sobota, 30 marca 2013

Wesołego!!!

Zdrowych, Pogodnych Świąt Wielkanocnych,
przepełnionych wiarą, nadzieją i miłością.
Radosnego, wiosennego nastroju,
serdecznych spotkań w gronie rodziny i wśród przyjaciół
oraz wesołego "Alleluja"

Ps. W poniedziałek bez lania bo zamiast wody na głowę wyląduje kawał lodu hihi :D 

czwartek, 28 marca 2013

Podziękowania z wariatkowa

Wariatkowo - tak dokładnie opisałabym to co dzieje się u mnie w domu teraz. Wszyscy sprzątają, ozdabiają dom na święta my toniemy w gruzie, pyle gipsowym i ogólnym bałaganie. Wczoraj położona została gipsówka na ścianie gdzie wcześniej stała cała kuchnia, dziś poprawka i jutro zacieranie i malowanie pewnie do bladego świtu. Na szczęście kuchnia w nowym miejscu już jest gotowa, kafelki położone , zafugowane, meble ustawione, odpływy ( DZIAŁAJĄCE!!!!) podłączone . Wszystko od strony okna na tip top tylko cześć jadalniana w trakcie prac. Myślę, że zdążymy a jeśli nie.. to zamiast pomalowanych na biało ścian przez święta przeczeka gipsówka. Bo gdzie człowiek się spieszy tam się diabeł cieszy .... :D Nie ma co dać się zwariować.
Za oknem następne wariatkowo!!! całe watahy psów sterczą mi pod domem i bramą, wyjąc, gryząc się boleśnie. A no tak ;) tak to jest jak się ma sukę w domu. Luna ma swoje dni więc wariacja na całego,wyjście z nią na dwór to istna walka ze śniegiem i psiorami.Wczoraj spędziła cały dzień w gościnie u pięknego berneńczyka z rodowodem więc jeśli wszystko pójdzie jak należy za ponad 60 dni będziemy mieć małe kuleczki :D
Miłym akcentem chcę zakończyć swój post z podziękowaniem dla Brydzi za wspaniały prezent świąteczny, mam nadzieje kochana że się trzymasz po utracie kociaka. Niestety życie jest okrutne i często dotyka nas jak i naszych pupili.


Także bardzo chciałabym serdecznie podziękować Eli Żebrowskiej za jej prezent dla mnie, to takie miłe że pamiętacie o mnie i aż zalewam się wstydem że nic nie zrobiłam dla was.

Witam nowych obserwatorów i zdrówka życzę !!!! Lece dalej do pracy bo jeszcze będzie tak, że przed świętami nie skończę ;)

niedziela, 24 marca 2013

Nasza Mania

Nasz mania wczoraj przekupiona marchewką odjechała z  nowymi właścicielami. Jako hodowca mogłam tylko marzyć by moja pierworodna w stadzie trafiła tak dobrze. Pojechała aż pod Toruń do Wiejskiego Gospodarstwa Edukacyjnego Babaluda. Będą ją odwiedzać dzieci które tak kocha i na pewno odnajdzie się w nowym miejscu. Mania to koza bardzo spokojna do ludzi za to upatrzyła sobie dwie moje mleczne kozy do bicia i musiałam wybrać mniejsze zło i sprzedać Manię. Ciesze się, że będzie miała tam tak dobrze wśród wspaniałych kochających zwierząt ludzi i natury. Dzieci mogą na niej dosłownie wisieć :) Taka to przytulacha. Jednak gdy była już gotowa do odjazdu serducho pękło mi na dwie części. Przytuliłam ją, pocałowałam a ona spojrzała na mnie tak jakby wiedziała co chcę jej powiedzieć. Polizała mnie po nosie ukochałam ją jeszcze raz i powiedziałam, że ją kocham i nie zapomnę. Tak wiem pewnie myślicie zwariowała całować się z kozą i płakać za nią do poduszki... Jednak każda moja koza jest mi bardzo bliska dlatego też wiążę się z nimi niewidzialną nicią i odczuwam żal gdy jest zrywana. Jednak dużą ulgę przynosi mi to, że Mania jest w dobrym miejscu. Pozdrawiam :)
Osoby posiadające kozy i chcące uzyskać kilka cennych rad lub pochwalić się swoim stadkiem  i mieć kontakt z koziarzami z całej Polski. Zapraszam na forum które założyłam wraz z innymi koziarzami na stronie http://kozolin2.iq24.pl

