Czasem przychodzą takie dni ale wczoraj ja osobiście miałam wszystkiego dosyć. Chciałam usiąść płakać i zostawić wszystko za sobą.
Pojechałam do miasta sprzedać jaja, ser, mleko i mięso królika. Miałam to zamówione więc pojechałam. To co zastałam jak wróciłam doprowadziło mnie do rozpaczy. Mania miała ruję więc Kubuś wariował i zerwał się z uwięzi, za nim galopem poleciały kozy wprost do mojego ogródka. Cała kilku tygodniowa praca, cały wysiłek poszedł do ich żołądków. Wyjadły mi doszczętnie wszystko, dodatkowo nie oszczędziły poziomek, truskawek, czerwonej porzeczki i malin. Przegoniłam towarzystwo na okólnik, usiadłam na pieńku i się dosłownie rozpłakałam. Myślałam, że nic więcej już mi nie dojdzie ale się myliłam, Mela dostała zapalenia wymion. Na domiar wszystkiego mąż wrócił z pracy bez pieniędzy bo oczywiście jak zawsze musi być problem. Miałam ochotę wczoraj usiąść i dosłownie się upić z żal;u i bezsilności. No ale praca gnała prace, trzeba było ugotować na biegu dzieciom obiad, nakarmić zwierzaki i na koniec iść i obejrzeć już na spokojnie straty na ogródku. Wczoraj już nic nie chciałam pisać o tym bo pewnie by leciały niecenzuralne słowa, tak byłam wściekła. Myślałam no pójdę spać i odeśpię te problemy a jutro już będzie lepiej. Niestety nie pomogło wciąż widzę te straty na ogrodzie i wokoło ciągłe problemy. Mela ma takie zastoje w wymieniu, że dziś nie mogłam ją zdoić, rano aż stękała z bólu jak próbował wyjść jej przez mały kanał spory skrzep krwi i mleka. Od wczoraj jest pogorszenie a zaczęło się od małych skrzepów. Mimo, że badałam mleko czy nie ma zapalenia nic nie wychodziło. Smarowałam maścią przeciw zapaleniom ale dziś pojechałam już po zamówiony wczoraj lek do wymienia. Dziś ją zdoję wieczorem, maluchy wstawię do boksu a rano zdoję i wyleje mleko. Mam nadzieje, że jej pomoże. Lek na szczęście nie ma karencji na mleko tylko jutro rano wyleje a cały dzień maluchy będą mogły pić mleko od mamy. Byle by jej się polepszyło. Kocham te moje kozule jak im się coś dzieje złego okropnie to przeżywam.
Na domiar wszystkiego dziś Tomek miał montować pastucha na polu a leje cały dzień. Dziś nie jest mój Dzień. Niech się skończy bo ja już wysiadam.
głowa do gory niezawsze jest tak jakbysmy sobie zyczyli ale po burzy zawsze wychodzi slonce:)) zobaczysz nadejdzie lepszy dzien... bo przeciez nie zawsze ma byc zle czasem bywaja dobre dni:)
OdpowiedzUsuńDzięki karola za dobre słowo. U mnie zawsze są dobre dni, patrzę pozytywnie na życie i takie dni jak teraz przychodzą do mnie bardzo bardzo rzadko jednak chyba miara się u mnie cierpliwości przebrała.
Usuń:) obys zawsze miala szczesliwe dni
UsuńNapisz jutro, co u Meli.
OdpowiedzUsuńOgródka i Twojej pracy szkoda_bardzo.
Ale uśmiechnij się. Jutro będzie lepiej :)
to dobrze, że jesteś taką radosną i wrażliwą osóbką, dlatego takie coś jak wczoraj wyprowadziło Cię z równowagi! będzie dobrze!
OdpowiedzUsuńtrzymam kciuki!
A jak straty ogrodowe? udało się coś uratowac?
Pozdrawiam!
hm ... jednym słowem rzeczywiście nieciekawy dzionek ...
OdpowiedzUsuńżal ogrodu bo sama wiem, co znaczy o niego dbać ...
i jak tu Ci pomóc ? pomyślę ...