Łatka dziś była osowiała, leżała, nie bawiła się...tak jakoś za spokojnie jak na 5 tygodniowe koźle.Jeszcze to wymię Meli mnie zastanowiło:"Takie pełnie ??" Pomyślałam trzeba będzie zdoić, bo obijało się na boki i ocierało o nogi kozuli. Już miałam podejść do Łatki jak Tomek mnie zawołał i musiałam lecieć do domu. Miedzy czasie jak szykowałam obiad synek coś zaczął marudzić i kaszleć. Położył się spać, Tomek zajęty pracą na ogrodzie przy obudowaniu obornika nie miał czasu mnie zastąpić. I tak minęły dwie godziny. Wyrwałam się z domu i poszłam na ogród, przechodząc koło okólnika nic mnie nie zaniepokoiło, kozule jadły sianko a maluchy wojowały na stertach opon z traktorów które im poukładałam do wyskoków w dal ;) Przy truskawkach zaczęłam więc robić a tu Melka wychyliła łeb za ogrodzenie i drze się wniebogłosy!!! Od razu wiedziałam, że coś jest nie tak, jak mnie woła znaczy COŚ SIĘ STAŁO-POMÓŻ. Od razu pobiegłam na okólnik. Rozejrzałam się, zauważyłam że Łatki nie ma ... Biegałam wszędzie wołając i szukając szkraba. W małym ciemnym kąciku schowała się leżąc dziwnie jakoś tak jakby jej nie było tam wcale. Podniosłam ułożyłam na kolanach i położyłam dłonie w dołach głodowych. Nasłuchiwałam i czekałam na jakiś ruch żwacza. Minęło z 10 min -NIC!. Nie zastanawiając się zaczęłam masować żwacz.NIC !! Pobiegłam do domu rozpuściłam trochę drożdży w letniej wodzie zalałam drobiną wrzątku by zabić nadmiar baterii i wlałam do butelki z dużą dziurką i poleciałam do niej. Uniosłam główkę i wykonałam wlew. Była oszołomiona że jej coś robię. Mela stała nade mną i patrzyła wiernie. Minęło 30 min Łatka wstała, wyciągnęła się, przeżuła cofkę i galopem do matki wyciągnąć z niej te wspaniałe soki które tam tylko na nią czekały....Ufffff
niedziela, 14 kwietnia 2013
Strachu się najadłam!!!!
Pamiętacie moją Łatkę ?? co zostaje u mnie, córa Kubusia i Meli....tak tak o niej mowa, moja mała wybranka. Dziś mnie doprowadziła do zawału..... W sumie od wczoraj się zaczęło.Zastanowiło mnie, że jak Mela wołała swoje dzieci do cyka przybiegał tylko koziołek, Łatka stała z boku... ale pomyślałam:"może się najadała siana i nie ma apetytu??" Ogólnie biegała sobie po okólniku, nie widziałam nic niepokojącego....Do dziś...
Łatka dziś była osowiała, leżała, nie bawiła się...tak jakoś za spokojnie jak na 5 tygodniowe koźle.Jeszcze to wymię Meli mnie zastanowiło:"Takie pełnie ??" Pomyślałam trzeba będzie zdoić, bo obijało się na boki i ocierało o nogi kozuli. Już miałam podejść do Łatki jak Tomek mnie zawołał i musiałam lecieć do domu. Miedzy czasie jak szykowałam obiad synek coś zaczął marudzić i kaszleć. Położył się spać, Tomek zajęty pracą na ogrodzie przy obudowaniu obornika nie miał czasu mnie zastąpić. I tak minęły dwie godziny. Wyrwałam się z domu i poszłam na ogród, przechodząc koło okólnika nic mnie nie zaniepokoiło, kozule jadły sianko a maluchy wojowały na stertach opon z traktorów które im poukładałam do wyskoków w dal ;) Przy truskawkach zaczęłam więc robić a tu Melka wychyliła łeb za ogrodzenie i drze się wniebogłosy!!! Od razu wiedziałam, że coś jest nie tak, jak mnie woła znaczy COŚ SIĘ STAŁO-POMÓŻ. Od razu pobiegłam na okólnik. Rozejrzałam się, zauważyłam że Łatki nie ma ... Biegałam wszędzie wołając i szukając szkraba. W małym ciemnym kąciku schowała się leżąc dziwnie jakoś tak jakby jej nie było tam wcale. Podniosłam ułożyłam na