sobota, 23 marca 2013

Zmiany nie zawsze są dobre

Ostatnio jestem na skraju wszystkiego co możliwe, już nie chodzi o całe to załamanie ze względu na zimową aurę ale moje zdrowie dość mocno ostatnio szwankuje. Jestem osłabiona, wciąż zmęczona, dodatkowo czuję jakby nerwy chciały we mnie eksplodować.Niby na zewnątrz jestem spokojna i czasem coś tam burknę pod nosem ale wewnątrz czuje jak jestem spięta i odczuwam kołoczące się nerwy. Lekarz straszy szpitalem a ja staram się coś zmieć w moim życiu tak bym nie zaniedbała moich obowiązków a miała chwilę na zadbanie o siebie. Jeszcze tak nie miałam, żeby mój organizm wygrywał ze mną na całej linii, nawet odebrał mi już chęć i radość z robienia tortów. Niestety to moje ostatnie zamówienie więcej nie jestem wstanie. Moje dłonie odmówiły mi posłuszeństwa ,sztywne bolące opuchnięte..... takimi dłońmi nic zrobić się nie da. Czekam na ten cudowny promyk słońca, powiew letniego wiatru... czuję jakby ktoś nas ukarał tą całą pogodą. Strasznie zimno i śnieg co chwile pada, do tego okropnie wieje i nic wmawianie sobie, że zaraz będzie wiosna bo przecież już jest kalendarzowa!!!! Opuściła nas?
Remont kuchni trwa i myślę że jutro już zakończymy całe te zmiany co ogromnie mnie cieszy :) Kafelki na ścianie położone , wczoraj je fugowałam a dziś Tomek montuje meble i podpina się pod nowe odpływy :) Jak skończymy dam znać :)
Co do tortu ,oto on....miała być DORA i szczerze się obawiam czy klientce się spodoba. Niby DORA jest ale czy podobna do siebie ? Wiele nerwów i bólu kosztował mnie ten tort, a że nie jest duży więc każdy ten szczegół w minimalnej wielkości przysparzał mi wiele trudności. Gdybym wiedziała , ze tak będzie zamówienia bym nie podjęła.No już nie ględzę i wstawiam fotkę.
Pozdrawiam serdecznie .

niedziela, 17 marca 2013

Idziemy do przodu....

Rozpoczął się remont... kuchni w sumie na razie w kuchni go nawet nie widać ale to najważniejsze początki  poczynione .Ponieważ rury odpływowe z kuchni są zatkane bez możliwości ich odetkania przenosimy kuchnie na ścianę przy oknie doprowadzając rury ściekowe i wodne od kotłowni przez ścianę. Sądziliśmy, że odkopanie rur w kotłowni będzie trwało szybko i sprawnie ale nie wiedzieliśmy że aż tak głęboko je usadowili hydraulicy. Z małej dziurki powstało dziurzysko na połowę kotłowni.Klusek był asystentem;)


Po dwóch latach od założenia nowych rur okazało się że są w takim fatalnym stanie....Na szczęście Mój Mistrz który zrobi wszystko co nawet nigdy nie robił, wyczyścił je pięknie i zakończył prace .

Jutro ciąg dalszy prac , trzeba pociągnąć dalej rury do ściany , zrobić w niej przejście do kuchni.Na końcu przeniesienie mebli i ustawienie. Kącik w którym mamy teraz meble kuchenne będziemy także odnawia,ć zrywać kafelki i gipsować ścianę.Wszystko na pewno dokładnie opisze i wkleję zdjęcia w nowych postach. Kuchnia to Moja cześć domu i najważniejsze by móc w niej działać sprawnie. Upiekłam wczoraj między oczekiwaniem i jazdami za "niby klientem" chlebek. Oczywiście przepis Trębaczów heheh ale zamiast samej mąki pszennej dałam połowę pełnoziarnistej, dorzuciłam prażony słonecznik i wyszło znów cudo :)
A o to mój codzienny widok przy dojeniu kóz :) Z jednej strony ochroniarz z drugiej niewinne maleństwa oczekujące swoich mam :) Maluchy nie są wstanie nadążyć z apetytem za produkcją mleczną moich kóz. Jedynie Basia jest niedojona codziennie, ona to typ uparty... nawet jak ma nadmiar zdoić kropli nie da. Wymię od razu gdy tylko dotknę podnosi się do góry i wstrzymane mleko. Musze dawać jej do picia i robię okłady na wymię z ziela Ostrożenia by przypadkiem nie wdało się zapalenie. Na szczęście ona nie ma takiej nadprodukcji jak reszta.

