nie planuję tylko patrzę i czekam na rozwój sytuacji. O życiu prywatnym nigdy się nie rozdrabniałam na blogu, pewnie wiele osób pomyśli no jak ? Przecież było tak dobrze , co zmieniło jej nastawianie? Do tej decyzji dorastałam 1,5 roku. Nie jest to działanie pod chwilą, nie w złości, nie w zemście. Po prostu w pewności i na spokojnie. Życie to czas który nabiera prędkości w napędzie naszych działań.
Pozdrawiam
Stoisz nogami na ziemi..Trzymaj się mocno, jak dotychczas.
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy, wszyscy.
Pszczółko, pisz jak czegoś potrzebujesz...
OdpowiedzUsuńściskamy :)
Trzymaj się dzielnie Wariatko nasza.
OdpowiedzUsuńOdważna jesteś...Trzymaj się...
OdpowiedzUsuńMoniko, przez podobne perypetie, a może jeszcze gorsze, bo uciekałam z dziećmi z domu z niczym, przechodziłam 10 lat temu... Musiało minąć parę lat bym stała się twarda jak stonka i wredna to tych co trzeba jak... nie wiem jak co, bo nie chcę zwierzątek obrażać.
OdpowiedzUsuńBędzie ciężko, ale cóż, nie wszystkim pisane jest życie usłane różami. Wierzę, że po jakimś czasie jednak zrealizujesz swoje marzenia. Tego Ci życzę:)
wiem co czujesz bo ja 3 lata temu "uciekłam bo musiałam" z własnego domu.... pozostało prawie dorosłe dziecko, które mnie rozumiało.... pozostała dwójka niestety nie....
OdpowiedzUsuńprzeszłam przez rozwód, sądy i wyroki za znecanie przez pasierba.... ale wiem że teraz jestem na swoim... mam dobrego męża, i swoje miejsce na ziemi, najmłodsza zaczyna szkołę pomaturalna....
widocznie tak musiało być....
ty jesteś silną choć krucha istota, ale mam nadzieję żę ułożysz sobie jeszcze wspaniałe życie, czego ci z całego serca życzę....
Weź ster w swoje ręce
Nie pozwól, by to świat
unosił Cię na falach swoich dni.
Weź ster w swoje ręce.
Z radością dziecka omijaj lodowe góry
i przepływaj przez kolejne etapy życia.
Nawet najgłębsze morze
nie oszuka Cię swoją głębią,
gdy przekraczać będziesz
kolejne bramy jego tajemnic...
Moniko powodzenia :)
Moniko zaskoczyłaś mnie.. ale chyba dlatego, że myślałam iż jesteś jedna z tych osób które sa szczęśliwe. Ja tez jestem po rozwodzie i wiem co czujesz. Masz jednak racje - nieszczęścia i niepowodzenia robią Nas mocniejszych. Masz pasje - a to najważniejsze. Będzie dobrze -zobaczysz :))) Ściskam Cię mocno - Dorota
OdpowiedzUsuńZawsze bardzo ciepło pisałaś o mężu, a tu taki klops?!
OdpowiedzUsuńSzkoda!
Ściskam mocno i życzę powodzenia :)
Nigdy nie umniejszałam jego pracy, zawsze doceniałam chociaż najmniejszą pomoc w gospodarstwie. Pisałam ciepło o jego pracy bo tego odebrać mu nie mogłam w zasłudze pomocy. Życie prywatne starałam się utrzymać dla siebie. Pozdrawiam
UsuńNie ma łatwych rozwodów. To zawsze jest trudne i wymaga niesłychanej odwagi... Trzymam za Ciebie kciuki, mocno, mocno... Myślami jestem z Tobą i dzieciakami;) Nie daj się, Moniko, jesteś wielka, jeszcze znajdziesz swoje prawdziwe szczęście, czego Ci bardzo, ale to bardzo życzę...
OdpowiedzUsuńJa już to szczęście chyba znalazłam ale na pewno wiem że idę w dobrym kierunku by je osiągnąć :-) Dzięki wielkie za dobre słowo, rozwody są bardzo trudne ale najtrudniejsze jest nie stchórzyć i utrzymać ster. Pozdrawiam
UsuńJak ja Cię rozumiem...