kolanach i położyłam dłonie w dołach głodowych. Nasłuchiwałam i czekałam na jakiś ruch żwacza. Minęło z 10 min -NIC!. Nie zastanawiając się zaczęłam masować żwacz.NIC !! Pobiegłam do domu rozpuściłam trochę drożdży w letniej wodzie zalałam drobiną wrzątku by zabić nadmiar baterii i wlałam do butelki z dużą dziurką i poleciałam do niej. Uniosłam główkę i wykonałam wlew. Była oszołomiona że jej coś robię. Mela stała nade mną i patrzyła wiernie. Minęło 30 min Łatka wstała, wyciągnęła się, przeżuła cofkę i galopem do matki wyciągnąć z niej te wspaniałe soki które tam tylko na nią czekały....Ufffff
Łatka dziś była osowiała, leżała, nie bawiła się...tak jakoś za spokojnie jak na 5 tygodniowe koźle.Jeszcze to wymię Meli mnie zastanowiło:"Takie pełnie ??" Pomyślałam trzeba będzie zdoić, bo obijało się na boki i ocierało o nogi kozuli. Już miałam podejść do Łatki jak Tomek mnie zawołał i musiałam lecieć do domu. Miedzy czasie jak szykowałam obiad synek coś zaczął marudzić i kaszleć. Położył się spać, Tomek zajęty pracą na ogrodzie przy obudowaniu obornika nie miał czasu mnie zastąpić. I tak minęły dwie godziny. Wyrwałam się z domu i poszłam na ogród, przechodząc koło okólnika nic mnie nie zaniepokoiło, kozule jadły sianko a maluchy wojowały na stertach opon z traktorów które im poukładałam do wyskoków w dal ;) Przy truskawkach zaczęłam więc robić a tu Melka wychyliła łeb za ogrodzenie i drze się wniebogłosy!!! Od razu wiedziałam, że coś jest nie tak, jak mnie woła znaczy COŚ SIĘ STAŁO-POMÓŻ. Od razu pobiegłam na okólnik. Rozejrzałam się, zauważyłam że Łatki nie ma ... Biegałam wszędzie wołając i szukając szkraba. W małym ciemnym kąciku schowała się leżąc dziwnie jakoś tak jakby jej nie było tam wcale. Podniosłam ułożyłam na kolanach i położyłam dłonie w dołach głodowych. Nasłuchiwałam i czekałam na jakiś ruch żwacza. Minęło z 10 min -NIC!. Nie zastanawiając się zaczęłam masować żwacz.NIC !! Pobiegłam do domu rozpuściłam trochę drożdży w letniej wodzie zalałam drobiną wrzątku by zabić nadmiar baterii i wlałam do butelki z dużą dziurką i poleciałam do niej. Uniosłam główkę i wykonałam wlew. Była oszołomiona że jej coś robię. Mela stała nade mną i patrzyła wiernie. Minęło 30 min Łatka wstała, wyciągnęła się, przeżuła cofkę i galopem do matki wyciągnąć z niej te wspaniałe soki które tam tylko na nią czekały....Ufffff
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Jak to dobrze że nie tracisz głowy w takim momencie - tylko zabierasz się od razu do działania. Podziwiam.
OdpowiedzUsuńnie ma jak zimna krew i opanowanie ...!
OdpowiedzUsuńPodziwiam, bo nic bym nie zrobiła w tej sprawie. Niestety nie znam sie na zwierzętach. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDlaczego drożdże? Co one robią?
OdpowiedzUsuńDrożdże to bakterie które jakbym to powiedziała ruszają żwacz. Koza trawi właśnie bakteriami, jeśli zatrzymał się żwacz trzeba go ruszyć by zaczął trawić. Myślałam że coś zjadła ale po przemyśleniu gdyby coś zjadła co by jej zaszkodziło dostała by prędzej wzdęcia a ona miała zapadnięty brzuch czyli żwacz był pusty i się zatrzymał. :)
UsuńPo kuracjach antybiotykowych uzupełnia się bakterie podając drożdże paszowe lub te spożywcze.
UsuńTo jak szybko od urodzenia się takie małe koźlątko zaczyna jeść siano?
UsuńPo 2 tygodniach zaczyna skubać sianko, po 3 tygodniach podjada już zboże, marchewkę tartą na tarce.