Pozdrawiam serdecznie , witam nowych obserwatorów i życzę miłego tygodnia!!! :)

sobota, 16 marca 2013

Tak się bawi Nasza młodzież

Uśmialiśmy się z Tomkiem do łez, strugi leciały nam po policzkach. No!! nerwy opadły nam i przyszła głupawka, szkoda tylko, że taki niesmak pozostał. Opowiem Wam od początku...... Wczoraj pod wieczór miałam telefon, a że dodałam ogłoszenie do gazety lokalnej to każde "dryn... dryn" na biegu było odebrane. Ogłoszenie tyczyło Kuby, naszego reproduktora. Zadzwonił więc pewien człowiek zainteresowany zakupem kozła rejestrowanego, co bardzo mnie oczywiście ucieszyło. Umówiłam się wiec ów człowiekiem na godzinę 7-8 rano po odbiór. Godzina rozmowy była dość późna więc wyobraźcie sobie nasze zaangażowanie o 22 w sprawy Kuby. Biegiem poszliśmy do stajni założyć Kubie koczyk ( stary zgubił, nowego nie odważyliśmy się dotychczas mu założyć), po założeniu pomyślałam że podetnę mu racice by nowy właściciel nie musiał tego robić przed okresem pastwiskowym lub c gorsza nie wywarł presji obniżenia ceny. A więc, razem z kozłem i Tomkiem po maszerowaliśmy do garażu by przy dobrym świetle zająć się jego pedikiur-em ;) Po całym zabiegu wyczesałam Kubę by zachwycił nowego właściciela urodą. Kuba poszedł spać, my też . Rano pobudka kozy osobny okólnik Kuba osobny, by nie było bieganiny za nim i innych ekscesów. Mija godzina 8.30 dzwonię więc do chłopa a ten spokojnie, że będzie po kozła w godzinach popołudniowych. Hmmm... no ok, więc czekamy.Wybiła godzina 17-sta.......Zaczęła się cała ta dowcipna szopka. Odebrałam telefon a w słuchawce:
- Dzień dobry ja jestem na trasie przy samolocie ( jakby ktoś nie wiedział niedaleko nas jest restauracja która mieści się w prawdziwym samolocie) .
- No dobrze proszę Pana niech Pan jedzie teraz w kierunku Warszawa trasą i pierwsza w prawo na Łochynię, później Borowno i ja już pana pokieruję.
-Wie Pani co? no ja nie wiem jak, niech Pani wyjedzie po mnie na tym skręcie żebym wiedział gdzie.....
- No dobrze już jadę... Stałam tam dobre 20 min , telefonowałam z trzy razy nikt nie odbierał...wróciłam do domu, stwierdziłam że żarty więc zabrałam się do pracy przy wieczornym oporządku zwierząt. TELEFON.
-No i gdzie Pani jest?? Ja pojechałem na Częstochowę a tam nie ma skrętu na Łochynie , pani chyba sobie ze mnie żarty robi.....
-Jak na Częstochowę? mówiłam trasa A1 na Warszawę ! Niech pan poczeka ja jadę a Pan ma zawrócić. ....Pojechałam więc znowu a dla wyjaśnienia to jakieś 4 km w jedną stronę..... Czekam dobre 25 min ...... dzwonię :
- I gdzie Pan jest ???
-Mijam samolot - odpowiedział....
 Więc czekam ...5 min mija, 10 min mija, 20 min mija...... Zaczęłam się już tak wkurzać, że w tym aucie do siebie sama wyzywałam. Ciśnienie to skoczyło mi w stan wylewowy i miałam ochotę ..... ok nie skończę tego wątku ;)
Wróciłam do domu..... Potrzaskałam drzwiami - emocje trochę opadły. Tomek zadzwonił od siebie i już wiedział o co chodzi. Po krótkiej dyskusji ów niby "Pan" powiedział:
-Jadę trasą F1 na Mykanów....
-Trasa F1 ??? pyta Tomek. Żarty sobie pan stroisz ????
W głębi rozległ się śmiech grupy imprezowiczów.....No nic.... taka zabawa naszej polskiej młodzieży..... Doszło do dość ostrej wymiany zdań i na tym koniec.... Teraz mogę się z siebie śmiać ale wcześniej lepiej nie mówić!!!!

