czwartek, 27 lutego 2014

I dobrze i źle

Jestem po wizycie weterynarza, zbadał kozę, obejrzał, pomacał . Brzuchem trząsł , oglądał i powiedział - Pani Moniko operacja tu nic nie pomoże. Cały mięsień boczny brzucha jest pęknięty. To ogromna przepuklina, nawet gdybym ją zszył zaraz znów by pękł. Nic dla niej zrobić nie mogę." Macica wróciła i jak powiedział weterynarz dzięki temu że ją wpychałam koza żyje, inaczej by się wykrwawiła gdybym ciągnęła ją lub doszło by do zakażenia gdyby wyszła przy parciu. Czarna trochę cierpiała przy badaniu ale wychwycił macicę w przepuklinie i to jest dobra wiadomość. Koza jednak może żyć z tą przepukliną, musze jej tylko załatwić pas ściągający lub uszyć. Może żyć i będzie żyć ale już nie może być zapładniana. Tak więc apeluje do osób które chcą lub mają już kozy tylko jako towarzyszy na podwórku. Jeśli ktoś z was mógłby i chciałby mieć kózkę która nie da mleka ale jest towarzyska i przyjacielska proszę do mnie pisać. Czarnulka wychowa Maleńką i do jesieni będzie u nas jednak musze znaleźć jej dobry dom od zimy gdyż zawsze u mnie będzie w zagrodzie kozioł i będzie ryzyko nie dopilnowania. Nie chce zagrozić jej życiu. Chcę by żyła spokojnie i szczęśliwie u kogoś dobrego , pasła się na łące bez ryzyka.
Opowiedziałam weterynarzowi wszystko, stwierdził że koza nie została bodnięta. Nie ma śladów zewnętrznych, sytuacja była następująca: Koza urodziła pierwsze koźlę, drugie źle ułożone w drogach rodnych się zaklinowało ( jedna noga podwinięta plus poród tyłem). W trakcie gdy koźle rodzi się przodem zrywa się pępowina młode chwyta pierwszy oddech wychodząc, w sytuacji porodu tyłem zrywa się pępowina młode chce chwytać pierwszy oddech a jest zanurzone w wodach płodowych. Tak było z kózką zerwała się pępowina ona chciała złapać oddech i zaczęła się topić. Koza parła z całych sił , młode walczyło bok mięśniowy brzucha pękł z obciążenia. I tak właśnie było- wet mi powiedział. Dlatego w trakcie porodu wraz z łożyskiem wychodziły płaty jakby macicy a to były brodawki maciczne które zostały zerwane przez rzucające się i kopiące racicami koźlę które się topiło. Tak więc cała sytuacja została wyjaśniona, Tola niewinna. Jestem już spokojna, mimo iż szkoda że koza nie da mi już potomstwa bo jest wysokomleczną dobrą kozą ale jej zdrowie jest ważniejsze. Szkoda że nie było mnie przy porodzie, wyjęłabym koźlę unikając całych tych strasznych konsekwencji. Tylko co mi da teraz wracanie do tego, ważne że będzie żyć. Inaczej ale będzie.
Dziękuje Wam za słowa otuchy, prawda jest taka że jak się hoduje zwierzęta trzeba być gotowym na porażki. Ja nie byłam gotowa. Mam nauczkę i wyciągam wnioski. Pozdrawiam

Ps. Zapomniałam napisać że koza dostała leki osłonowe na macice i antybiotyki.

11 komentarzy:

  1. Smutne co piszesz. Szkoda, że już nie będzie kozią mamą... Najważniejsze, że dzięki Tobie żyje i ma szansę żyć spokojnie dalej.
    Mam nadzieję, że znajdzie się dla niej jakiś dobry dom i zielona łąka :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kamien z serca choc szkoda ze operacja juz nie dla niej.... malenstwa szkoda. Po opisie jak do tego doszlo... zamarlam... tyle cierpienia... matki i malenstwa.... smutne.
    Ale na szczescie... twoje kozy maja ciebie.

    OdpowiedzUsuń
  3. No i jest najważniejsza wiadomość;) Nie zadręczaj się!!! Będzie jeszcze skubać zielone i patrzeć na słoneczko! Szkoda tylko, że tyle wycierpiała:-( Ale najważniejsze, że będzie żyć;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobrze że żyje. Powiem ci Monika że to nasze życie ze zwierzętami funduje nam raz po raz chwile których pewnie nigdy nie zapomniemy. Obyś znalazła dom dla Czarnuli, ja mam Fidela więc nawet jakbym chciała - nie mogę. U mnie jeszcze przed wykotami i codziennie modlę się żeby wszystko poszło gładko. Nie jestem taka odważna jak Ty i nie wiem jakbym sobie dała radę w krytycznej sytuacji. Hrabianka już ledwie łazi wygląda jakby połknęła dwie olbrzymie piłki. Codziennie rano idę do nich i myślę "czy to będzie dzisiaj".

    OdpowiedzUsuń
  5. Cieszę się, że udało się uratować Czarną. Teraz trzymam kciuki za dobry dom dla niej. Są sytuacje, których nie przewidzisz, potem żałujesz, wygadujesz sobie, mogłam to i siamto ale to nic nie da. I nie ma w tym niczyjej winy, tak się po prostu stało i już. Trzeba to przeboleć i iść do przodu. Ale Ty zawsze tak robisz, powodzenia. :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Widzisz , dobrze że Czarnulka będzie mogła się jeszcze długo wypasać na zielonych łakach, napewno znajdziesz dla niej dobry dom, będzie dobrze :) Cieszymy się z tej wiadomości, to smutne co Cię spotkała a los wynagrodził Ci tę Twoją odwagę, podziwiamy tę determinację i walkę o życie bezbronnej kozuni :) My też czekamy na młode troszkę się stresujemy, mamy dwie ciężarne, jedna to pewnie niebawem urodzi, druga tydzien po niej.Codziennie rano chodzimy do nich z nadzieją że to jeszcze nie ten dzień, aby było to o czasie.Sami wiemy co znaczy problem z ciążą , zostaliśmy rodzicami przedwcześnie, nasza historia jednak się dobrze nie skończyła ;( Każda taka historia czy ludzka czy zwierzęca przypomina nam te przykre chwile.Dni biegną, czas mija trzeba żyć dalej i iść do przodu, chodź nie jest łatwo zobaczysz dasz radę :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ważne, że żyje, chociaż się jeszcze nacierpi. A skoro ona taka dobra mlecznica to przecież masz małą po niej? Ja bym zostawiła :D sprzedać zawsze zdążysz.

    OdpowiedzUsuń
  8. Moniko, najważniejsze że kózka żyje. Oby szybko wróciła do zdrowia. Trzymam kciuki za znalezienie domu.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja mam tylko kozy nie mam capa wiec jesli do jesieni nic sie nie zmieni to ja wezme. Na krycie wioze kozy do capa

    OdpowiedzUsuń
  10. To nie była Twoja wina i tak ją uratowałaś, a przecież nie mogłaś być wszędzie.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz.