Pierwszy poród za nami, rodziła Myszka. To był ciężki poród choć myślałam, że z nią pójdzie szybko.Myliłam się .... Zaczęło się po 9 rano o 10 były już dość widoczne symptomy. Zrobiła gniazdo co u mnie w stadzie jeszcze nie wystąpiło. Siedziałam u niej i obserwowałam ,stwierdziłam że jeszcze trochę to potrwa więc pojechałam do sadownika po jabłka dla nas i spady dla zwierząt , po drodze po ziarno i kilka rzeczy do ogrodu.Zajęło mi to około godziny. Weszłam od razu do stajni wisiał już czop płodowy biegiem więc przebrałam się i przygotowałam wszystkie potrzebne mi rzeczy jak: ręczniki, fiolet do odkażenia pępków, gazę, rękawiczki lekarskie , parafinę ,spirytus do odkażania rąk itp. Po chwili Mysza zrobiła się dość niespokojna, mocno pobekiwała w trakcie parć, co chwilę zmieniała pozycję, podgryzała mi spodnie i lizała po rękach.Czułam, że coś jest nie tak ,chciałam wymacać koźle ale jej nerwowość i ciągle bieganie po stajni uniemożliwiało mi to. Pomyślałam, że poczekam... nie będę jeszcze interweniować. Po chwili zrobiło się dość niepokojąco, pokazywały się racice i za chwile cofał się płód. Zawołałam Tomka poprosiłam by mi ją trzymał ( dziwię się że nie zemdlał heheh) zdezynfekowałam dłonie, wysmarowałam parafiną i starłam się wymacać płód. Ułożony był tyłem, jedna racica się zawinęła do góry, ciężko było uchwycić więc musiałam przekręcić je tak by racice ułożyły się do wykotu. Nie powiem Myszka cierpiała, trzęsła się i pobekiwała żałośnie dlatego starałam się wyciągnąć młode delikatnie ale jak najszybciej by nie męczyła się dłużej. Niestety to nie było proste, okazało się że jest tak duże że nie może przejść przez drogi rodne... trzeba było czekać na skurcze a Mysza siły traciła z minute na minutę, na szczęście wyciągnęłam je i ulgę poczułam poruszając nim i złapało pierwszy oddech....Odeszłam na bok pozwoliłam by je sama wylizała, młode w ciągu 15 minut wstało samo napiło się siary (z małą moją pomocą) a teraz odsypia poród. Jestem okropnie zmęczona psychicznie , taki stres i emocje dają popalić, ale ciesze się bardzo że udało mi się uratować i matkę i dziecko. W poniedziałek z rana pojadę do weta po lek osłonowy dla matki, podam domięśniowo by dmuchać na zimno i osłonić macicę. Zrobiłam bym to dzisiaj ale taki nasz kraj weterynarz po godzinach pracy telefonu nie odbierze.Niech ich szlag.....!!!!! Urodził się jeden koziołek co dziwi mnie to bardzo bo to pierwszy koziołek z rodu KUBY :)))) Zdrowy wazy ponad 4kg !!! I bardzo bardzo silny :)))) Łożysko wydaliła po około 2 godzinach a ja odetchnęłam z ulgą i mogę chwilę odpocząć. Reszta kóz jeszcze czeka na swoją kolej... Mi praca się dopiero zaczyna tym bardziej że zaraz przyjedzie mi pół świni i trzeba będzie obrobić mięso, poćwiartować bo będzie w całości. Trzymajcie kciuki za resztę kóz kochani !!!
Bohaterska kobietka z Ciebie:))))Koziołek piękny!Pozdrowionka:D
OdpowiedzUsuńGratuluję, piękny koziołek. Jesteś odważna...
OdpowiedzUsuńzawsze walczy się o to, co się kocha :)
OdpowiedzUsuńkoziołek wygląda superaśnie, jakby się w ogóle przeżyciami Twoimi i swojej mamy nie martwił ;p
a młody będzie miał na imię....??
Pozdrawiam Moniko!!
Odetchnij nieco po tych emocjach!
Gratuluję!!! Piękny maluch! U mnie jeszcze się nie zaczęło... Ale mam nadzieję, ze jak już się zacznie to bez takich komplikacji... Mocne masz nerwy KOBIETO!!!
OdpowiedzUsuńJeszcze raz gratuluję!
Witamy na swiecie maluszka :) Najgorsze juz masz za soba :) teraz juz beda tylko łatwe porody :)
OdpowiedzUsuńA tak z innej beczki... Widze, że macie berneńczyka! Po stracie Momaka myślimy o wzięciu nowego psiaka. Myślałam właśnie o berneńskim psie pasterskim. Zdradź mi proszę, na ile te psy nadają się na wieś...
OdpowiedzUsuńNa 100% nie no na 200%!!! nadają się na wieś one tu po prostu żyją pełną piersią :))))
UsuńGratuluje opanowania, wiedzy i instynktu. I koziołka!
OdpowiedzUsuńJak to jest - skąd u Ciebie takie wyczucie, że trzeba pomóc?
Nie mogę sobie wyobrazić jakie to uczucie wymacać malucha i wiedzieć co trzeba zrobić. Rozumiem, ze teraz masz już doświadczenie i wiedzę zdobytą na własnych zwierzakach, ale na początku - skąd wiedziałaś, jak działać?
Życzę lekkich porodów u kolejnych kóz - no i zdrowego potomstwa!
Wiesz powiem ci że każdy przypadek jest inny a ja kieruje się instynktem i wiedzą którą czytam u innych hodowców na ich przykładach na przykładach gdzie ktoś musiał interweniować lub wet. Nie wiem skąd wiem i powiem ci ze nie mam pojęcia skąd to umiem... Jak to mówi mój wet minęłam się z powołaniem hehehhe
UsuńWitam. Piękny, gratuluję.Cieszę się, że mam owce im jeszcze nasza pomoc nie była potrzebna:) Podziwiam za wiedzę i doświadczenie. Nie wiem, czy dałabym sobie radę tak, jak Ty. Pozdrawiam Monika
OdpowiedzUsuńKozy koca się ogólnie same bez pomocy ale czasem się i tak zdarza że trzeba im pomóc tym bardziej jak rodzą pierwiastki lub pojedyncze duże sztuki
UsuńJestem pełna podziwu dla Ciebie, świetnie sobie poradziłaś i to opanowanie, koziołek cudowny ja w napięciu z dziewczynkami codziennie zaglądamy czy juz się ktoś narodził;)pozdrawiam;)
OdpowiedzUsuńNo i życzyłam Ci by było wszystko w porządku i jest ale dzięki Tobie...Jeszcze raz sobie świetnie poradziłaś..Tak trzymaj...Bardzo się cieszę..
OdpowiedzUsuńPodziwiam Cię Moniko ja raczej nie dała bym rady w takiej sytuacji,Zdrówka przesyłam całej koziej rodzince.
OdpowiedzUsuńMoniko, bohaterko moja, trzymaj się i radź sobie dalej tak samo dzielnie;)Koziołek piękny, ale mam nadzieję, że reszta wykotów będzie spokojniejsza;)
OdpowiedzUsuńWidzisz Mela jak się będzie kocić to ja wiem że u niej bez problemów, to moja "pewnica" :D a;e jeszcze Basia u mnie pierwszy wykot więc nie mam pewności co będzie. Ja jestem dobrej myśli ale rękę trzymam na pulsie :D
UsuńDzielna z Ciebie kobieta. Gratuluję udanej interwencji. Kozołek piękny.
OdpowiedzUsuńJesteś niesamowita :) Naprawdę jesteś chyba stworzona do takiego życia - na wsi, wśród zwierząt. Bo Ty to po prostu lubisz. Pozdrawiam ciepło :)
OdpowiedzUsuńWspaniale sobie radzisz, ja wiem co to znaczy przechodziłam to przy maciorach, a było ich 10, a tak były ustawione, że po 3 naraz się prosiły. Śliczny koziołek, zawiąż mu czerwoną kokardkę. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńGratuluję dzielna Kobieto. Koziołek przystojniak :)
OdpowiedzUsuńGratulacje Akuszerko :)
OdpowiedzUsuńłoł!!!czyta sie w napieciu a co dopiero przeżywać na żywo!!!brawo moja droga!!!kawał dobrej roboty!mam nadzieję ze reszta przejdzie spokojniej przyjście na świat młodych:)
OdpowiedzUsuńDzięki bardzo, to fakt emocjonalnie było!! tylko u mnie dopiero po wszystkim, w trakcie trzymam się "na zimno", bez emocji, jestem opanowana dopiero po emocje wychodzą :)
OdpowiedzUsuńczytałam z wypiekami na twarzy. Jak Ty potrafiłaś zachować zimną krew w takiej sytuacji. Ja bym wpadła w panikę... dlatego jedni moga miec zwierzęta gospodarskie inni nie. Ja do roslinek tylko sie nadaję :)
OdpowiedzUsuńZuch dziewczyna z Ciebie, mam nadzieje, że Twój mąż to docenia.
Jestem pełna podziwu..brawo:)koziołek cudny..pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńNo i jaki tu czegoś nie napisać jak się widzi takie cudne bydlątko. ALE ŚLICZNY SKURCZYBYCZEK! Myślę, że przy swoich parametrach ma szansę zostać samcem alfa w stadzie i świetnym reproduktorem. Gratulacje i podziw dla Twoich umiejętności!
OdpowiedzUsuńBardzo Ci gratuluję i narodzin i trzeźwości umysłu w trudnej sytuacji. Oczywiście trzymam kciuki za resztę kóz:)
OdpowiedzUsuńSprawiłaś sę jak rasowa akuszerka - gratulacje dla Ciebie i Myszki :) Podziwiam Twoją zimną krew, ja przy takich akcjach wpadałam w panikę. Pamiętam taki jeden poród u mojej świńki wietnamskiej Matyldy(...bardzo dawno to było) gdy urodziła 3 matrwe prosięta jakiego ja wtedy miałam doła, jakie to są emocje, ...i bardzo bałam się natępnego porodu ale chyba było dobrze bo nic mi z niego nie zostało w pamięci,(zresztą było ich trochę)
OdpowiedzUsuńPOWODZENIA z resztą kózek :)
Ja chyba muszę przestać Cie podczytywać ;) bo wpadam w lekka panikę..nasza kózka ma termin za 2 miesiące, a ja już się zastanawiam co robić gdyby coś nie tak...zastanawiam się czy w tych dużych koziarniach też tak pilnują wykotów.
OdpowiedzUsuńNa pewno wykot przejdzie u ciebie bez problemów, u mnie po prostu był chłopak za duży i były trudności bo rodził się tyłem. Ogólnie u kóz rzadko bywa tak że trzeba interweniować ale czasem trzeba też pomóc.
UsuńMonika u Ciebie to chyba nigdy nie jest nudno:) Piekny ten koziołek, taki słodki maluszek az chce sie go przytulić:)
OdpowiedzUsuńNiesamowite! Doskonale sobie poradziłaś a tą sytuacją, gratuluję! Piękne koźlątko! Trzymam kciuki za następne i serdecznie pozdrawiam :-)
OdpowiedzUsuńDzielna jesteś :* Trzumie, trzymie, az rolą :)
OdpowiedzUsuń