środa, 13 marca 2013

Podsumowanie dnia w koziej zagrodzie

I tak.... wciąż pada śnieg jakby nam było mało zimy...... Mimo tak zimnej aury moje kozule radośnie biegają po całym okólniku jakby się szaleju najadły :))))

Obgryzanie klatek dziś było ich najlepsza zabawą :)

Misia rośnie jak na drożdżach, szybko przerośnie swoją małą mamę...

Po wygłupach na zimnie najlepiej wygrzać się przy mamie .


Już nie jesteśmy tacy mali by się w trójkę zmieścić!!! :)

Piękne mam pończoszki !!!
Dobrze pojeść i iść spać ....

Dobrej nocy !!!!

poniedziałek, 11 marca 2013

Jak to w poniedziałek

Ciężko było się obudzić.... ciężko rozprostować kości i znów zacząć kolejny dzień. Niby każdy dzień u mnie taki sam ale jednak ten PONIEDZIAŁEK denerwujący jest okropnie ;) Nie mówiąc o minusie na termometrze który dziś raził mnie po oczach. Z zatkanymi zatokami ciężko było też pracować na tym zimnie, choć ubrana na cebulkę z czapą i kapturem miałam wrażenie że powietrza mi brak i zimno było okropnie. Planem było zakończenie dziś wywozu obornika no ale plan planem a możliwości możliwościami. Na szczęście dużo to mi nie zostało eee co tam!!! tylko połowa pewnie do ciepłych dni skończę ;p
Coś mi te moje plany dziś szły wspak bo miałam przenieść wszystkie graty do naszego pokoju, pomyć podłogi, okno, zawieścić firanki po praniu a nie zrobiłam nic. Prace na dworze przeciągnęły się a i czas nie stoi w miejscu. Za to upiekłam dziś chleb razowy, tak na oko i wyszedł wspaniale :) dodałam prażone siemię lniane i jest bosko :)
Przepis ten sam jak w naszym Jedynym chlebie dla Trębaczów ;) tylko do zaczynu zamiast pszennej dodałam pszenno razową. Dzięki dodatkowi razowej nie trzeba tyle ugniatać, wystarczy raz i zostawić na kilka godzin ( u mnie 6 godzin bo czasu upiec nie miałam )  do wyrastania.

niedziela, 10 marca 2013

Nie jestem ROBOTEM!!! A może jednak?

Obudziłam się i już miałam nerwy!!! Za oknem ukazała mi się pokrywa śnieżna a do tego choróbsko znów wróciło.Po tygodniu biegania nocą do stajni w deszczu i wietrze miało prawo się odezwać owym skutkiem.Piękny początek dnia aż krew zawrzała. Dzień jak co dzień, u mnie nie ma dnia wolnego by walnąć się na kanapie i odpocząć, mieć wszystko w przysłowiowej d...ie. Poszłam nakarmić zwierzaki, każdemu po kolei do karmidła plus dojenie kóz od nadmiarów mleka by przypadkiem zapalenie nie wlazło tam gdzie nie potrzeba. Po całym oporządku wróciłam do domu by zjeść coś ciepłego dopić kawę i znów wrócić do swoich prac. W stajni zrobiło się zbyt ciasno, bezdzietne kozy  dostają szału i nerwowo ścigały koźlęta nie dając im spokojnie zjeść czy pospać. Dlatego też postanowiłam by oddzielić je na ten okres. W tamtym tygodniu naprawiliśmy drzwi u Kuby w boksie który ten boks przedzielał z czego uzbierała się spora kupka gnoju w tym pustym. Po całej zimie obornika się nazbierało a żeby drzwi naprawić trzeba było część przesypać. Kuba więc oddzielony a w drugim boksie czekała praca która miałam wykonać jak trochę się ociepli. Niestety sytuacja mnie zmusiła by zabrać się za to dzisiaj. Wyniosłam wiec 1/4 obornika to około 20 taczek. Boks spory liczący 20 m2 miał prawo zimą tyle nazbierać.No cóż czasu mi brakło by skończyć a poza tym dobrze jak coś zostanie na dnie by kozom grzało do momentu odejścia tej biało-szarej wrednej zimy. Jutro skończę resztę czyli kolejne 20 taczek na dnie zostawię coś do grzania. Umieściłam je więc uścielając czystej słomy na wierzch. Mania, Cynamona i Misia na wysyłce heheh ale cóż młode i ich matki potrzebują spokoju do regeneracji i normalnego funkcjonowania. Dobrze, że mam na to warunki by rozdzielić. W stajni boksów zrobić mi się nie opłaca,jest jeden a że budynek jest kwadratowy  no nie kalkuluje się to z boksami.Ledwie krocząc doszłam do domu umęczona na całego, wchodzę do domu  a tu co??? Dosłowny bajzel na kółkach, myślałam że cholery dostanę. Pełno naczyń w zlewie, dzieci w pokoju urządziły sobie pobojowisko a Tomek zajęty pracami remontowymi w pokoju nie miał jak tego ogarnąć. Nic tylko usiąść i powiedzieć mam to w d...... Trzeba było jednak ugryźć się w język i zabrać do porządków. Ogarnęłam więc wszystko, dałam jeść i pić urwisom i usiadłam na chwilę by znów zaraz zarobić zaczyn na chleb, zdjąć śmietanę z mleka, ubić masło i zrobić ser. Hmmmm jestem robotem ?? czasem mam takie wrażenie. Jedna rzecz dziś sprawiła mi ogromna radość to to, że Tomek skończył już nasz pokój i wygląda wyśmienicie czysto:)))) Jutro wprowadzamy się na swoje graty :)))
Farba musi tylko wyschnąć i wywietrzyć trzeba będzie pokój porządnie po tych środkach trochę czuć tam  chlorem. Jednak takie zakończenie dnia jest dla mnie pozytywne :)) Pozdrawiam wszystkich serdecznie !!!