OdpowiedzUsuńBuziaki!!!
Kochana my się rozumiemy bez słów :-)
UsuńWariaci zawsze się rozumieją :-))
OdpowiedzUsuńściskam!
dokładnie :-)
UsuńByłaś diamentem przy boku swego męża,mądra,pracowałaś tak ciężko,ponad siły,dla niego to wielka strata.Szkoda,że tego nie docenił ale lepiej,że stało się to teraz gdy jesteś młoda i pełna sił ,może los da Ci szczęście na które zasługujesz.Blog był ciekawy pisany tak prawdziwie,szczerze,żal,że to koniec.
OdpowiedzUsuńDla mnie też jest wielkim żalem że mój blog kończy swoje życie. :-(
UsuńWiem, co czujesz.
OdpowiedzUsuńTeż to przechodziłam, a potem było nawet znacznie gorzej...
Ale życie to góry i doły.
Nie trać nadziei, bo dobre dni jeszcze przed Tobą!
Pozdrawiam serdecznie :)
Jestem pełna nadziei na lepsze jutro :-)
UsuńMyślę ciepło i z ogromną sympatią o Tobie i o tym czego już dokonałaś. Wiem że nie dasz sie pokonać nowej sytuacji. Życzę zdrowia i spokoju. Ala ( marcowa rozwódka)
OdpowiedzUsuńOd samego początku jak znalazłam Twój blog, podziwiam Cię bardzo. Mało pisałam komentarzy, bo ja rzadko piszę, ale starałam się dowiadywać co u Ciebie słychać. Przykro, że coś w Waszym życiu nie wyszło, może na nowej drodze będzie Ci lepiej. Ciekawa jestem jak dzieci przeżywają tę sytuację, one pewnie jeszcze nie rozumieją tak do końca co się dzieje. Dbaj o Siebie i dzieci, bo Jesteś im bardzo teraz potrzebna. I proszę Cię postarajcie się , żeby dzieci za bardzo nie cierpiały. Życzę Ci Moniko wiele szczęścia i sił. Trzymaj się. A blog pisz dalej, bo masz tu wielu przyjaciół. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńpisz kochana co u ciebie na bierząco ; serdecznie pozdrawiam .
OdpowiedzUsuńMoże nie ma tego złego co by na dobra nie wyszło? Powodzenia i trzymam kciuki....
OdpowiedzUsuńhm... no cóż... jak to się mówi... rozwód też dla ludzi...
OdpowiedzUsuńu mnie też nie jest łatwo i... mam podobnie jak Ty... żeby było śmieszniej... to już raz drugi w moim życiu i... drugi raz jest o wiele łatwiej podejmować decyzję jak sie jest troszkę starszą...
głowa do góry...
takie jest życie... które składa się z pewnych etapów, ostatecznie uczymy się cały czas... i może ma to wszystko sens
Nie ważne gdzie ważne, że w zgodzie ze sobą. Trzymam za Ciebie kciuki i życzę Tobie wszystkiego dobrego :)
OdpowiedzUsuńCzesć Moniu!
OdpowiedzUsuńPiszesz tak jak bys opisywała mnie samą......., między innymi dlatego się przeniosłam w moje rodzinne strony, ale z ta róznicą, że z całą moją menażerią. Zadziałałam bardzo szybko i tego nie załuję, moje życie od stycznia całkowicie się zmieniło. Myslałam, że to już po wszystkim, ale sprawy nabrały zupełnie inny obrót, więc nie warto się smucić i żałować :). Tak mi się porobiło, że całkiem się tego nie spodziewałam. Po prostu sobie pomyslałam, że oczywiscie będę działała ile w mojej mocy, ale to co przyniesie los to tak będzie. Los się tak odwrócił, że po raz kolejny muszę się przeprowadzić, za dwa miesiące, ale już do własnego domostwa, bez łaski nikogo, ciągłej wdzięcznosci względem tesciów i takie tam, bla bla. Także Monia, trzymam kciuki i całuję, jak masz ochotę się pogadać to pisz na priv :)))).
