Dziadziuś odmówił posłuszeństwa i zawetował. Tomek całą sobotę naprawiał, kombinował i nie dawało skutku. Jak można żyć bez komputera ?? Oj nie odpowiem.... bo nie wiem... wieczorem już mnie szlak trafiał,że nie mogę wejść poczytać... Chciałam upiec ciasto na niedziele ale mój ulubiony przepis oczywiście zapisany na kompie a pamięci nie mam tak wygórowanej by wiedzieć co i jak i kiedy heheheh. Dziś zrobił kompletną prowizorkę coś po przestawiał coś dostawił, jak się na tym nie znam, nie wiem fachowo nie powiem heheheh ale działa:)) Tylko trzeba co chwilę wyłączać by się nie przegrzał i dosłownie nie spalił.I tak trzeba kupić nowy długo tak nie pociągnie. Na takiej prowizorce szybciutko chcę wam napisać jak minął mi weekend. W sobotę jak zamierzałam tak uczyniłam i poszliśmy do lasu na spacer,,, no i oczywiście jak tradycja mówi trzeba do niej powracać i aparatu nie wzięłam hihihi. Kto by pamiętał gdy ogarnia maluchy do wyjścia i wraca się po "Bidony" z piciem trzeci raz :))))
Spacerek się udał powdychaliśmy tego leśnego zapachu, poszuraliśmy butami wśród liści i nazbieraliśmy opieńki :) Sporo się tego uzbierało :)
Miedzy czasie zdarzyłam po nocach zrobić kilka rzeczy :)
Do pary powstał kolejny woreczek na suszone śliwki z naszego ogrodu.
Skończyłam malowanie taboretu który kiedyś był krzesłem. Jak to meble sosnowe nie jest to trwałe drewno i szybko się niszczy. Oparcie kiedyś zaczęło się wpierw ruszać później po prostu odpadło gdy pechowo się na nim opierałam. Skończyło się guzem na głowie ale stwierdziliśmy z Tomkiem, że szkoda wyrzucać więc ściął oparcie i został taboretem ochrzczony. Ze niszczonego powstał o to taki nowy ładny taboret do kuchni :)
przed
i po :)
Miedzy czasie powstał kuferek lawendowy
Dziś całą rodzinką pojechaliśmy do Częstochowy do mojego taty na obiad. Miało to być rodzajem odpoczynku ale wyszło sennie. Zjedliśmy obiad a ja po prostu zasnęłam przesypiając 3 godziny błogim snem. Chyba zmęczenie dało swoje znać. Troszkę było mi głupio, przyjechało panisko najadło się i poszło spać hehehehhe ale chyba zostało mi to wybaczone ;)
Niestety gdy wróciliśmy okazało się, że nie ma moich indyków na okólniku. Gęsi, kaczki są, żadnych piór ani śladów by coś wlazło i porwało moje indyki. Szukałam przez dwie godziny aż nadszedł zmrok .... nie znalazłam :( Mam nadzieje, że po prostu zwiały i ukryły się w lasku a rano wrócą. Mam nadzieje, że nikt mi je nie ukradł :( Cholera człowiek to ma pecha!!! no łańcuchem się za mną to ciągnie ostatnio..,. Zobaczymy rano .
Pozdrawiam was gorąco i miłego tygodnia życzę.....
Super miałaś weekend... a zakończenie smutne. Mam nadzieję, że indyki się znajdą.
OdpowiedzUsuńKuferek lawendowy - genialny :-)
Pozdrawiam serdecznie.
Kochana weekend (poza zaginięciem indyków) udany!
OdpowiedzUsuńa kuferek PIĘKNIE Ci wyszedł :)
mam nadzieję, że ptactwo wróci do Ciebie...pozdrawiam!
skrzynka w lawendowy deseń śliczna. ja w ogóle mam słabość do lawendy :) a bez netu... cóż, chyba wszyscy jesteśmy od niego uzależnieni ;/
OdpowiedzUsuńEch.. złodziej nas pilnuje a nie my jego. Oby się jednak znalazły. A i zabezpieczać się trzeba wyjeżdzając na dłużej. Pozamykac zwierzaki i tyle.
OdpowiedzUsuńFajnie upiekszasz swój domek. Pozdrawiam :)
Wybacz Moniko, ze dopiero dziś piszę, ale mam mało czasu na blogowanie i pisanie :)) Bardzo Ci dziękuję za dzemik , jeszcze nie próbowałam, szkoda mi otwierać .:)) Ser super, zajadamy ze smakiem :)
OdpowiedzUsuńŚciskam mocno !
Mam nadzieje,że Twoje indyki już sie znalazły.
Monika jak ty pieknie juz potrafisz ozdabiać przedmioty:) Kuferek i taboret...mistrzostwo świata:) a indyki wiem juz,że się znalazły(przeczytałam kolejnego posta) więc wszystko się dobrze skonczyłao:)
OdpowiedzUsuń