piątek, 8 marca 2013

Pomyślne zakończenie

Ostatni wykot mam za sobą, ogromna radość jest we mnie, że nic złego się nie działo. Nie było padnięć koźląt, martwych płodów czy zachorowań u kóz po porodzie. Na szczęście profilaktyka zdała egzamin i jestem spokojna. Basia urodziła bliźnięta, kózkę i koziołka.Bez komplikacji, bez mojej interwencji. Teraz tylko trzeba odespać zarwane noce i cieszyć się rozwojem maluchów :)

        Cynamona z Misią mało były zainteresowane całym wydarzeniem i spokojnie spały w kąciku.
                         Mela tylko spoglądała pilnując swoich śpiących szkrabów.

 Myszka podenerwowana stała i oglądała maluchy a jej koziołek spał nawet się nie poruszając :)

                                             Po chwili wataha zbudziła się ze snu na jedzonko

                                            Nawet kłapouchy coś tam zerknął ;)

                                                      Pozdrawiamy ze stajenki :)

czwartek, 7 marca 2013

W pewnej chwili

Pogoda dziś nie rozpieszczała, wiało, padało i okropnie pochmurno było. Dzień się już skończył, zmrok wygonił mnie od kóz do domu. Siedziałam dobrą godzinę z nimi trzymając koźlęta na kolanach głaszcząc je i słuchając jak w błogości zasypiając stękają cichutko. Nerwowe kozy co chwilę przeganiały się od paśnika do paśnika a ja między nimi w spokoju i zadumie siedziałam tuląc maluszki. Jak dla mnie zwykłego ludzia obraz przeganiających się na wzajem kóz może dziwnie wyglądać, czasem wręcz aż serce podskakuje gdy widzę w jakie zatargi wchodzą. Nerwowe dziś, ani pobiegać na dworze ani w słoneczku się pogrzać tylko cały dzień uwięzione w stajni.Całą zimę biegały po dworze i jak dla mnie trzymanie i przegrzewanie zwierzów zimą jest bez sensu. Zero odporności... zero wolności. Moje tam biegały w śniegu po pas w duże mrozy i nawet nie śniło im się wracać do stajni choć otwarcie i ciepło ich zapraszała. W moim małym gospodarstwie staramy się by przybliżyć naszym zwierzakom naturalne środowisko, starać się o profilaktykę i ich wygodę. W sumie ja bo przecież tylko ja zajmuje się moimi zwierzakami, nie ma komu wywieść gnoju po zimie trzeba zakasać rękawy i brać się do tej żmudnej i ciężkiej pracy. Tylko czasem dochodzi do mnie, mimo że mogłabym mieć tą pomoc wcale jej nie chcę bo ja już taki ludź, że jak ja nie zrobię to nikt lepiej ode mnie zrobić tego nie może. I tak siedziałam wśród walczących o rewir  kóz i chwilami chciałam ich powiązać każda w każdym kącie za karę by sobie krzywdy nie robiły. Doszło do mnie jednak, że to stado i działa według pewnych hierarchii a nie społeczność co jak wyjdzie na ulice krzyczeć przeciw czemuś zaraz się do nich strzela gumowymi kulkami czy wodnymi armatkami. Przestań Monia cudować!!! - mówię do siebie to już chyba ze mną nie dobrze.Pamiętaj nadgorliwość gorsza od faszyzmu...
