Chciałabym zacząć swój post od wspaniałych wieści ale niestety rozczaruję Was....Mela ma nawrót zapalenia wymion , jedyna rzecz jest pocieszająca że jej stan zdrowia jest dobry nie ma takich objawów jak wcześniej. Przez cały Weekend doję ją co2-3 godziny przez całą dobę tak by zapalenie nie miało możliwości rozwoju. Oczywiście weterynarze znów nawalili na całego jeden nie osiągalny, drugi zaś nie miał zastrzyków do wymiennych bo mu się skończyły i oczywiście przeszkodziłam mu w pakowaniu się na wycieczkę. Cóż jaki kraj tacy specjaliści. W sobotę na dodatek Melka dostała rui i jej niespełna 2 miesięczna córka . Szło oszaleć dosłownie wariacje na całego. Darły się jakby je ktoś obdzierał ze skóry a ja grzecznie i posłusznie biegałam z młotkiem by dobijać dechy które rozwalał nasz kochany Kubuś w boksie. No nic pomyślałam - "zew natury" co się dziwić ;) Wczoraj pod drugą kwoka zaczęły wykluwać się pisklęta, niby radosna wieść ale coś mi nie pasowało. Wyjęłam więc kwokę i jej 3 małe pisklaki w 3 jajach już skorupki popękały ale zapach uderzył we mnie, jeszcze takiego czegoś ani nie czułam ani nie widziałam. Jedno pisklę wykluło się wcześniej i zostało zgniecione jajami. Pozostałości po nim było okropne. Plus robactwa i larw much było od ch....y. Szkoda gadać, zostało mi to wysprzątać, zasypać wapnem, zrobić nowe gniazdo, wsadzić maluchy, jaja i posadzić kwokę. Od wczoraj postępu tych innych jaj nie ma chyba robactwo dostało się (niestety) do środka jaj. Pewnie zostaną tylko te trzy jak na razie nic tam już nie ruszam, czekam cierpliwie do wieczora co będzie się działo. Przymrozek u nas spustoszył kilka roślin ale najtrudniej było mi przeżyć padające jeden po drugim indyki. Zrobiłam okropny błąd kupując indyczki przed ogrodnikami. No cóż człowiek uczy się na błędach szkoda tylko, że na swoich inaczej bym postąpiła już teraz. Na początku czerwca będę musiała podkupić kolejne indyki ale tym razem zapłacę więcej i kupie starsze. Od wczoraj u nas słoneczko świeci i są upały 30 stopniowe co mnie bardzo cieszy. Gęsi i kaczuszki taplają się w wodzie grzejąc w wysokiej trawce. Myślę, że ciepły wiatr przyniesie już tylko mi lepszą passę. Wczoraj siadła kolejna kwoka na jajach, radość odczuwam wielką ponieważ jak to mówią "Trzeba być bardzo dobrym gospodarzem by kwoka wysiedziała jaja " :) No więc staram się i biegam wokół piskląt i ich mamuś bym na grudzień miała jajeczka od swoich gospodarskich kurek :)
Czekam na weterynarza który przyjedzie zbadać Melę i zacząć nowe leczenie, przyda się trzymanie kciuków by już zadziałało. Przez ostatnie kilka dni wylałam już ponad 20 litrów mleka, w chwilach dużej gorączki wymienia zakładałam jej rajstopy na wymiona z liśćmi kapusty by zbić gorączkę. Okoliczny lasek został oberwany przeze mnie z gałęzi dębu i kory. Wszystko by zbić goryczkę wymienia i zatrzymać rozwój bakterii. Myślę że gdyby nie robiła tego co robiłam dziś było by już fatalnie.
Jak się nie hoduję to się nie traci.... Tak już w życiu jest nie ma nic za darmo.....
Pozdrawiam serdecznie czytających :)
Trzymam kciuki jak najmocniej.... strasznie masz ostatnio pod górke, więc cyba teraz musi być już tylko lepiej ...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Ojej a myślałam, że Mela już zdrowa będzie. Mam nadzieję, że szybko dojdzie do siebie a Ty biedna masz urwanie głowy z tym całym zwierzyńcem!
OdpowiedzUsuńTrzymaj się tam!
Pracy u mnie zawsze dużo, nie narzekam kocham takie pracowite życie. Byle by mi ten zwierzyniec nie chorował, przeżywam takie sytuacje. Jak to każdy chciałby by "szło mu jak po maśle", może teraz się coś zmieni i będzie tylko lepiej.Jestem dobrej myśli!!! Nadal czekam na weta coś mu się do mnie nie spieszy..... ehhhh
OdpowiedzUsuńDzięki dziewczyny !!!
Tyle kłopotów naraz! Teraz już musi być lepiej. Pogoda się poprawia to chociaż ona już nie będzie Wam szkodzić.
OdpowiedzUsuńLubię do Ciebie zaglądać, choć nie zawsze coś napiszę. Choć całe życie mieszkałam w mieście, to krew we mnie chłopska i rozumiem Twoją satysfakcję z wykonywania prac gospodarskich choć są czasami bardzo trudne i ciężkie.
Ja mam taka z każdej malutkiej roślinki, która szczęśliwie sie przyjmie. W tym roku posadziliśmy pierwsze własne jabłonie. Trochę "miejska" ta moja wieś ale zawsze to jakaś namiastka.