UsuńPodziwiam Twoją wiedzę i opanowanie, prawdziwa gospocha z Ciebie. Cieszę się, że wszystko skończyło się dobrze, a jak synek, zdrowy? Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńSynek niestety chory, kaszle jak z zaświatów. Nie wiem już co robić nic nie pomaga co chwile chory :(
UsuńMoja córa chociaż dużo starsza od Twojego synka co zimę się rozkładała - nie jakoś strasznie, były kaszelki, katarki, ogólne osłabienie. Takie dziecko nie chore - nie zdrowe. Ostatniej jesieni dostała trzy serie szczepionki (tabletki doustne). Bierze się ją 20 dni i robi 10 dni przerwy. Nie podaję nazwy, bo pediatra powiedziała, że są różne, różnych firm. To są osłabione/nieżywe bakterie najpopularniejszych chorób układy oddechowego dzieci. Ta zima obyła się bez chorowania. Pomogło.
OdpowiedzUsuńInna sprawa, że dzieci chodzące do przedszkola przechorowują po kolei wszystkie bakterie z którymi się stykają. To powoli mija w wieku szkolnym.
Moje koleżanki dawały wyciąg z jeżówki na uodpornienie. Ponoć pomaga.
Zdrówka synkowi życzę!
Niezmiennie podziwiam Twoją wiedzę i wyczucie dotyczące kózek.
Pozdrawiam.
Muszę notować te Twoje historie z kozami...;)
OdpowiedzUsuńJeśli mi się już koza trafi, będziesz jak mój dr google :)
Cieszę się, że z młodą wszystko dobrze.
pozdrowienia
witam:)
OdpowiedzUsuńdzielna jesteś, ja miałam tak z moją Reginą, tylko, że ona zrobiła sie kwadratowa !!! Ręce mi opadły i wszystko z rąk jak ją zobaczyłam, szybko do wyroczni-internet,wyczytałam, że ciepła woda, polewanie boku, drożdże też jej dałam, smecte, 3 h i po krzyku, ale co ja się strachu najadłam to tylko ja wiem, zważywszy na to, że jeszcze rok nie minął jak mam pierwszą koze.ufff, ps. świetny blog :)
Witaj serdecznie na moim skromnym blogu :) Twoja Regina miała wzdęcie, żwacz się zatrzymał a był pełny. Wtedy zbiera się gazy , mojej zatrzymał się będąc pusty i nadal nie wiem czemu.Wzdęcie u kozy miałam upuściłam je sondą wprowadzając do żwacza..
UsuńCoraz bardziej Cię podziwiam.
OdpowiedzUsuńDziękuje Brydziu! myślę, że to rzecz normalna dla każdego hodowcy dużego czy małego że musi się nauczyć dbać o zwierzęta i pomagać im gdy chorują.
UsuńW zeszłym roku Kuźkę swoją też drożdżami uratowałam. Sąsiedzi podpowiedzieli, że kiedyś robili tak dla krów. Popróbowałam - udało się. Ale w tym roku maluszku, niestety, nie uratowałam. Tak szybko wszystko sie zdarzyło, że nie zdążyłam nawet z chlewka wyskoczyć :( Jak fajnie, że u Ciebie wszystko dobrze się skończyło!
OdpowiedzUsuńA wiesz jaka była przyczyna upadku koźląt ? jak się zachowywali przed upadkiem ? jakie były objawy wcześniej ? Hodowca przede wszystkim jest obserwatorem, często jesteśmy wstanie wychwycić kilka drobnych szczegółów w zachowaniu kóz bardzo wcześnie. Nie chcę byś odebrała mnie jako Mądralę ale jeśli jest możliwość warto zawsze szukać przyczynny.
UsuńO tu pisałam, na samym początku posta: http://wzaciszupodlasia.blogspot.com/2013/04/po-swietach.html Pytałam sąsiadów, całe życie przecież trzodę hodują, a są wszyscy już emerytami - nikt czegoś takiego nie widział :( I nie liczę Cie za mądrale. Ty zajmujesz się hodowlą z miłości do sztuki :D i jesteś w tym dobra. Ja też to lubię, ale nie jest to miłość mojego życia :) i mam dużo innych obowiązków, które wykluczają całkowite poświęcenie się hodowli. Dlatego zawsze staram się wysłuchać, co mają do powiedzenia w tej kwestii inni :)
UsuńOdpisałam ci pod tym postem twoim.
Usuń