By maluszki nie ucierpiały gdy któreś podejdzie pod nogi ustawiłam skrzyneczki nieduże po kącikach gdzie ich matki częściej leżą, maluch leży, śpi i ma spokój a gdy do mamy cyca chce iść spokojnie wyskakuje i trafia gdzie potrzeba. U mnie nie ma lamp w stajni nie grzeje ich dla zasady, trzymam w ciepłej stajni przy matkach i to im wystarczy. Wciąż z Kubą mam problem mimo, że daję ogłoszenia nikt chętny nie chce go kupić. Czytam na blogach czy forum że ludzie jedzą kozły bez problemu po jesiennych rujach ale obawiam się że mięso 4 letniego może dosłownie śmierdzieć i prędzej się zmarnuje niż to cokolwiek warte będzie.By gospodarstwo strat nie przynosiło tylko pewien zysk postanowiłam, że do końca marca poczekam z takim rozwiązaniem, pisze zatem po gospodarstwach agroturystycznych a może chętny się znajdzie tym bardziej, że zaznaczam iż mogę wykastrować na swój koszt i tanio sprzedać by pożył w spokoju jeszcze trochę. Jeśli nie sprzedam to przerobie chłopinę na kiełbasy. Słonina i podgardle wieprzowe jest to i flaki zakupię i zacznę prace kiełbasiane. W garnku glinianym w lodówce peklują się boczki a osobno na sucho słonina w soli z przyprawami. Będzie wielkie wędzenie przed świętami, już czuję zapach dymu z owocowych drzew, doglądania przez dobrych kilka godzin i na końcu zapachu wędzonych mięsiw które będę w wielkim garze zaparzać. Te wszystkie smaki i zapachy wciągają mnie w taki nastrój melancholii patrząc na dymiący komin wędzarni można usiąść, pomyśleć i na chwile tkwić bezruchu czasem odrywając się by podpatrzeć na wędzonki.
Kolejny chleb w piecu rośnie, po domu rozchodzi się zapach a ja utkwię na chwilkę może dłużej oczy w książce......

Forum

Zapraszam na forum które stworzyłam dla osób hodujących zwierzęta przede wszystkim kozy, choć nie tylko :) http://kozolin2.iq24.pl

środa, 6 marca 2013

W wolnej chwili

Czas biegnie bardzo szybko, w ciągłym biegu wieczorami siadam przed monitorem by na chwile się wyłączyć. W trakcie zawsze coś się pichci albo chleb w piecu rośnie. Popijam herbatkę z miodem akacjowym i staram się coś sensownego napisać :) Na pewno wspomnę o kilku ciekawych sprawach. Maluszki rosną jak na drożdżach, teraz nadszedł czas ciągłej kontroli wymion i zdajania nadmiaru. Siarę mrożę w ilościach hurtowych. Mela nie daje mi innej możliwości, jej nadprodukcja może jej tylko zaszkodzić.Mimo, że kozy mam już spory czas zawsze z ogromnym zachwytem patrzę na ich pierwsze kroki a po dwóch dniach za bieganie jakby chodziły już od roku....To niewiarygodne, że my jako ssaki jesteśmy tacy do tyłu, mali..... niepozorni.Nadal czekam na wykot Basi a ona gwiżdże na mnie ;) W przyszłym tygodniu odwiedza nas  przedszkole około 30-go dzieci z grupy straszaków. W przedszkolu zaczął się temat o zwierzętach gospodarskich więc sama od siebie zaproponowałam mały wykład maluchom o smacznym mleczku i o sympatycznych kózkach. Może te stereotypy u nas na wsi się złamią dzięki chłonnym główkom dzieciaczków.Miałam wczoraj bardzo miłą wizytę i jak widać na tym się nie skończy. Z spontanicznego spotkania myślę, że rozwinie się miła znajomość na dłużej. Odwiedziła mnie tynka z blogu
 Przez krótką chwilę... I jedno mam do powiedzenia na temat tego spotkania .....TRWAŁO ZA KRÓTKO!!!!!!
Pozdrawiam :))))