Tak myślałam... Ciągle sama i sama... Płot naprawiłam, gnój wyrzuciłam, siano przywieźli... Nie przywieźliśmy, tylko przywieźli! Jesteś kobietą twardą i stanowczą, to nie mogło długo trwać. Cóż... Współczuję, oczywiście. Ale wiem, że wszystko pokonasz. Czy na wsi, czy w mieście - swojego dobijesz się. Musisz mieć czas, by wszystko poukładać, przemyśleć, zaplanować na nowo. Wiem, że dasz rady. Też przez to przeszłam, więc wiem, co mówię. Dzieci pomogą, tak, jak pomogli kiedyś mi. Tak na prawdę, to nie my ratujemy dzieci w takich sytuacjach, tylko one ratują nas. One stają siłą napędową, która zmusza nas do działania, nie daje zamknąć się w swoim ciemnym świecie i wpaść w depresję, lub nałóg, one wyciągają nas z dołka, potrzebując uwagi i miłości. Dając za to dla nas to samo. Masz dwójkę, więc na pewno nie dadzą Ci "zniknąć" :) Moniko, uściskam Cie mocno i daję kopniaka na popęd :D Trzymaj się!
OdpowiedzUsuńwidzę że zauważyłaś to co było aż rażące w moim życiu. dokładnie wciąż sama i sama aż przyszedł kres mojej cierpliwości. Jak mam iść przez życie sama to już przynajmniej nie oszukując samej siebie. Trzymaj się także a ja idę niczym czołg do przodu widząc cel . Pozdrawiam :-)
UsuńDo tej pory nie komentowałam ale czytałam Twój blog z przyjemnością. Szkoda, że musisz zrezygnować, mam nadzieję, że wszystko Ci się ułoży. Ale zastanawiam się, co jest z tymi facetami? Od pewnego czasu mieszkam na wsi, z mężem, ale i tak sama wszystkim muszę się zajmować. A jak podczytuję inne wiejskie blogi to chyba w większości kobiety to ciągną.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ewa
Nie chcę bronić tych chłopów, ale zadajcie sobie Panie pytanie.
UsuńJak wyglądało wasze przeniesienie się na wieś ?
Czy to był wasza WSPÓLNA decyzja, czy też jednostronne zachłyśnięcie się nową rzeczywistością.
Niestety, mężczyźni są z natury leniwi więc taka zmiana rytmu życia (bo trzeba przyznać że na wsi jest jednak więcej do zrobienia niż w mieście) może być dla nich niezłym szokiem.
Inny ważny aspekt, Jak zmieniły się wasze wzajemne relacje po przeprowadzce. Czy czasem mąż nie poszedł w odstawkę (chociażby tylko troszkę) po przeprowadzce, bo nagle pojawiło się tak wiele nowych obowiązków i ciekawych rzeczy,
Ale to nigdy nie jest tak, że winna jest tylko jedna strona. Z jednej strony koleś nie pomagał ale z drugiej strony nie było widocznie stanowczego zdania na ten temat. To może boli ale taka jest prawda. Zawsze wina i prawda leżą po środku. Brutalne ale prawdziwe.
Usuńdokładnie ! wina leży po obu stronach a u nas dokładnie brak porozumienia co do stylu, sposobu życia i na gospodarstwie i prywatnego. Myślę że tak różne od siebie osoby się przyciągają ale po czasie uderzają od siebie tak mocno aż tracą rytm i rozbijają się. Czas pokazał że jesteśmy tak różni że aż mieniło to co nas łączyło. Proszę tylko nie łączyć spraw gospodarstwa z małżeństwem bo przecież ja zrezygnowałam ze wszystkiego co kochałam , cały mój styl życia poświęciłam dla tego by się rozwieść polubownie. Dlatego to nie jest tylko problemem. To tylko część.
UsuńGratuluję odwagi......nie każdy tak potrafi...........Powodzenia!!!! i nie znikaj!
OdpowiedzUsuńŚledzę Pani bloga od samego początku,mam nadzieję ,że to nie koniec. Życzę wszystkiego dobrego.
OdpowiedzUsuń