wtorek, 5 marca 2013

Kolejne maluchy na świecie

Całą noc przesiedziałam w stajni, w sumie tę drzemkę trzy godziną pomijam bo czuję się jakby mnie przez maszynkę do mielenia ktoś przeciągnął. Dziś doczekałam się wykotu Meli jak zawsze zuch dziewczyna dała radę sama bez żadnych akcji i mojego zaangażowania. Okociła piękną dużą kózkę o umaszczeniu Kuby, no cud miód :))) I koziołka do nikogo podobnego chyba po sąsiedzie heheheh :D Ważne, że zdrowe i już najedzone :))) Wykoty Meli zawsze mają dla mnie ogromne znaczenie emocjonalne, radość przeżywania narodzin dzielimy razem. Mela zawsze potrafi okazać mi uczucie za wsparcie, że jej nie zostawiam. Liże mnie po twarzy gdy maluszkom pomagam na pierwsze chwytanie strzyków gdy wycieram je do sucha po tym jak wyliże je mama. Z Melą mamy więź którą nikt nie jest wstanie przerwać aż do końca naszych dni.Gdy zobaczyłam Łaciatkę od razu wiedziałam że z nami zostanie.
Łaciatka
Koziołek
Nie nadamy mu imienia.



poniedziałek, 4 marca 2013

Drugi dzień i nurkowanie....

Mija już drugi dzień urwiska. Bardzo silny i wcina za dwóch. Wymię pięknie opróżnia. Do tego jeszcze bardzo ciekawski :)) Mysza kociła się u mnie pierwszy raz ale jest wspaniałą i opiekuńczą matką.

A tu temat pod tytułem: "jak dobrze nurkuje się w sianie" :))


Dziś był piękny, ciepły słoneczny dzień wiatr zawiewał zapachem wiosny słoneczko grzało a ja działałam na dworze co chwila spoglądając w oczekiwaniu na moje dwie kozule co mają się kocić.Hmmmm no właśnie mają a nadal cisza ....No więc, czekamy dalej :)))
Pozdrawiamy!!!

sobota, 2 marca 2013

Pierwszy wykot

Pierwszy poród za nami, rodziła Myszka. To był ciężki poród choć myślałam, że z nią pójdzie szybko.Myliłam się .... Zaczęło się po 9 rano o 10 były już dość widoczne symptomy. Zrobiła gniazdo co u mnie w stadzie jeszcze nie wystąpiło. Siedziałam u niej i obserwowałam ,stwierdziłam że jeszcze trochę to potrwa więc pojechałam do sadownika po jabłka dla nas i spady dla zwierząt , po drodze po ziarno i kilka rzeczy do ogrodu.Zajęło mi to około godziny. Weszłam od razu do stajni wisiał już czop płodowy biegiem więc przebrałam się i przygotowałam wszystkie potrzebne mi rzeczy jak: ręczniki, fiolet do odkażenia pępków, gazę, rękawiczki lekarskie , parafinę ,spirytus do odkażania rąk itp. Po chwili Mysza zrobiła się dość niespokojna, mocno pobekiwała w trakcie parć, co chwilę zmieniała pozycję, podgryzała mi spodnie i lizała po rękach.Czułam, że coś jest nie tak ,chciałam wymacać koźle ale jej nerwowość i ciągle bieganie po stajni uniemożliwiało mi to. Pomyślałam, że poczekam... nie będę jeszcze interweniować. Po chwili zrobiło się dość niepokojąco, pokazywały się racice i za chwile cofał się płód. Zawołałam Tomka poprosiłam by mi ją trzymał ( dziwię się że nie zemdlał heheh)  zdezynfekowałam dłonie, wysmarowałam parafiną i starłam się wymacać płód. Ułożony był tyłem, jedna racica się zawinęła do góry, ciężko było uchwycić więc musiałam przekręcić je tak by racice ułożyły się do wykotu. Nie powiem Myszka cierpiała, trzęsła się i pobekiwała żałośnie  dlatego starałam się wyciągnąć młode delikatnie ale  jak najszybciej by nie męczyła się dłużej. Niestety to nie było proste, okazało się że jest tak duże że nie może przejść przez drogi rodne... trzeba było czekać na skurcze a Mysza siły traciła z minute na minutę, na szczęście wyciągnęłam je i ulgę poczułam poruszając nim i złapało pierwszy oddech....Odeszłam na bok pozwoliłam by je sama wylizała, młode w ciągu 15 minut wstało samo napiło się siary (z małą moją pomocą) a teraz odsypia poród. Jestem okropnie zmęczona psychicznie , taki stres i emocje dają popalić, ale ciesze się bardzo że udało mi się uratować i matkę i dziecko. W poniedziałek z rana pojadę do weta po lek osłonowy dla matki, podam domięśniowo by dmuchać na zimno i osłonić macicę. Zrobiłam bym to dzisiaj ale taki nasz kraj weterynarz po godzinach pracy telefonu nie odbierze.Niech ich szlag.....!!!!! Urodził się jeden koziołek co dziwi mnie to bardzo bo to pierwszy koziołek z rodu KUBY :)))) Zdrowy wazy ponad 4kg !!! I bardzo bardzo silny :)))) Łożysko wydaliła po około 2 godzinach a ja odetchnęłam  z ulgą i mogę chwilę odpocząć. Reszta kóz jeszcze czeka na swoją kolej... Mi praca się dopiero zaczyna tym bardziej że zaraz przyjedzie mi pół świni i trzeba będzie obrobić mięso, poćwiartować bo będzie w całości. Trzymajcie kciuki za resztę kóz kochani !!!


piątek, 1 marca 2013

Gdy się czeka....

Napięcie rośnie!!! Trzy kozy na raz szykują się dziś do wykotu, będzie wesoło !!! Biegam co godzinę, sprawdzam i widzę postępy. Oby się dziś lub jutro wykociły bo już zmęczenie sięga zenitu tak latać w tym zimnie. Wczoraj w miarę było fajnie nie za zimno ale też ciepło nie rozpieszczało, niebo zachmurzone ale dało się pracować. Zaprowadziłam dzieci do przedszkola i od razu zabrałam się za prace porządkowe. Wygrabiłam całe podwórko, skalniak wysprzątany z liści, zruszyłam ziemie i wygładziłam kopce, krety jak na złość skupiły się na nim. Ogród z kwiatami uprzątany i przygotowany na wiosenne kiełkowanie. Ogólne porządki przedwiosenne. Największa radość była na mojej twarzy gdy odkryłam pod pokrywą słomy i obornika w ogródku  pierwsze przebiśniegi i coś tam jeszcze bo się na kwiatach nie znam :))). Pewnie bym ich wcale nie miała gdyby nie teściowa przywoziła hurtowe ilości :) W sumie ciesze się, że mnie do kwiatów przekonała ale ja nadal się uczę ich uprawy by upiększyć te nasze podwórko


.Kurcze mimo, że ja tu o kwiatach pisze wciąż w głowie mam te moje kozy, trzy matki na raz ... się zgadały... :))) Jeśli byli właściciele mówili prawdę to Myszka i Basia urodzą trojaczki, Mela jak zawsze parkę,,, razem ośmioro koźląt plus Mania na maj też parkę.Będzie wesoła gromadka :) I jak znam życie i Kuby uwarunkowania będą same dziewuchy. Ani jednej nie zostawiam u siebie, wszystkie na sprzedaż lub ewentualnie na ubój choć tego wole uniknąć. Lubię kozinę ale z koziołków z kózek.. no nie wiem ale gdzieś nie mogę. Kózki mają dla mnie wartość emocjonalną. Wiem.... czuję, że są to cudowne istotki które mają dawać mleko, nie umiem się w tej kwestii przestawić.Koziołek to koziołek wiem, że na ubój ale kózka??? Kurcze... byle im zaleźć dom. Dlaczego żadnej nie chcę zostawić? Bo mam w okolicy kozła Anglonubijskiego i po nim zostawię sobie dziewuszki a koziołki sprzedam - jak się uda. Widzi mi się taki miks z kłapouchymi uszkami :) Zaraz lecę znów do kóz i kończyć porządki w stodole bo ostatnio sporo tam zaniedbałam. Tylko jakoś tak się nie chce... wieje strasznie, pada deszcz ze śniegiem co jakiś czas i ogólnie pogoda pod psem!!! Tylko czas ucieka i trzeba się mobilizować. Mam nadzieje, że następny post będzie ogłoszeniem narodzin i zdjęciami maluchów bo już to latanie mnie drażni heheheh Człowiek jest tak ciekawy!! już by chciał a czekać musi :)))) Pozdrawiam